Obserwując ataki części dziennikarzy i polityków na żołnierzy Wojska Polskiego i funkcjonariuszy Straży Granicznej pilnujących polskiej granicy z Białorusią, zdałem sobie sprawę, że „gdzieś” już to widziałem.
„Strajk Kobiet atakuje policjantów”
Pamiętają Państwo protesty organizowane w zeszłym roku przez Strajk Kobiet? Ich sam początek, gdy wtedy jeszcze „dobra” policja zabezpieczała demonstracje? Jak uczestnicy protestów oklaskiwali funkcjonariuszy policji? To się jednak szybko zmieniło. Później były szarpaniny, wyzwiska i groźby. Atmosferę podkręcała Marta Lempart, który lżyła policjantom, a do ognia dokładali politycy opozycji. Ataki Strajku Kobiet na policjantów opisali w listopadzie zeszłego roku Marek Pyza i Marcin Wikło w tygodniku „Sieci”.
CZYTAJ WIĘCEJ: W tygodniku „Sieci”: Strajk Kobiet atakuje policjantów. Z protestami przeciwko orzeczeniu TK ws. aborcji nie ma to nic wspólnego
Dlaczego wracam do tamtych wydarzeń? Bo analogie między tym, co wtedy działo się głównie na ulicach Warszawy, a podłym hejtem, który spadł na żołnierzy WP i funkcjonariuszy SG, są aż nadto widoczne. Gdy Strajk Kobiet rozpoczął regularną wojnę z policją, to przecież też słyszeliśmy o „hańbieniu munduru” i „pisowskiej policji”. Też mieliśmy do czynienia z wywieraniem presji na funkcjonariuszy. Też próbowano poznać ich nazwiska, aby prześladować ich rodziny. A przecież to, co działo się w zeszłym roku na ulicach polskich miast w związku z protestami Strajku Kobiet, to nie było nic nowego. Może skala jedynie była większa. Ale przecież podobnie było w czasie grudniowych protestów organizowanych przez KOD przed Sejmem. A pamiętają Państwo, jak traktowano policjantów, którzy zabezpieczali miesięcznice smoleńskie? Jak zachowywał się w stosunku do nich Władysław Frasyniuk?
Cel bez zmian
Ale po co to wszystko? Ktoś mógłby stwierdzić, że przecież ataki na policjantów, a w obecnym przypadku na żołnierzy WP i funkcjonariuszy SG, nie służą opozycji. I w gruncie rzeczy miałby rację, ale cały ten „spektakl” jest obliczony na coś zupełnie innego. Celem zawsze było to samo: wywołanie buntu wśród mundurowych, zrobienie tam wyrwy. Bo tak naprawdę wystarczy jeden zbuntowany policjant czy żołnierz, aby opozycja mogła ogłosić, że rząd PiS nie panuje nad krajem i podległymi mu służbami. Przypomnę tu słowa Pawła Kasprzaka, który podczas protestów przeciw reformie Sądu Najwyższego w 2018 roku, wprost mówił, że liczy na bunt w szeregach policji.
Nie wierzę, żeby nikt się w policji nie zbuntował. Znam tych policjantów
—mówił Kasprzak w rozmowie z Jackiem Żakowskim na antenie TOK FM.
I dziś chodzi dokładnie o to samo. O złamanie żołnierzy i funkcjonariuszy Straży Granicznej. Wystarczy jeden, który przeciwstawiłby się wydanym rozkazom, aby opozycja mogła święcić triumf. Tu przecież nie chodzi o tych biednych, oszukanych przez reżim Łukaszenki ludzi koczujących na granicy. Tu, jak zwykle z reszta, chodzi o obalenie rządu. I o ile, w normalnych warunkach nie powinno nas dziwić, że opozycja chce odsunąć rząd od władzy, to jednak w obliczu wojny hybrydowej prowadzonej przez Mińsk, który pewnie wspiera Moskwa, to jest po prostu antypaństwowe.
CZYTAJ WIĘCEJ: - STANISŁAW JANECKI: Policja do bicia. „Największymi obrońcami zadymiarzy, atakujących w Polsce policję, są posłowie”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/563620-o-co-chodzi-w-nagonce-na-mundurowych-cel-jest-ten-sam