Wystarczyło kilka godzin od czasu dymisji z rządu Jarosława Gowina, aby potwierdziło się, że od wielu miesięcy było mu bliżej do opozycji niż do obozu Zjednoczonej Prawicy. Pierwsze ważne słowa, jakie wypowiedział po odwołaniu go ze stanowiska wicepremiera i ministra, wyrażają najważniejszy cel opozycji, który przyświeca jej od jesieni 2015 roku: - „Wierzę, że w najbliższych wyborach odsunięci od władzy zostaną ci, którzy wyznają socjalistyczno-populistyczne poglądy”. A za taki właśnie projekt uznaje teraz „Polski Ład”, sztandarowe zamierzenie obecnego rządu. Przypomnę, że w maju tego roku Jarosław Gowin osobiście złożył swój podpis pod założeniami „Polskiego Ładu” razem z dwoma pozostałymi liderami koalicyjnych partii Zjednoczonej Prawicy.
Można powiedzieć, że przedłużanie swojej obecności w rządzie służyło mu jedynie jako trampolina, do przyszłego skoku na pozycję niezależnego lidera z aspiracjami do najwyższych stanowisk w państwie. W swoich kalkulacjach prawdopodobnie nie brał pod uwagę, że w prowadzonej przez siebie grze zostanie uprzedzony. I to nie on w chwale buntownika – jak zapowiadał i być może zamierzał – odszedł z koalicji w momencie, który uznałby dla siebie za najbardziej korzystny, lecz został z niej usunięty. Z godziny na godzinę. Co dla niego mogło być szokiem, bez żadnych sygnałów o podjęciu takiego kroku. Bez zastosowania jego ulubionego narzędzia – postawienia ultimatum. Mogło mu się wydawać, że długo jeszcze będzie grał na dwa fronty. Niby współpracując z rządem, puszczając jednocześnie oko do opozycji. Dając dosyć czytelne znaki, że w kluczowych sprawach ma zbliżone do nich stanowisko. Te jego „strategiczne” manewry, być może nawet mimo jego woli, sprawiają, że nazwa jego ugrupowania nabiera kabaretowego sensu – Jesteśmy partią, która jest w stanie z każdym się porozumieć, za pewną cenę, którą ja jako lider uznam za satysfakcjonującą.
Gowin nie przestał być sobą
W nowej dla siebie sytuacji, Gowin nie przestał być sobą. Jest najmądrzejszy wie to, o czym inni nie mają pojęcia. Otóż wie, że w przypadku uchwalenia nowelizacji ustawy o mediach, narazi Polskę – to będzie wersja najłagodniejsza - na wielomiliardowe odszkodowania za złamanie traktatu o handlu między USA a Polską, chroniącego inwestycje w obu krajach. O wiele dalej idące skutki mogą obejmować sankcje personalne wobec dla wysokich rangą polskich polityków, którzy stoją za przygotowaniem i przeprowadzeniem tej ustawy. O takiej możliwości miał słyszeć Jarosław Gowin w czasie nieformalnych rozmów z przedstawicielami obecnej administracji waszyngtońskiej.
Chciałoby się powiedzieć, jak to cudownie, że Jarosław Gowin ma takie świetne relacje z administracją waszyngtońską i może tyle ciekawych rzeczy się dowiedzieć. Nawiasem mówiąc, zna nie tylko „administrację waszyngtońską”, ale też „kalkulacje prezesa Kaczyńskiego”. Może na koniec tych kilku uwag o Jarosławie Gowinie, warto wiedzieć, czego teraz chciałby, a o czym otwarcie mówi. Po pierwsze, chce „ koordynować działania na rzecz powstania silnej listy umiarkowanej centroprawicy”.
Po wtóre, chce aby prezydent wręczał mu akt dymisji „w świetle jupiterów, ponieważ jest dumny z tego, co robił dla Polski”. A gdzie czerwony dywan.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/562113-jaroslaw-gowin-w-swietle-jupiterow