Ataki na żołnierzy i pograniczników, żądania przyjmowania imigrantów sprowadzają się do jakiejś formy folksdojczostwa albo bolszewizacji.
Ta sprawa ma dwa najważniejsze aspekty. Ten mniejszej wagi, choć o większym zasięgu, to emocjonalne tandeciarstwo. Można go nazwać szantażem ciotki cnotki. Ten o większym, a nawet wielkim znaczeniu, to funkcjonowanie w roli piątej kolumny. Można go nazwać dywersją, bo to już przekroczenie granicy bycia użytecznym idiotą. Chodzi oczywiście o teatr z imigrantami na białorusko-polskiej granicy.
Zachwycona i poruszona widownia tego spektaklu nawet nie raczy się zainteresować, czy obserwuje spektakl Royal Shakespeare Company, krakowskiego Teatru Groteska, Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice”, amatorskiego zespołu z Klubu Seniora czy akademię w szkole podstawowej. Czyli nie ma pojęcia, kim są aktorzy, a więc obiekt wzruszeń i szantażu ciotek cnotek.
Realny problem uchodźców, a teatr z uchodźcami to dwie różne sprawy. Od dobrych kilku lat na masową skalę kolportowany jest teatr, a nie dramat uchodźców. Tym bardziej teatr, że wszystko jest tu opłacone, a organizatorzy spektaklu i organizatorzy widowni słono sobie za swoje usługi liczą. Teatr dlatego dominuje, że wszystko można zaplanować, a najłatwiej reakcję widowni, czyli zamianę w miarę wrażliwych ludzi w bezwolne ciotki cnotki. Zamiana jest możliwa wskutek moralnego szantażu.
Każdy, kto widzi i opisuje teatr jest atakowany i obdarzany uroczym mianem bezdusznego skur…na. Władysław Frasyniuk czy przedstawiciel zakładowego radiowęzła Agory, którzy takimi określeniami epatują i wywołują zgorszenie, są tu tak samo oryginalni i spontaniczni jak pies z eksperymentu Iwana Pawłowa. Pół biedy, gdyby poprzestali na roli ciotek cnotek. Ale oni muszą przejść na wyższy poziom – dywersji.
Gdy każdy może dziś wrzucić do globalnego obiegu dowolną inscenizację i manipulację zrobioną przy pomocy smartfonu, korzysta z tego nie tylko wszelka szuria, ale też ludzie łaknący sławy czy tylko emocjonalni tandeciarze. Emocjonalne tandeciarstwo polega na tym, że skłonność do wzruszeń, empatię czy moralność wykorzystuje się do naparzanek, a nie obiektywnego przedstawiania rzeczywistości. Tandeciarz emocjonalny robi z tego wszystkiego oręż.
Szczególnie miejsce po stronie tandeciarzy zajmują ciotki cnotki, które wszystko zamieniają w nieznośne hipermoralizatorstwo. Ono z moralnością nie ma oczywiście nic wspólnego. Więcej z młotkiem tudzież bejsbolem. Ciotki cnotki wszystkich szantażują swoją zagraną wrażliwością, zwykle nie kiwając palcem dla tych, którzy wymagają pomocy. A jeśli kiwają, to wszystko jest wielokrotnie zmonetyzowane. Ciotki cnotki społeczeństwo traktują wyłącznie jako przedmiot swoich quasi-moralnych krucjat.
Osobne miejsce wśród ciotek cnotek zajmują eksperci: prawnicy, etycy, filozofowie, teolodzy itp. Są wyjątkowi, gdyż korzystając ze społecznego zaufania dla ekspertów nie mają żadnych oporów przed wciskaniem kitu, będącego w istocie moralnym szantażem. Coś takiego zaprezentował z „Gazecie Wyborczej” (23 sierpnia 2021 r.) szef Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie Mikołaj Pietrzak. Powołuje się on m.in. na konwencję genewską o statusie uchodźców (z 28 lipca 1951 r.) interpretując ją wbrew temu, co ta konwencja zawiera, na co pozwala, a czego nie dopuszcza.
