21 sierpnia przewodniczący Platformy Obywatelskiej, lider opozycji, były premier Donald Tusk zabiera głos w sprawie białoruskiej prowokacji na naszej wschodniej granicy:
Polskie granice muszą być szczelne i dobrze chronione. Kto to kwestionuje, nie rozumie, czym jest państwo. Ochrona nie polega na antyhumanitarnej propagandzie, tylko sprawnym działaniu. Za czasów PiS polską granicę przekroczyło rekordowo dużo nielegalnych migrantów.
W tym komunikacie istotne są pierwsze dwa zdania: Tusk wspiera ochronę granicy, nie chce powtórki z imigracyjnego tsunami w roku 2015-go roku. Jednocześnie ustawia poprzeczkę bardzo wysoko: ten, kto nie broni granicy, nie rozumie istoty państwowości. Zarzut mocny, ale trafny. Tak właśnie jest: ludzie atakujący wojsko i Straż Graniczną wykazują się w najlepszym wypadku infantylizmem państwowym.
Interwencja Tuska ma wyznaczyć nowy kurs opozycji, której duża część po pięciu latach totalności już instynktownie neguje każde, nawet najbardziej oczywiste działania rządu, uważając, że skoro ona nie rządzi, to państwo albo nie istnieje, albo nie powinno istnieć. Nowy kurs jest niezbędny, jeśli Tusk poważnie myśli o odbudowie potęgi Platformy jako siły mocno siedzącej w centrum, rozpychającej się na lewo i prawo. A Tusk o tym myśli, bo przecież od swojego powrotu próbuje powtórzyć, co do joty, polityczny scenariusz z lat 2005-2007-em.
Już dzień później skuteczność apelu Tuska staje pod dużym znakiem zapytania. Władysław Frasyniuk - postać sztandarowa opozycji totalnej - wyjątkowo brutalnie atakuje polskich żołnierzy. Padają słowa haniebne:
Słowo „żołnierz” jest upokarzająca dla tych wszystkich, którzy byli na misjach polskich poza granicami. Mam wrażenie, że to jest wataha, wataha psów, która osaczyła biednych, słabych ludzi.
No tak nie postępują żołnierze. Śmiecie po prostu, to nie są ludzkie zachowania. To antypolskie zachowania. Ci żołnierze nie służą państwu polskiemu. Wręcz przeciwnie, plują na te wszystkie wartości, o które walczyli pewnie ich rodzice albo dziadkowie.
Niezwykle mocny komunikat, który całkowicie przykrywa próby naszkicowania nowej strategii przez Tuska. Ale na tym nie koniec, bo oto po kolejnych dwóch dniach, 24 sierpnia, poseł Koalicji Obywatelskiej Franciszek Sterczewski udaje się na granice, i biegiem próbuje przedrzeć się do koczujących imigrantów. Poseł zostaje ujęty. Sytuacja wygląda groteskowo, śmiesznie, ale najmniej śmieje się chyba Donald Tusk. Poseł Starczewski biegnąc deptał przecież próbę narzucenia nowej linii, podjętą przez „króla Europy”.
Po powrocie do kraju Tusk bardzo szybko odzyskał swój platformerski. Wygląda jednak na to, że odzyskał przede wszystkim biurko i mikrofon. Karność jego obozu politycznego, także tego szeroko pojętego, wygląda gorzej niż kiepsko. Jeśli posłowie KO urządzają tak spektakularne akcje jak poseł Sterczewski, to znaczy, że albo nie rozumieją komunikatu Tuska, albo nim się nie przejmują, albo grają w inną grę niż przewodniczący ich partii.
W czasie nieobecności Tuska opozycja przeszła długą drogę. Totalność zbiera swoje owoce. Instynkty, emocje i frustracje stają się ważniejsze niż myślenie polityczne. Jeśli Tusk chce wygrywać, musi się z tym zmierzyć. Choć nie można wykluczyć, że pewne procesy zaszły już za daleko, by dało się je odwrócić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/563728-bieg-posla-sterczewskiego-pokazuje-slabosc-pozycji-tuska