Angela Merkel pojechała na zakończenie swoich rządów do Moskwy mając zapewne nadzieję, że za lata podlizywania się Putinowi, ten odwdzięczy się jej efektownym gestem, np. zwolni z więzienia Aleksieja Nawalnego. Rosyjski samodzierżca nie ma oczywiście zamiaru tego zrobić – oświadczył to kategorycznie. W dodatku podkreślił jeszcze, że Rosja może przesyłać gaz przez Ukrainę, ale tylko jeżeli oba rurociągi bałtyckie będą wypełnione. Tak naprawdę powiedział więc, że zrobi co chce i nie daje nikomu żadnych gwarancji.
W świetle tego wyraźnie widać, że cała rzekoma troska Berlina o interesy ukraińskie to potężna ściema. A podczas swojej wizyty Angela nie uzyskała zupełnie nic, poza paskudnym bukietem kwiatków w papierze, który wręczył jej coraz bardziej tyjący dyktator.
Nie udało się pani kanclerz zachować nawet najmniejszych pozorów. Dla ratowania twarzy oświadczyła więc, że Nord Stream 2 nie jest projektem politycznym. A potem jeszcze butnie podkreśliła, że nie jest on także „dwustronnym projektem rosyjsko-niemieckim, a projektem o charakterze europejskim, dlatego że uczestniczą w nim również inne przedsiębiorstwa z innych krajów”. Tego rodzaju blubranie (jak by powiedzieli poznańscy przodkowie Angeli Merkel) słyszeliśmy już wielokrotnie, więc nikt na to nie zwraca uwagi. Faktem jest, że do ułożenia zostało już tylko piętnaście kilometrów rurociągu Nord Stream 2, więc Niemcy i Rosjanie ułożą tą resztówkę choćby gołymi rękami. Angela Merkel twierdzi, że wycofuje się z polityki. Skoro jednak rurociąg to nie polityka, to może zatęskniła do stanowiska przewodniczącej rady nadzorczej nowej bałtyckiej rury, po opuszczeniu fotela kanclerza. W końcu 25 tysięcy euro miesięcznie piechotą nie chodzi, a pazerny Gerhard Schroeder szlaki już przetarł.
Ta żałosna wizyta upewniać nas może całkowicie w przekonaniu, że Niemcy nie liczą się ani z interesami Polski ani Ukrainy, a dobre stosunki z Rosją są dla Berlina priorytetem. Tym bardziej musimy wzmacniać naszą asertywną politykę wobec zachodnich sąsiadów. Także wobec ich działań chytrze prowadzonych pod flagą Unii Europejskiej przy pomocy Komisji Europejskiej lub TSUE. Polska dyplomacja powinna wprost przyjąć założenie, że Niemcy obecnie nie są w żadnym sensie naszym sojusznikiem politycznym. I jeszcze jedno – Niemcy zgłaszają akces do Trójmorza. Nie wiem jaka będzie przyszłość tej inicjatywy. Wiem jednak jedno – włączenie do niej Niemiec powoduje, że od razu traci ona jakikolwiek sens. Mam nadzieję, że rozumieją to zarówno politycy polscy, jak i ich środkowoeuropejscy partnerzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/563330-nieudana-wycieczka-angeli-do-samowladnika-swiata-polowicy