Jarosław Gowin od lat jawi się jako człowiek stateczny, nobliwy, może nawet nieco flegmatyczny. Za tą maską skrywa się jednak prawdziwy jastrząb, wręcz rakieta.
Jednego dnia podpisuje Polski Ład, by następnego zacząć go krytykować. Rano mówi, że nie będzie częścią totalnej opozycji, by po południu siadać z nią w jednej pieczarze i knuć, jak najskuteczniej wysadzić rząd w powietrze. Wychwala premiera Morawieckiego, by za moment powiedzieć, że głosowałby za jego odwołaniem.
Jestem głęboko rozczarowany tym, co pan premier zaproponował w kwestiach podatkowych. Nie ma wątpliwości, że głosowałbym za odwołaniem. (…) Politykę Donalda Tuska oceniałem źle. Nie podobał mi się skręt w lewo. Równie daleko mi do Mateusza Morawieckiego, jak do Donalda Tuska.
Skoro jest mu równie daleko do Morawieckiego co do Tuska, a jednocześnie z tymże Morawieckim współtworzył rząd, to nie ma chyba żadnych przeszkód, by (ponownie) tworzył rząd z Tuskiem? Czy taki właśnie był plan powrotu byłego premiera – sprzęgnięty z upadkiem Zjednoczonej Prawicy „dzięki” zdradzie Gowina (nie „pykło”, bo Jarosław Kaczyński znów pokazał, że radzi sobie w ekstremalnych sytuacjach i odbudował sejmową większość).
Wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują.
Gdy przed kilkoma miesiącami napisaliśmy na portalu wPolityce.pl o tym, że Gowin knuje z Tuskiem za plecami swoich koalicjantów ze Zjednoczonej Prawicy, lider Porozumienia miotał w naszą stronę obelgi, nazywał pseudodziennikarzami, groził sądem. Słowa dotrzymał, ale tylko na chwilę. Owszem, przysłał pismo procesowe, lecz po naszej nań odpowiedzi - zanim doszło do pierwszej rozprawy – szybciutko wycofał pozew. Słusznie, bo i po co się ośmieszać nie tylko przed kamerami, ale i na sali sądowej?
Ekspresowe tempo działania zaprezentował też jako wicepremier zgarniający polityczne błyskotki – jego chyżości w przejmowaniu zdobywanych instytucji i obsadzaniu ich swoimi ludźmi może mu pozazdrościć niejedna ekipa u władzy.
Teraz, raptem po tygodniu od dymisji (znów błyskawicznie), zakłada nową maseczkę i będzie ścigał się w peletonie opozycyjnych krzykaczy na oślep okładających szefa rządu? Nie wierzę, że Gowin długo wytrzyma jadąc na jednym argumencie (rzekomo katastrofalnych dla Polaków zmian podatkowych w Polskim Ładzie). Nie wierzę też, że zrezygnuje z bicia w rząd (który przez sześć lat współtworzył). A zatem musi stanąć przy tej samej katarynce, której korbą od lat kręcą mali i jeszcze mniejsi totalniacy.
Tego przecież oczekuje wielki patron, taki był plan. Już przygotowuje więc grunt pod okrzyki o mordowaniu samorządów. TVN uznaje za oazę wolności i wzór dziennikarstwa (w odróżnieniu od „pseudodziennikarstwa”). Co prawda uważa, że sytuacja na granicy z Białorusią to element wojny hybrydowej tandemu Putin-Łukaszenka, ale wpisuje się w ich scenariusz, domagając się przyjęcia części osób dostarczonych przez Baćkę do Usnarza Górnego.
Szybko idzie (co będzie dalej – pisanie wniosku do KE o sankcje wobec Polski?). W końcu cel jest kuszący – udział we władzy w kolejnym wyborczym rozdaniu. Co prawda startuje do niego jeszcze mniej spolegliwy niż dotychczas (a nawet z łatą zdrajcy-recydywisty), lecz to dla niego ma już chyba drugorzędne znaczenie. Zresztą, wśród jego nowych przyjaciół i tak nie powinno to być żadną przeszkodą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/563237-szybki-jak-gowin-zmienia-maski-w-tempie-blyskawicy