No niestety, Rafał Trzaskowski nie jest królem Midasem, który czego się nie dotknął, to zamieniał w złoto. Jest politykiem bez instynktu politycznego, nie potrafiącymi ryzykować i wykorzystywać szans, jakie niesie mu los. Owszem, wygrał wybory samorządowe w Warszawie, ale brutalnie mówiąc, wygrałaby je nawet Klaudia Jachira, gdyby startowała jako kandydatka Platformy Obywatelskiej.
Zamiast wykorzystać tę szansę, uczynić z Warszawy europejską stolicę, przyjazną mieszkańcom, dobrze zarządzaną, inwestującą w to, co naprawdę jest potrzebne warszawiakom, sprawia wrażenie człowieka mocno znudzonego i mało interesującego się miastem, które mu powierzono. A przecież opinia sprawnego prezydenta miasta przyniosłaby mu więcej politycznych profitów niż fasadowa funkcja wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Owszem, zdobył ponad 10 mln głosów w wyborach prezydenckich w II turze, ale to były w przeważającej mierze głosy przeciwko Andrzejowi Dudzie, a nie za Rafałem Trzaskowskim. Jednak był to niebagatelny kapitał, który został zmarnotrawiony. Stał Trzaskowski na odpowiednim peronie, pociąg już odjeżdżał, a on jednak został z tym bagażem, bo nie potrafił zaryzykować i wskoczyć do właściwego wagonu. Zamiast snuć plany tworzenia ruchu społecznego obok PO, mógł sobie tę partię po prostu wziąć, bo tylko on wtedy dawał nadzieję, że pikujące w dół notowania PO można uratować. Ruch, który wówczas chciał tworzyć, miał w dużej mierze być oparty o samorządowych działaczy, ale widać coś nie wyszło, a może Trzaskowski za mało się starał, więc wymyślono nowy projekt Campus Polska. Skierowany do młodzieży, bo to ona miała stać się politycznym zapleczem PO i Trzaskowskiego, nowymi wyborcami, dającymi szansę na to, że może kolejne wybory uda się wygrać.
Wrócił TUSK i wziął sobie PO
Ale wrócił Donald Tusk, wziął sobie PO, jak chciał, nie dał szansy Trzaskowskiemu nawet w zmierzeniu się z nim w wewnątrzpartyjnych wyborach i zaczął robić swoje porządki. Wzrosły notowania, choć nie poszybowały ekspresowo w górę, jak marzyli ci, którzy nadal wierzyli w magiczną polityczną moc Tuska, jego sprawność i bezwzględność w zmierzaniu do celu. Zresztą Trzaskowski jest przekonany, że gdyby on zastąpił Budkę na stanowisku szefa PO, notowania też by wzrosły. „Powiem nieskromnie, że gdybym ja został przewodniczącym Platformy, też byłby skok w notowaniach” mówi w wywiadzie opublikowanym dzisiaj na portalu Interia.pl. Przyznaje, że koncepcja Tuska wzmocnienia samej Platformy wygrała, podczas gdy on chciał nie tylko wzmacniać PO, ale też koalicjantów i pozyskiwać do współpracy nowe środowiska. Campus Polska, który miał dać nowy impuls w karierze politycznej Trzaskowskiego, być jego kilkudniowym benefisem, stał się partyjnym wiecem, na którym to nie Rafał Trzaskowski błyszczał jak Gwiazda Polarna, jedyna widoczna gołym okiem na północnym niebie, bo Donald Tusk, stojąc na estradzie obok prezydenta Warszawy, choć może w sposób mocno zawoalowany, ale jednak dawał do zrozumienia, kto tu jaśniej świeci.
We wspomnianym wywiadzie Trzaskowski przekonuje: „Mam głębokie poczucie, że mój głos w PO wciąż się liczy. Gdybym tego poczucia nie miał, to bym nie był w Platformie”. Tymczasem z zakulisowych opowieści polityków PO wyłania się zupełnie inny obraz – Tusk konsekwentnie marginalizuje Trzaskowskiego w partii, a frakcja popierająca prezydenta Warszawy knuje i podgryza pełniącego obowiązki szefa PO.
