Całe tygodnie przeciwnicy Kaczyńskiego jęczą i brzęczą w mediach, rozwiązując przez samych siebie stworzoną zagadkę na temat ustawy Radiofonii i Telewizji. Gładko im poszło stworzenie chwytnej nazwy propagandowej - „lex TVN” - ale już rozkodowanie przebiegu operacji Zjednoczonej Prawicy, okazało się zbyt trudne. Trochę to wina sześcioletniego forsowania bzdur o końcu demokracji w Polsce. Wieszczą więc komentatorzy, że to „krok do dyktatury”, że „zabijanie wolności słowa”, że Kaczyński „oszalał”. Głowią się też jak Prezes PiS miałby przeforsować: „przecież Gowin przeciw!”, „przecież Ameryka nie pozwoli”, „Polexit”. Nie po raz pierwszy tęgie umysły padają ofiarą własnych teorii. A gdyby tak nie dramatyzować, gdyby tak nie kreować wizerunku demonicznego inteligenta z Żoliborza, nie dorysowywać portretowi wicepremiera rysów Łukaszenki czy Putina - jak wyglądałaby rzeczywistość gdyby zdjąć okulary histerii, paniki i straszenia?
Wojna nerwów
Elementarz polityki nie sprawia tu niespodzianek. Władza wybiera kierunek zmiany a potem z użyciem wszystkich dostępnych narzędzi próbuje osiągnąć cel w maksymalnym stopniu. Jeśli się nie uda - trudno. Jeśli uda się w stu procentach, to - parafrazując marszałka Terleckiego - można otwierać szampana, a jeśli uda się pośrednio, to zyski będzie można zdyskontować. Jest to przy okazji sprawdzian siły państwa - czy oprze się presji potężnego magnata medialnego z USA - Davida Zaslava? Czy media publiczne i obóz propolski wytrzyma presję, wojnę informacyjną, czy politycy okażą się odporni na szaleństwa tłumów, podpuszczanych przez prymitywów z opozycji?
Po pierwsze: wola polityczna
Kaczyński wydał w życiu kilka książek, z wątkami autobiograficznymi. Pytany o mechanizmy władzy, zawsze odpowiada, że pierwszą i najważniejszą zasadą sprawowania rządów jest wola polityczna. To od niej wychodzi ów kierunek zmiany, do niego dobiera się narzędzia, sojuszników, oczyszcza przedpole, stara się omijać zagrożenia i wybierać łatwiejszą drogę. W przypadku zbyt silnego oporu - trzeba się wycofać, ale gdy zdarzą się sprzyjające okoliczności - władza będzie gotowa by w to, na chwile otwarte, okno możliwości, wskoczyć.
Tak było w ostatnim czasie z przegłosowaniem kandydata na prezesa IPN - przecież do zatwierdzenia doktora Karola Nawrockiego nieodzowny był senat. Okazało się, że przeciągający się spór o Rzecznika Praw Obywatelskich pozwolił przeciągnąć na swoją stronę senatora PSL, zatem wola polityczna, odpowiednie instrumenty, wreszcie „okazja”, ustępstwo ludowców, i determinacja kandydata wystarczyły - choć wyliczano sto razy, że to się nie może udać.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Jak wygrać gdy się nie ma szans? Dr Nawrocki prezesem IPN
Polityka - czyli jak to się czasem nie udaje
Wielkie ogłaszanie klęsk Kaczyńskiego bywa tutaj szczególnym nieporozumieniem. Pamiętamy jak Donald Tusk wygrał z Jackiem Saryuszem-Wolskim na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. No tak, wygrał, prezes PiS spróbował podciąć skrzydła Tuskowi, przeforsować propolskiego kandydata, „policzyć głosy”, nie udało się, wnioski przyjęto - i tyle (A ileż było histerii w mediach).
Miało się nie udać z przekopem Mierzei Wiślanej - bo ekolodzy, bo pieniądze, bo polityczny opór opozycji - budowa jest już bliska końca. Gorzej z Centralnym Portem Komunikacyjnym - ten kierunek zmiany ugrzązł. Kandydaci prawicy na Rzecznika Praw Obywatelskich też słyszeli poradę, by spróbować przeciągnąć na swoja stronę kogokolwiek z opozycyjnych senatorów. Wprawdzie totalność opozycji im to uniemożliwiła (przegrana PiS), ale za to zwłoka w obsadzeniu RPO stworzyła narzędzie do wynegocjowania czegoś innego (IPN - wygrane głosowanie). Oto polityka - bez histerii i dramatyzowania.
Gra o media
Tak samo jest teraz z ustawą medialną. Trumpowi i Mosbacher nie można by odmówić sugestii w sprawie TVN, ale gdy Biden postawił na Niemcy, a w Warszawie nie ma jeszcze ambasadora, czemu by nie spróbować? Właśnie w sytuacji dekoniunktury można rozegrać z Waszyngtonem partię szachów przy innym stoliku - przehandlować koncesję czy też zmiany w ustawie za coś innego. Można też zmiany w ustawie odpuścić, a porozmawiać o koncesji. A może skorzystać z okazji że sprawa TVN przyćmiła roszczenia części środowisk żydowskich?
Wygrać można tylko wtedy, jeśli podejmie się walkę.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Koncesja dla TVN24 jako karta przetargowa
Polityka czynu
Polityka nie polega na kreśleniu opcji na papierze, wiecznym liczeniu sił. Prawdziwy polityk przekonuje się o swoich możliwościach w działaniu, prowadzi - jak to wymyślił Bonaparte - „rozpoznanie bojem”.
Jak opowiada nam historia, nieco podrasowana przez dziejopisów, rozwlekłe rozmyślania i smętne komentarze padały przed bitwą pod Kircholmem ze Szwedami w 1605 roku. W obliczu przewagi wroga zastanawiano się jaka jest szansa na zwycięstwo, na pat, na wyjście z twarzą, a honorowe wycofanie się. Roztrząsano układ sił, liczono szwedzkich żołnierzy. Hetman Jan Karol Chodkiewicz miał wtedy uciąć te dywagacje krótkim: „Policzym ich, jak ich pobijem”. I tyle.
Polityka ględzenia i straszenia mniej przynosi efektów niż polityka prób, błędów i czynu. A kto woli baśnie z tysiąca i jeden „Faktów” - jego prawo. Niech kopie już bunkier na wypadek nalotów amerykańskich bombowców.
ZAPRASZAMY TAKŻE DO NAJNOWSZEGO WYDANIA BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/562375-kaczynski-jak-chodkiewicz-policzym-ich-jak-ich-pobijem