Spójrzmy na nagrania ze spotkania Donalda Tuska z mieszkańcami Gołdapi, 13-tysięcznego miasta na północnych kresach obecnej Rzeczypospolitej. Garstka ludzi, już nie najmłodszych, mocno sceptycznych, zdystansowanych. Chyba lekko już zmęczony „król Europy” snuje swoją klasyczną opowieść, desperacko próbując powtórzyć to, co udało mu się między 2005 i 2007-ym rokiem, gdy w krótkim czasie wywołał silną falę polityczną i w końcu przewrócił rząd. Te same sztuczki socjotechniczne, bardzo podobne grepsy. Po jednej stronie „my”, ci dobrzy i szlachetni, a po drugiej „oni”, jednoznacznie źli. Do tego ślizganie się po rzeczywistości, i mniej lub bardziej grube manipulacje faktami. Można by powiedzieć, że cofnęliśmy się w czasie, ale nie, jednak nie. Gdy Tusk pyta zgromadzonych: „Kto lubi opowiadać o tym, co schował w skarpecie?”, słyszy odpowiedź: „Nowak! Nowak!”. Słyszy to od ludzi sobie przychylnych, albo przynajmniej ciekawych tego, co ma do powiedzenia.
Tusk wrócił z do Polski z misją obalenia rządu. I coraz więcej wskazuje, że chciał tego dokonać bardzo szybko. Policzono głosy, i wychodziło, że razem z grupą Gowina opozycja powinna mieć większość. Być może rozstanie byłego wicepremiera z PiS było skoordynowane z działaniami Tuska. Portal wPolityce.pl informował o spotkaniu Gowina z Tuskiem w Warszawie. Szef Porozumienia zapowiedział pozew, przysłał wezwania sądowe, ale później - słusznie - zrezygnował z procesu. W każdym razie plan nie powiódł się; zdecydował błąd Gowina, który chciał być w rządzie, jednocześnie działając przeciwko niemu. Dał cenny czas Jarosławowi Kaczyńskiemu, przecenił swoje siły i lojalność własnych posłów.
O całej sprawie bardzo ciekawie mówi w jeszcze nieopublikowanej rozmowie z tygodnikiem „Sieci” prof. Waldemar Paruch (cały wywiad w najbliższym wydaniu, w poniedziałek w kioskach):
Czy powrót Tuska nie sprawi, że w 2023 roku będziemy mieli coś w rodzaju wyborów prezydenckich? A może nawet referendum z pytaniem: „czy chcesz Polski Tuska, czy też Polski Kaczyńskiego?”
Tak może być, ale moim zdaniem Tusk ma inny cel: on chce obalić rząd relatywnie szybko, w ciągu paru miesięcy, bez czekania na konstytucyjny termin wyborów. Dlaczego tak uważam? Ponieważ od razu zaczął od wielkich emocji negatywnych, od wysokiego C, od hejtu, kłamstw. A w ten sposób nie da się prowadzić polityki przez dwa lata. W pewnym momencie słuchacze zobojętnieją. Być może szybki sukces to jedyna szansa Tuska; pamiętajmy, że nie ma go w parlamencie, a zarządzanie partią faktycznie z zewnątrz jest dużo mniej efektywne. Sejm jest bardzo ważnym miejscem.
Tusk albo szybko wygra, albo przegra?
Jeśli szybko nie wygra, wpadnie w kłopoty. To w istocie powtórka z tzw. puczu sejmowego: jak najszybciej doprowadzić do zasadniczej zmiany. Taki jest sens wniosku o odwołanie marszałek Sejmu Elżbiety Witek. To będzie sprawdzenie siły obu stron. Bez tego stanowiska rząd nie będzie mógł sprawnie funkcjonować. Tusk chciał wykorzystać pogarszającą się sytuację międzynarodową Polski, presję ze strony Brukseli, Berlina i Waszyngtonu. Nie założył jednego: że sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej. Wydarzenia w Afganistanie bardzo mocno osłabiły administrację Bidena. To jest klęska, która może przynieść szybkie przesunięcia polityczne w Stanach Zjednoczonych.
Tusk nie trafił z datą swojego powrotu. Wiele wskazuje, że rządu szybko nie obali, a pomysłu na długi marsz wyraźnie nie ma. Powtarza to, co raz już dało mu sukces, ale powtarza z coraz mniejszą wiarą. Wie, że czas pracuje przeciw niemu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/563085-czas-pracuje-przeciw-tuskowi-on-chce-obalic-rzad-szybko