Co by było, gdyby wicemarszałek Senatu Gabriela Anna Morawska-Stanecka z domu Kubala, oraz sejmici Klaudia Jachira, Franciszek Sterczewski, Michał Szczerba, Dariusz Joński i im podobni, a także inni, znani z ulicznych ekscesów, jak Marta Lempart czy Władysław Frasyniuk vel Józef Grzyb, urządzali swoje burdy w Niemczech?
Odpowiedź można znaleźć w niemieckich mediach. Nie, że któryś z ichniejszych korespondentów czy publicystów nagle zdobył się na sensowną ocenę sytuacji, nie można od nich oczekiwać zbyt dużo, wszak pełnią inną misję…, ale można odpowiedzieć sobie na to pytanie samemu, a jakże, właśnie w oparciu o niemieckie media, traktujące o podobnych zdarzeniach na ich własnym podwórku.
Zgodnie z upublicznioną wczoraj informacją, „Wdrożono 272 śledztwa za próbę szturmu na Reichstag”. W kwestii formalnej, nie chodzi o podpalenie Reichstagu z 1933 roku, lecz o manifestację przeciwników pandemicznych obostrzeń z sierpnia ubiegłego roku pod Bundestagiem w Reichstagu (tak oficjalnie nazywa się niemiecki parlament w tym odbudowanym gmachu). Wedle relacji służb porządkowych, około czterystu demonstrantów przebiło się przez policyjny kordon i „zaatakowało schody Reichstagu”, tzn. wbiegło na schody. Manifestacja została sfilmowana, de facto nie tylko ta, i teraz specjalna grupa dochodzeniowa pod nazwą „Quer” („W poprzek”) wyłuskuje sprawców z tzw. „Coronaleugner-Szene” - jest to nowy termin, który pojawił się w niemieckich mediach, wywodzący się od… „Holocaust-Leugner”, czyli określania osób negujących zagładę Żydów. O co są oskarżeni „coronawirusowi kłamcy”? Cytuję za wczorajszym dziennikiem „Die Welt”:
Berlińscy śledczy przeanalizowali dotąd tysiące godzin materiałów wideo - liczba zidentyfikowanych rośnie. (…) Podstawą śledztwa jest podejrzenie szczególnie poważnego naruszenia pokoju, groźnego uszkodzenia ciała, zniszczenia mienia, oporu wobec funkcjonariuszy organów ścigania oraz używania symboli organizacji niekonstytucyjnych.
Gwoli ścisłości, prócz antyszczepionkowych haseł na transparentach i wezwań do bojkotu pandemicznych zakazów, policja dopatrzyła się w tłumie „prawicowych ekstremistów, wymachujących również flagami Rzeszy”. Czyli, jest powód, są dochodzenia i konsekwencje za „podżeganie” oraz „łamanie porządku publicznego”. Jakie konsekwencje? Tu jeszcze jeden cytat, żeby nie było, że sam coś wymyślam:
W rozmowie z Die Welt Tamara K. powiedziała, jak drogo zapłaciła za jej wystąpienie pod Reichstagiem. - Po tej akcji pękło moje życie - oznajmiła. Musiała walczyć, żeby móc zatrzymać przy sobie swoje dzieci. Tamara K. nie chodzi już na demonstracje: - Właściwie już nigdzie nie chodzę, z wyjątkiem spaceru po lesie…
Co za państwo policyjne, te Niemcy, tam nawet w parlamencie obowiązuje zakaz wywieszania choćby takich haseł, jak „Konstytucja”…, ba, posłowie nie mogą przychodzić na posiedzenia w koszulkach z różnorakimi napisami… Media też muszą uważać ważyć słowa. Gdy satyryczny magazyn „Titanic” opublikował zdjęcie wówczas premiera krajowego rządu i szefa socjaldemokratów (SPD) Kurta Becka, polityka zwalistej postury i z obfitym zarostem na twarzy, podpisawszy je: „Kłopotliwy niedźwiedź wyrwał się spod kontroli - odstrzelić bestię!”, po błyskawicznym wyroku sądu skasowano nakład tego periodyku, a za jego rozpowszechnianie wyznaczono karę grzywny 250 tys. euro (żeby nie było wątpliwości: ćwierci miliona euro). Podobnymi przykładami mógłbym sypać jak z rękawa. Np. tak, ale to Niemcy, gdzie nie tylko istnieje prawo, lecz także się je respektuje, bez względu na to, jakie jest.
Mają szczęście Sterczewsko-Jachiro-i Lemparto-podobni, gdyby próbowali robić swe zadymy za Odrą, podżegać, ostentacyjnie łamać prawo, opluwać, szarpać, lżyć, a nawet choćby tylko dotykać mundurowych, byliby po prostu wdeptani w ziemię. Czy wspierający i popularyzujący takie postawy, w tym niektóre media, to uwolnieni od odpowiedzialności obłąkańcy…? Czy Polska jest państwem prawa…?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/563924-maja-szczescie-sterczewsko-jachiro-i-lemparto-podobni