Być buntownikiem spod znaku Moniki Olejnik, Katarzyny Kolendy-Zaleskiej czy Justyny Pochanke to chyba największy obciach.
Wszystko jest tu właściwie żenujące. Poczynając od tego, że umieszczono to coś nawet na czołówce internetowego wydania „Gazety Wyborczej”. Albo od tonu komentarza, który to coś skleja, choć nienachalnie logicznie i bez jakiegokolwiek polotu czy wdzięku. To coś, to stek obelg i dowcipasów na poziomie pryszczatego sztubaka z kompleksem kujona skarżypyty. Paździerzowate to do granic wytrzymałości, ale nie to jest najważniejsze. Ale o tym, co najważniejsze będzie później.
To coś ma tytuł „’Zdrajca’, ‘kolaborant’, ‘wstydzę się za ciebie’. Muzycy bezlitośni dla Pawła Kukiza, fani łamią jego płyty”. I jest przeglądem opinii części środowiska muzyki popularnej na temat ich kolegi, Pawła Kukiza. Ten naraził się owym ludziom swoim głosowaniem w Sejmie w sprawie, która dla nich istnieje wyłącznie jako „lex TVN”. Dla nich zresztą chyba wszystko istnieje poprzez optykę TVN, jak przystało na niezależnych i zbuntowanych artystów.
Gitarzysta i kompozytor Jan Borysewicz zamazał nazwisko Kukiza na zdjęciu okładki wspólnej płyty („Bo tutaj jest jak jest”) i napisał: „Niestety, ja nie jestem tym zaskoczony, bo nawet jak był moim kolegą, to i tak nigdy nie można było na niego liczyć… Boję się o moją Polskę”. Kolega Borysewicza, Janusz Panasewicz, wyznał: „Wstydzę się każdego dnia, kiedy przyszło mi podać ci rękę, ty gnoju”. W podobnej poetyce wypowiedział się cierpiący od lat na mania grandiosa Krzysztof Grabowski - Grabaż, czyli wokalista Pidżamy Porno i Strachów Na Lachy: ambitnym „chu…e”.
Inny Krzysztof Grabowski, perkusista i tekściarz Dezertera, uznał za stosowne wstydzić się za kontakt z Kukizem: „Raz byliśmy na tej samej scenie. Ale to było dawno i się nie zakolegowaliśmy. Proszę o rozgrzeszenie i pokutę”. Wyspowiadał się z ciężkiego grzechu Kukizowego także gitarzysta Dariusz Dusza: „Gorzej miałem. Jedną wspólną próbę. Po której podziękowałem…”. Nawet były Duduś Fąferski, czyli Filip Łobodziński się odciął: „Jeden mój tekst zaśpiewał. Tfu”.
Krzysztof Skiba rzucił workiem ziemniaków, ale w tej konkurencji nie przyznawano medali: „Czym różni się Paweł Kukiz od worka ziemniaków? Niczym. Jedno i drugie można kupić i zrobić zacier”. Jeszcze większym workiem ziemniaków rzucił zasłużony KOD-omita Walter Chełstowski, kiedyś producent telewizyjny i organizator festiwalu w Jarocinie, który uogólnił: „Każdy poseł/posłanka który głosował za ustawą ‘anty TVN’ lub wstrzymał się od głosu jest zdrajcą wolności w Polsce i parszywym kolaborantem”.
Artysta popularny jaki jest, każdy widzi i nie jest to koń z maksymy księdza Benedykta Chmielowskiego. Nie jest to nawet nasza szkapa (z Marii Konopnickiej), a tym bardziej spracowany Łysek z pokładu Idy (to z Gustawa Morcinka). Wenę i dowcip artyści popularni mają niczym granitowe bloki wydobywane w Strzegomiu, tylko nie obecnie, a w latach 30. XIX wieku. Może przez to, że owa wena była w czasach pandemii mało eksploatowana, a może nigdy nie stały za nią Erato, Euterpe, Melpomene czy Polihymnia.
Kindersztuba artystów popularnych to rzecz tak rzadka jak jednorożce w realnym świecie. I wcale to nie wynika z nonkonformizmu czy igrania z konwencjami, lecz raczej z elementarnych braków wychowawczo-edukacyjnych skojarzonych z nienachalnym wyrafinowaniem oraz nachalną asertywnością, jednakowoż (jedno z ulubionych słów Leszka Kołakowskiego – jakby co) o trudno dostrzegalnych podstawach.
Teraz pora na to, co w tym wszystkim najważniejsze. Popularni artyści popluli sobie na Kukiza głównie z tego powodu, że nawet ci z nich, którzy mają za sobą punkowe i rockowe doświadczenia, poza nielicznymi epizodami w początkach działalności są przykładami wręcz nieznośnego konformizmu, żeby nie powiedzieć oportunizmu. To buntownicy spod znaku TVN, „Gazety Wyborczej” czy tzw. starej Trójki. Ten ich bunt jest tak sformatowany i poobcinany z oryginalności, że zęby bolą. Kiedy nie mówią o muzyce (choć i tu bywają poważne problemy ze zbornością przekazu), wygłaszają najbardziej banalne stereotypy i klaki zasłyszane w TVN bądź przeczytane w „Gazecie Wyborczej”.
Być buntownikiem spod znaku Moniki Olejnik, Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, Justyny Pochanke, Piotra Kraśki czy Wojciecha Czuchnowskiego to chyba największy obciach jaki buntownik może zaserwować. Co to zresztą za buntownik, który ma poglądy niczym jakiś piernik z nudów chodzący na kodziarskie imprezy i egzaltujący się opiniami tak żenująco trywialnymi, że wstyd je powtarzać. I tacy buntownicy, stuprocentowi oportuniści, piewcy uświęconego banału i poplecznicy najbardziej trywialnej politycznej poprawności wystawiają cenzurki Pawłowi Kukizowi. Wielkim wstydem i żenadą byłoby, gdyby koledzy ze sceny Kukiza pochwalili. A tak pozostają po prostu sobą: całkowitym zaprzeczeniem buntowników i nonkonformistów, którymi może nawet kiedyś chcieli być.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/562223-koledzy-ze-sceny-rzucili-sie-pluc-na-kukiza