„Zarówno więc na poziomie regionalnym – wschodniej flanki Unii i NATO, jak i w wymiarze ogólnounijnym reakcja na wszystkich granicach Schengen powinna być taka sama, aż do osiągnięcia poziomu skuteczności. A ta, jak widać, wymaga wprowadzania stanów nadzwyczajnych z uwagi na groźbę dywersji prowokowanych – co niewykluczone - przez służby Rosji i Białorusi” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Zniszczenie zasieków na granicy polsko-białoruskiej. Czy mówimy tutaj o sabotażu, chuligańskim wybryku czy może braku świadomości zagrożenia ze Wschodu? Wśród zatrzymanych jest również działacz polskiej opozycji, który kilka lat temu nawoływał do „zatrzymania” państwa polskiego.
Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Warto, abyśmy przyjrzeli się sprawom, o których dotychczas się nie mówiło. Przede wszystkim – że mamy do czynienia z akcją ze strony Łukaszenki, która jednak nie dotyczy tylko Polski, ale również Litwy i Łotwy. Na pasach przygranicznych Litwy i Łotwy wprowadzono stan nadzwyczajny i stan wyjątkowy – właśnie po to, aby zapobiegać tego typu prowokacjom ze strony służb rosyjskich i ich agentów, ludzi przez nich manipulowanych i uwiedzionych. Myślę więc, że czas najwyższy, aby po stronie polskiej zastosować podobną reakcję.
Czy tak radykalne działania nie uderzą w wizerunek Polski?
Jeżeli przeniesiemy sprawę na jeszcze wyższy poziom, czyli w sfery Unii Europejskiej, warto wspomnieć, że w maju tego roku mieliśmy do czynienia z podobną co do natury operacją Maroka przeciwko hiszpańskiej Ceucie i Mellili. Spotkała się z równie zdecydowaną reakcją rządu hiszpańskiego. Wszystkie te płacze polskiej opozycji nad wizerunkiem Polski są więc pozbawione jakichkolwiek podstaw. Bo przecież nic nam nie wiadomo, aby Hiszpania w jakikolwiek sposób straciła wizerunkowo na obronie swoich granic przed presją imigracyjną prowokowaną przez Maroko po napięciu politycznym z Madrytem.
Zarówno więc na poziomie regionalnym – wschodniej flanki Unii i NATO, jak i w wymiarze ogólnounijnym reakcja na wszystkich granicach Schengen powinna być taka sama, aż do osiągnięcia poziomu skuteczności. A ta, jak widać, wymaga wprowadzania stanów nadzwyczajnych z uwagi na groźbę dywersji prowokowanych – co niewykluczone - przez służby Rosji i Białorusi. Oba państwa jednocześnie za moment będą prowadzić olbrzymie manewry wojskowe. Założenia szkoleniowe od lat przewidują agresję przeciwko Polsce i Litwie. I to nie są sprawy, które wolno lekceważyć, tym bardziej zważywszy na całą serię sygnałów słabości wysyłanych od początku tego roku przez Zachód: począwszy od wizyty Borrella w Moskwie, przez działania prezydenta Joe Bidena w kontekście Nord Stream 2 i oczywiście ostatnich wydarzeń w Afganistanie.
Trzeba traktować z całą powagą wszelkie działania zakłócające operacje polskich służb państwowych, również zbrojnych, takich jak Straż Graniczna, której zadaniem jest ochrona granicy. Zakłócanie ich pracy przez kogokolwiek powinno spotkać się z bardzo zdecydowaną reakcją
Straż Graniczna i polscy żołnierze, wykonując swoje zadania, spotykają się z atakami. Słyszymy, że są „bezduszni”, by nie przytaczać gorszych określeń, a część polityków i działaczy opozycji próbuje ich prowokować. „Bezduszności” mają dowodzić zdecydowane działania mundurowych wobec parlamentarzystów próbujących przedostać się do koczowiska imigrantów
Na pewno nie należy się uginać przed połajankami z czyjejkolwiek strony, ponieważ chodzi o bezpieczeństwo Rzeczypospolitej. Wszelkie badania wskazują na to, że większość polskich obywateli rozumie tę sytuację i popiera rząd w jego działaniach. Zresztą rząd właśnie dlatego jest wybierany nie na miesiąc, nie na tydzień, ale na całe kadencje, aby postępował w interesie państwa, zgodnie z najlepszym rozpoznaniem rzeczywistości.
