Dymisja Jarosława Gowina i rozstanie Zjednoczonej Prawicy z Porozumieniem nie jest żadnym zaskoczeniem. Dziwne, że doszło do tego dopiero teraz. Gowin ciężko pracował na to od dawna, właściwie od początku tej kadencji. Jarosław Kaczyński większość w Sejmie utrzyma, rząd się nie zawali, kluczowe ustawy przejdą, a były wicepremier dziarsko wkroczył na margines polityki.
Na temat tego, jak w Zjednoczonej Prawicy funkcjonuje Jarosław Gowin pisaliśmy na łamach tygodnika „Sieci” i portalu wPolityce.pl bardzo dużo. Szczegółowo opisywaliśmy, jak szef Porozumienia buduje wyłącznie swoją pozycję, skupia się na poszerzaniu zasobów – instytucjonalnych, w pewnym sensie finansowych, kadrowych.
Teraz z wewnętrznej opozycji w rządzie przejdzie do obozu opozycji zewnętrznej. Nie może jednak tak od razu stanąć w jednym szeregu z Tuskiem, Kosiniakiem-Kamyszem, Czarzastym, „Wyborczą”, KOD-em i Wolnymi Sądami.
Po pierwsze, nikt mu nie ufa. Uważany jest za zdrajcę, w dodatku recydywistę (raz w PO, drugi raz w ZP). Po drugie, ciążyć mu będzie „współudział” przy wszystkich zmianach wprowadzonych w Polsce po 2015 r., którym reszta opozycji tak histerycznie się sprzeciwia. Po trzecie, zawiódł opozycję w ubiegłym roku - „Newsweek” z okładki wołał doń: „Jarosław, Polskę zbaw”, ale on wtedy jeszcze w obozie pozostał. Po czwarte, naprawdę niewiele znaczy.
Razem z nim szeregi koalicji opuści ledwie garstka posłów, których jedyną siłą będzie skromne koło parlamentarne. Nie przewróci to większości rządowej – możliwe, że o takową Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki mogą być spokojni nie tylko ws. ustawy medialnej (tę poprze niemal całe środowisko Pawła Kukiza oraz narodowcy), czy rozwiązań podatkowych zawartych w Polskim Ładzie (tu PiS będzie mógł zapewne liczyć na Lewicę), ale i na stałe.
Co zrobi Gowin? Rację ma Ryszard Terlecki, który dywaguje w kategoriach ewentualnego przygarnięcia ex-wicepremiera. Podmiotowość zaczął on bowiem tracić przed 15 miesiącami, gdy w czasie pierwszej kampanii prezydenckiej większość jego posłów zrozumiała, że jest skłonny wywrócić koalicję w imię swoich osobistych celów. Wtedy cofnął się o krok, by trwać w rządzie i jak najszerzej korzystać z władzy wicepremiera – przejmował kolejne instytucje, obsadzał je swoimi ludźmi (zwykle wrogimi wobec PiS), kupował wierność na trudne czasy, by utrzymać partię. Wydaje się, że i z tej przebiegłości pozostanie mu niewiele.
Samodzielnie nie ma już żadnej siły – świadczą o tym i jego osobiste wyniki wyborcze i sondaże pokazujące śladowe poparcie dla jego ugrupowania. Za chwilę jego rola w polskiej polityce może się niewiele różnić np. od Inicjatywy Polskiej, czy Zielonych.
Będzie potrzebował nieco czasu, by jego kilka szabel wywalczyło szanse znalezienia się na listach wyborczych w jakimś bloku (zapewne z PSL, może również z Szymonem Hołownią). Ale nawet w takim optymistycznym scenariuszu powrót do władzy to perspektywa niezwykle mglista.
Jeśli dodamy do tego problemy z osobistym otoczeniem Gowina (obszernie przez nas opisywane niejasne działania jego prawej ręki - Roberta Anackiego, czy wciąż zagadkowa dymisja szefa gabinetu politycznego - Tomasza Michałowskiego), ukaże nam się obraz polityka, który dla każdego z graczy na politycznej scenie byłby bardziej balastem niż atutem.
Aż dziw, że tak doświadczonemu politykowi zabrakło wyobraźni, a na odchodne pozostały cytaty z Wyspiańskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/562023-gowin-przelicytowal-i-dziarsko-wkroczyl-na-margines-polityki