Podobno wystarczy zdążyć wypowiedzieć magiczne zaklęcie „żądam ochrony międzynarodowej, jestem prześladowany”, żeby granica Polski się rozstąpiła. Tymczasem wedle konwencji genewskiej żadne zaklęcia nie działają. Tym bardziej wypowiadane na terytorium państwa (Białorusi), gdzie nie grozi im bezpośrednio prześladowanie z powodu „rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych” (art. 1 pkt 3 konwencji).
Jest nawet gorzej, gdyż imigranci przebywający po białoruskiej stronie granicy i dowiezieni tam za wiedzą oraz z pomocą białoruskich władz, a pochodzący w większości z irackiego Kurdystanu, także w Iraku nie są obecnie narażeni na prześladowanie z wymienionych wcześniej powodów. Nie ma więc żadnego przymusu reagowania na zaklęcia. Tak jak nie ma zakazu zastosowania wobec nich środków, np. wydalenia, przewidzianych w konwencji genewskiej wobec osób „przebywających nielegalnie w państwie przyjęcia”.
Tandeciarstwo emocjonalne bywa żenujące lub obrzydliwe, bo gdyby je stosować powszechnie, powinno obejmować wszystkich, którzy czują się w jakiś sposób dyskryminowani, prześladowani bądź tylko chcą poprawić swój los uważając biedę za dyskryminację. I takich osób jest na świecie około 2-3 miliardów. No to, szanowne ciotki cnotki, do dzieła. Zajmijcie się losem tych 2-3 mld ludzi, otwierając przed nimi bramy Unii Europejskiej. Ciekawe jak długo pozostaniecie przy życiu albo na wolności mając na starcie przewagę w postaci statusu dobroczyńców. Powodzenia!
Teraz druga sprawa, czyli funkcjonowanie w roli piątej kolumny bądź otwartej dywersji. Nie tylko współczesne wojny hybrydowe potrzebują dywersantów po drugiej stronie frontu. Wszystko jedno, czym się dywersanci kierują. Mogą nawet brać pod uwagę swoje zobowiązania moralne, jak bardzo górnolotne czy oderwane od rzeczywistości by były. Mogą uważać, że postępują wyłącznie z wysokich pobudek etycznych, bo uważają agresję i aneksję za wyzwolenie (wieloaspektowe). Przerabialiśmy to w Polsce setki, a nawet tysiące razy, szczególnie w roku 1920 czy 1939. Subiektywne oceny moralne nie mają więc żadnego znaczenia. Liczy się obiektywny status piątej kolumny czy dywersanta, czyli w istocie zdrajcy.
Ciotki cnotki tylko krok dzieli od przekroczenia granicy dywersji. A sporą grupę polityków opozycji nic nie dzieli. Mało tego, w scenariuszach agresji, aneksji czy okupacji dla takich ludzi przeznaczono ważne miejsce. Mają demobilizować społeczeństwo, dyskredytować władze, armię czy siły porządkowe własnego państwa. I robią to nawet wtedy, gdy patriotyczne slogany nie schodzą im z ust. Piąta kolumna jest zresztą zwykle hurrapatriotyczna, żeby przypomnieć tych, którzy witali Armię Czerwoną w 1920, 1939 czy 1944 r. albo Wehrmacht w 1939 r. Oczywiście wiadomo, co to za patriotyzm.
Im więcej moralnych uniesień wywołają ciotki cnotki, tym łatwiej będzie zrealizować podbój i okupację. Takimi ludźmi łatwiej się po prostu manipuluje, łatwiej motywuje do działania. Jeśli się sprawdzą na etapie wojny propagandowej, czyli pierwszego etapu agresji, przede wszystkim wskutek indukowanego wzmożenia moralnego, tym bardziej będzie można na nich liczyć w czasie wojny właściwej. Dlatego to jest takie groźne.
Jest zadziwiające, że w kraju tak doświadczonym jak Polska, także doświadczonym przez dywersję i działalność ciotek cnotek, tylu jest chętnych do szkodzenia własnemu państwu i narodowi. Wszystko jedno z jak górnolotnych czy załganie szlachetnych pobudek jest to czynione. Tak czy owak sprowadza się to do jakiejś formy folksdojczostwa albo bolszewizacji. I to jest naprawdę przerażające, szczególnie gdy wziąć pod uwagę skalę i gorliwość oraz historię Polski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/563553-frasyniuk-jest-tak-samo-spontaniczny-jak-pies-z-eksperymentu