Zadaniem rządu nie jest podążanie w każdym momencie za opinią publiczną, bo skala rozpoznania sytuacji jest lepsza po stronie rządzących z uwagi na dostęp do informacji polskich służb i cały aparat państwowy, który tę sytuację bada.
W związku z tym, mając mandat demokratyczny do rządzenia i zaufanie obywateli wyrażone w wyborach, w sytuacjach kryzysowych państwo musi działać sprawnie, a nie bać się, kto co powie i co sobie pomyśli. Nie wolno uginać się przed takiego rodzaju działaniami.
Na ile reżyserem wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej i wcześniejszych, na Litwie i Łotwie, jest sam Alaksandr Łukaszenka, a na ile jego protektor z Moskwy, Władimir Putin?
Sądzę, że nie ulega wątpliwości, że od lata zeszłego roku Łukaszenka jest klientem Putina i dzięki niemu utrzymuje się u władzy. W związku z tym operację tej skali, prowadzoną na tej przestrzeni geograficznej, czyli między Irakiem a Białorusią i granicami Polski, Litwy i Łotwy, nie jest możliwa do przeprowadzenia przez samą Białoruś. Zwłaszcza że od czasu incydentu z porwaniem samolotu z białoruskim dziennikarzem, ruch lotniczy między Zachodem a Białorusią jest poddany silnym restrykcjom. Dlatego nie wydaje się, aby bez współudziału Rosji i Władimira Putina, taka operacja nie byłaby możliwa.
Wiemy już, że w białoruskich mediach reżimowych ruszyła machina antypolskiej propagandy. Dlaczego powiela je część mediów działających w Polsce, noszących na sztandarach wolność i demokrację?
To argument przemawiający za regulacją sytuacji medialnej. Względy bezpieczeństwa państwa są jednym z podstawowych czy najbardziej podstawowymi kwestiami, które należy brać pod uwagę przy udzielaniu koncesji rozmaitym ośrodkom informacyjnym na operowanie na terenie Polski. Jeżeli działalność mediów uderza w interes bezpieczeństwa państwa, to jest podstawa do odebrania koncesji.
Dlaczego jednym z celów tych działań określanych jako wojna hybrydowa stała się właśnie Polska?
Polska, Litwa i Łotwa to kraje, które udzieliły poparcia białoruskiej opozycji demokratycznej. Co więcej, cała ta operacja planowana była od 2010 r., a co najmniej od 2009 w założeniach wspomnianych manewrów Zapad, które odbywają się co dwa lata, nasze państwa określano jako państwa wrogie. Mieliśmy w 2009 r. po raz pierwszy ćwiczenia z zakresu tłumienia hipotetycznego powstania mniejszości polskiej na Grodzieńszczyźnie. Trzeba to interpretować w sposób następujący: taki scenariusz jest politycznie niewyobrażalny, dlatego jedynym powodem, dla którego był go trenowany, jest przygotowanie prowokacji w sytuacji buntu społecznego na Białorusi z zamiarem zrzucenia odpowiedzialności za ten bunt na Polskę i Litwę. To jeden z elementów owej operacji. Sztuczna kwestia imigracyjna została uruchomiona właśnie w ramach przerzucania na sąsiadów odpowiedzialności za konflikt wewnętrzny na Białorusi. Reżim Łukaszenki nie może przecież przyznać wobec kogokolwiek, że to autentyczny bunt Białorusinów, tam musi być „inspiracja zewnętrzna” i „zewnętrzni agenci”, najlepiej polscy i litewscy. I musi też odpowiedzieć „karząco” wobec owych „niecnych spisków”. Takie jest zapotrzebowanie polityczne.
Uczestnicy wszystkich tych harców na granicy lekceważą fakt, że reżim Łukaszenki w reakcji na sytuację wewnątrzpolityczną potrzebuje incydentów. I to incydentów im bardziej drastycznych, tym lepiej. W grę wchodzi nawet życie ludzkie. I ludzie mogą to życie stracić, jeżeli będą postępować w sposób nieodpowiedzialny.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/564363-zurawski-vel-grajewskirozwazmy-stan-nadzwyczajny-na-granicy