Na stanowisku premiera, były prezes banku, który zdążył odłożyć sobie pieniądze to rzadkość. Wyjątek potwierdzający regułę. Smutny fakt, że większość polityków nie zarabia w Polsce dużo. Stosunkowo dużo, bo w porównaniu do najniższej krajowej, to oczywiście więcej. Przy dyskusji o wynagrodzeniach dla polityków nigdy nie braknie emocji. I nie ma dobrego czasu. Gdzie leży złoty środek?
Z jednej strony, można cytować Elżbietę Bieńkowską, że 6 tys. zarabia złodziej, albo idiota. Z drugiej można śmiało dodać: albo patriota, któremu nie chodzi o pieniądze, a służbę państwu. Premiera, który opuścił stanowisko dla dużo lepiej płatnej funkcji unijnej, także już mieliśmy. Dziś to on grzmi przeciw podwyżkom.
Jest opinia, że chcąc pełnić funkcję publiczną, trzeba sobie najpierw odłożyć na to pieniądze. I że do polityki nie idzie się po apanaże. Paweł Kukiz na antysystemowej walce z wysokimi uposażeniami zbijał polityczny kapitał. Tylko czy rzeczywiście państwo polskie powinno słabo, oczywiście względem sektora prywatnego, wynagradzać swoich przedstawicieli? Oburzenie opinii publicznej wysokimi zarobkami polityków jest duże i dziś, i trzy lata temu, kiedy Jarosław Kaczyński kazał uposażenia obniżyć. I to się nie zmieni. Lepszego momentu nie będzie. Ta dyskusja zawsze będzie jednak okupiona ogromnym bagażem emocjonalnym.
Koronny argument polityków, mówiący o tym, że ministrowie zarabiają zbyt mało w porównaniu z wynagrodzeniami specjalistów na rynku, a to rodzi ryzyko korupcji, choć prawdziwy, może do Polaków nie trafić. To prawda, że średnio wynagrodzenia rosną, a pensja minimalna jest sukcesywnie zwiększana, ala osławione 6 tys., które zarabia wiceminister na rękę to dla wielu Polaków nadal bardzo dużo pieniędzy.
Z drugiej strony najważniejsze osoby w państwie nie zarabiają dużo w porównaniu z prezesami dużych spółek państwowych, czy firm prywatnych. Mają jednak całe fundusze reprezentacyjne, darmowe przeloty, delegacje, kierowców, ochronę.
Są także parlamentarzyści, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, nie starcza im do pierwszego i członkowie parlamentarnych komisji, za których państwo nie odprowadzało składek zdrowotnych. I to jest realny wgląd w dziadostwo państwa. Polskiego państwa, bo choćby za naszą południową granicą sytuacja wygląda zupełnie inaczej. I ryzyko oligarchizacji państwa w momencie, kiedy poza funkcją polityka, ten może jeszcze zasiadać czy to w spółkach skarbu państwa, czy budować swoje biznesy. Ta sytuacja w Polsce nie występuje. A czynnik korupcjogenny jest wysoki zwłaszcza w momencie, kiedy mówimy o politykach, którzy rozmawiając o tworzeniu prawa z lobbystami, muszą walczyć z ogromnymi pokusami.
Niejednokrotnie, co potwierdzała choćby Lidia Staroń wspominając tworzenie ustaw o komornikach, czy spółdzielniach mieszkaniowych, gdzie ze strony najbardziej zainteresowanych niejednokrotnie miały padać propozycje korupcji.
Choćby najbardziej trafne argumenty w dyskusji o pieniądzach mogą przemknąć niezauważone. To nie zmieni się ani za miesiąc, ani za rok. Ani w momencie ustania pandemii. Koszt polityczny także będzie trzeba zapłacić. Dziś odpowiedzialność polityczną na swoje barki bierze de facto prezydent Andrzej Duda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/561221-wysokie-apanaze-czy-dziadostwo-dobrego-momentu-nie-ma