Kiedy politycy opozycji mówią, co myślą
Campus Polska miał być spontaniczną imprezą, spotkaniem młodych z tymi, z którymi można porozmawiać o przyszłości, wizji Polski, szansach i zagrożeniach, okazją do wymiany poglądów, pytań. Tymczasem stał się partyjnym wiecem, na którym w roli zaproszonych gości w przeważającej mierze wystąpiła esencja antyPiSu; politycy, samorządowcy, profesorowie prawa, sędziowie, adwokaci i celebryci. Być może fakt, że widownia, z którą się spotkali była starannie wyselekcjonowana (z 4,6 ty., zgłoszeń wybrano 1000 osób), a w krzakach nie krył się red. Kłeczek, bo TVP INFO odmówiono akredytacji i nie groziły przemawiającym gościom niewygodne pytania i sprostowania, kiedy w odpowiedzi albo lawirowali, albo mijali się z prawdą, co mogło spotkać się z natychmiastową ripostą, niektórzy politycy opozycji zaczęli mówić to, co myślą. I tak oto dowiedzieliśmy się nie z potajemnych nagrań spod stolików ekskluzywnej restauracji, tylko publicznie, co naprawdę myślą. I co może czekać suwerena, jeśli wygrają wybory. Marszałek Grodzki, lekarz, chce likwidować szpitale, godnie kontynuując myśl Bartosza Arłukowicza, który będąc ministrem zdrowia w rządzie Tuska radził to samo samorządowcom. „ W Polsce dziś mamy prawie tysiąc szpitali, ale powinno być około 130 szpitali na 40 milionów mieszkańców” mówił w trakcie panelu „Od polityki do medycyny” Tomasz Grodzki. To mniej, niż istnieje Belgii (11.46 mln mieszkańców) , Czechach (10,65 mln) czy Austrii (8,85 mln). Marszałek powołuje się na przykład Danii, w której działa 16 szpitali (5 mln mieszkańców) nie wspominając o tym, że 98 procent z nich jest jednostkami państwowymi, rozbudowana jest opieka ambulatoryjna, a Duńczycy płacą za opiekę stomatologiczną dla dorosłych, recepty czy terapię w niektórych chorobach przewlekłych.
Z kolei Sławomir Nitras, prowadzący spotkanie panelowe marszałka Grodzkiego podzielił się swoimi marzeniami o czasach, kiedy katolicy staną się mniejszością w Polsce:
Staną się realną mniejszością, (… ) i muszą się z tym nauczyć żyć.(…) i. Ale dobrze, żeby to się stało, mówiąc uczciwie w sposób niegwałtowny, żeby to się stało w sposób racjonalny, a nie na zasadzie pewnej zemsty, ale na zasadzie „to jest uczciwa kara, za to się stało”. Znaczy, musimy was opiłować z pewnych przywilejów, dlatego, że jeżeli nie, to znowu podniesiecie głowę, jeżeli się cokolwiek zmieni.
Jakie przywileje w Polsce posiadają katolicy i za co maja ponieść karę, poseł Nitras już nie sprecyzował. To dość prymitywna próba pozyskania elektoratu antyklerykalnego, urwania głosów lewicy, mającej te hasła na swoich sztandarach.
I kiedy wydawało się, że już nic bardziej bulwersującego nie usłyszymy, objawiła się wyciągnięta z politycznej naftaliny była wicepremier, była unijna komisarz Elżbieta Bieńkowska, którą lud prosty zapamiętał nie dzięki wybitnym osiągnięciom w rozwoju gospodarczym Polski, ale cytatom o klimacie, nędzy zarabiania 6 tys. złotych, kończąc na najsłynniejszym „ale jaja, ale jaja, ale jaja”.
Oświadczyła zdecydowanie, że Unia już nie ma wyjścia i musi nałożyć na Polskę „dzienne kary finansowe” albo wstrzymać finansowanie:
To jest okropne, co ja mówię, bo mówię o własnym kraju. Ale nie może tak być, że rzeczywiście opowiadamy wszystkim, że jesteśmy wspólnotą wartości, a w środku dzieje się nagle coś takiego.
W tej wypowiedzi jeden fragment jest prawdziwy – tak, to jest okropne, co Bieńkowska mówi o własnym kraju. Zapowiada także finansowanie organizacji pozarządowych bezpośrednio z Brukseli i będą to środki „dla wszystkich organizacji, które zajmują się praworządnością, tolerancją, dla wolnych mediów. I one będą składać wnioski bezpośrednio do Komisji”. Chyba nikt nie ma wątpliwości, jakie kryteria przy ocenie wniosków będą stosowane i jakie organizacje zostaną przez Brukselę wsparte.
Z relacji i filmików z fragmentami wystąpień intelektualnych tuzów opozycji na Campus Polska, zamieszczanych w mediach społecznościowych wyłania się dość ponury obraz prymitywnej antypisowskiej indoktrynacji, ale też i zarysy tego, co gotuje nam najsilniejsza partia opozycyjna, gdyby wygrała wybory : likwidacja socjalnych programów, przyjmowanie muzułmańskich imigrantów, związki partnerskie, a potem homoseksualne małżeństwa i prawo do adopcji przez nie dzieci , likwidacja szpitali, wprowadzenie waluty euro, całkowite uzależnienie od międzynarodowych organizacji.
I w sumie, jeśli czytam zachwyty niektórych dziennikarzy, obecnych na Campusie nad „potencjałem intelektualnym”, jaki tam zauważyli, to myślę sobie, że jest on równy temu na festiwalu Owsiaka, kiedy kilkanaście tysięcy młodych ludzi skandowało: „Je…ć PiS”. Prosty przekaz, nie wymagający łamańców, jakie niektórzy zaproszeni goście musieli wykonywać, by powiedzieć to samo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/564263-campus-polska-czy-campus-antypis-a-moze-campus-antypolska