Dziękujemy Jarosławowi Gowinowi, że ma taką dobrą rękę do wielkich talentów, a wręcz gigantów. I prosimy Porozumienie o więcej.
Gdyby jakieś dziewczę (dziunia?) występujące w czymś, co się nazywa serialem paradokumentalnym, a jest najzwyklejszym telewizyjnym badziewiem, robiło uwagi o warsztacie aktorskim Gustawowi Holoubkowi czy Tadeuszowi Łomnickiemu, nikomu rozumnemu nawet nie chciałoby się popukać w czoło. Podobnie byłoby, gdyby „reżyser” oczepin podczas wesela w remizie recenzował reżyserię Konrada Swinarskiego czy Erwina Axera. Podobne brewerie zdarzają się w polityce i mało kto reaguje. A bywa równie śmiesznie i groteskowo, jak w wypadku pouczania Holoubka czy Swinarskiego. Zdają się w tym specjalizować politycy Porozumienia. Szczególnie groteskowe formy przybiera to w wydaniu Magdaleny Sroki, Jana Strzeżka czy Anny Korneckiej.
Gdy Porozumienie zorganizowało 7 sierpnia 2021 r. jakąś epokową nasiadówkę, czyli coś tam sobie popitoliło, wyszedł wicerzecznik partii Jarosława Gowina, Jan Strzeżek, i postawił ultimatum niczym pewien typ z wąsikiem w sprawie korytarza i eksterytorialnej autostrady. Wyrzucił w przestrzeń swoje „nie” dla zmian podatkowych, w finansowaniu samorządów oraz w prawie medialnym. „Jeżeli te trzy warunki nie zostaną spełnione to Porozumienie po prostu wyjdzie z koalicji” – stroszył pióra. I nie będzie tak, że z którejś części ultimatum można zrezygnować, albowiem „to nie jest szwedzki stół”, a więc „to trzeba traktować jako trzydaniową kolację i to taką naprawdę dobrą”. On już zresztą nie czekał kolacji, tylko na śniadanie złożył wniosek o wyjście z koalicji, gdyż „pewne granice zostały już przekroczone”.
Jan Strzeżek, jako dwudziestoczterolatek z gigantycznym, bo trzyletnim politycznym doświadczeniem w roli radnego warszawskich Bielan (i to tylko dlatego, że startował pod szyldem PiS), może by nie był taki kosmicznie asertywny (chociaż kto tam wie tych działaczy partyjnych młodzieżówek), ale jest przecież szefem gabinetu politycznego Jarosława Gowina. A to już mechanicznie (a co dopiero intelektualnie) czyni go godnym stawiania do kąta nie tylko wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego, ale i samego Jarosława Kaczyńskiego. Jak Strzeżek klepnie się w kolano w partyjnej kanciapie na Wilczej, to na Nowogrodzkiej wywołuje to trzęsienie ziemi. Taki to zuch i zawadiaka.
Gdy szef klubu PiS prof. Ryszard Terlecki z pewnym dobrotliwym pobłażaniem, choć wcale nie kpiarsko wyraził się o prężeniu muskułków przez Jana Strzeżka, ten odwinął się niczym Mike Tyson: „To tylko marszałek Terlecki. Czekamy, aż ktoś poważny z PiS zabierze głos”. Nie to, co poważny do bólu Strzeżek. Tak poważny, że aż odkrył, iż „chodząc po ulicach Warszawy, nie widział Pablo Escobara”. A to w kontekście TVN, na który ewentualnie dybałby jakiś narkotykowy baron. Może i dybałby, gdy nie był martwy od prawie 28 lat. Ale gdyby żył, Strzeżek jednym plaskaczem wywaliłby go na Marsa. Dlatego ten mężny młodzieniec spokojnie może grozić, że „jeśli Kaczyński nie zgodzi się na to [ultimatum], Porozumienie wyjdzie ze Zjednoczonej Prawicy”. I „nie robią na nim wrażenia plotki o dymisji Jarosława Gowina”. Chyba nic nie robi wrażenia na takim gigancie woli i intelektu.
Na Janie Strzeżku wrażenie może robić, ale tylko rzeczniczka Porozumienia, posłanka Magdalena Sroka. Ta był policjantka i podobno zawodowa negocjatorka (oraz ratowniczka wodna i sterniczka motorowodna), ma gigantyczne doświadczenie 22 miesięcy w Sejmie i takich jak Kaczyński czy Terlecki tylko może zaszczycić rozstawianiem po kątach. No to rozstawia: „Jeżeli nie zostaną spełnione nasze postulaty - my opuścimy Zjednoczoną Prawicę”. A „argumenty Kaczyńskiego” właściwie w każdej sprawie są „śmieszne i niepoważne”. Nie to, co mądrości pani Sroki, przy których tacy Platon, Arystoteles, Cyceron, św. Augustyn, Machiavelli, Morus, Hobbes, Locke czy Kant to jakieś sieroty intelektualne. A co dopiero Kaczyński. Jego i innych polityków PiS „uzasadnienia” nie tylko są „nieprawdziwe”, ale następczyni Platona nawet nie wie „do kogo mają trafić”. Tym bardziej że „są to kuriozalne argumenty, które mają się nijak do rzeczywistości”. Kto tego nie wie lepiej jak współczesna żeńska wersja Machiavellego?
Żeby galerię wielkich ludzi Porozumienia dopełnić, trzeba przypomnieć odwołaną niedawno przez premiera Morawieckiego wiceminister rozwoju, pracy i technologii Annę Kornecką. Tak wielka postać światowej polityki od razu musiała być przez Jarosława Gowina uczyniona pełnomocnikiem do spraw inwestycji i Zielonego Ładu w jego resorcie. Taki talent nie może być nawet przez kilka godzin bez przydziału. Nie ma lepszego potwierdzenia, że pani Kornecka to gigant tłamszony przez wredne PiS niż kwiaty, z jakimi hołd składał jej poseł Paweł Kowal z opozycji. Albo hołdy składane tej nowej Kopernik przez TVN, „Gazetę Wyborczą” czy Onet.
Jarosław Gowin to stonowany i skromny mędrzec, dlatego chowa się w cieniu wielkich: Magdaleny Sroki, Anny Korneckiej i Jana Strzeżka. On ich wcale nie podpuszcza i nie ośmiesza, tylko docenia wielkość. I nie przeszkadza, żeby brali pod but takich kompletnych amatorów polityki jak Jarosław Kaczyński czy Ryszard Terlecki. Ich droga życiowa i to, co wcześniej zrobili w Polsce, to przy paniach Sroce i Korneckiej oraz panu Strzeżku naprawdę żałość i żenada. Dziękujemy Jarosławowi Gowinowi, że ma taką dobrą rękę do wielkich talentów, a wręcz gigantów. I prosimy Porozumienie o więcej. Bo im więcej genialnych zawodowców w postaci Strzeżka czy Sroki, tym mniej Kaczyńskich i Morawieckich. Dość fałszywych legend, jakichś politycznych Holoubków czy Axerów. To idą „Trudne sprawy” i ich genialni aktorzy, tym bardziej, że to oparte na niedoścignionym niemieckim pierwowzorze „Familien im Brennpunkt”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/561837-dosc-holoubkow-i-kaczynskich-teraz-czas-na-gigantow-mysli