Ołtarzyk w postaci programów TVN wygląda tak jak laleczki voodoo robione przez reżyserkę Agnieszkę Holland i pisarkę Marię Nurowską.
Kiedy 23 lipca 2021 r. czytałem wywiad z Jerzym Ilgiem (w „Gazecie Wyborczej”), wieloletnim byłym już redaktorem naczelnym wydawnictwa Znak, sądziłem, że ktoś mnie wkręca. Oto człowiek uważany (i uważający się) za klasycznego krakowskiego intelektualistę bezceremonialnie raczy czytelników, czymś, co pasuje do Katarzyny Kolendy-Zaleskiej (skądinąd też z Krakowa, i też uważającej się za intelektualistkę), ale nie poważnego człowieka. Ilg wyznał otóż, że do jego „codziennych obowiązków” należy oglądanie „’Faktów’, potem ‘Faktów po Faktach’ i jeszcze programu ‘To był dzień’”. Ale to nie były jaja, tylko bardzo poważne wyznanie, choć kiczowate na miarę nawiedzonych i wzniosłych komentarzy Kolendy-Zaleskiej w jej materiałach dla „Faktów” TVN i z jej rozmów w TVN24.
Pensjonarska egzaltacja Kolendy-Zaleskiej jest zabawna przez swoją nadmierną kiczowatość, ale nie odbiega specjalnie od kiczu innych byłych i obecnych „gwiazd” stacji: Piotra Kraśki, Justyny Pochanke, Anity Werner, Piotra Marciniaka, Rafała Wojdy, Kingi Rusin czy Diany Rudnik. Ale takie jest DNA tej telewizji, więc trudno, żeby jej twarze były inne. Co innego jednak „krakowski intelektualista” (choć urodzony w Poznaniu) Jerzy Ilg. Czy jego szef i przyjaciel, już były prezes Znaku, Henryk Woźniakowski, czyli brat eurodeputowanej Róży Marii Barbary grafini von Thun und So Weiter. Jeśli ktoś taki jak Ilg robi sobie ołtarzyk i totem z programów TVN, mówi to wiele o kondycji „intelektualistów”, nie tylko krakowskich.
Intelektualista, który za obowiązek i ważne źródło inteligenckości uważa oglądanie programów TVN i robi z tego zajęcie, które angażuje (odwołując się do Immanuela Kanta) „czysty i praktyczny rozum” oraz „władzę sądzenia” jest równie frapujący jak autorzy i użytkownicy „niezbędników inteligenta” przygotowywanych przez tygodnik „Polityka”. Bo to dużo gorzej niż było w XVIII i XIX wieku, gdy w niektórych kręgach inteligentem zostawało się przez lekturę kalendarzy zawierających kanon popularnej wiedzy o wszystkim. Tego rodzaju kuźnia intelektualna to po prostu groteska. Tym bardziej że to nie tylko kuźnia, ale i styl myślenia.
Jeden Jerzy Ilg nie czyniłby wiosny, ale podobnie programy TVN traktują liczni profesorowie i twórcy sympatyzujący z opozycją bądź otwarcie występujący w roli jej apologetów, obrońców, a nawet żołnierzy. Gdy nieżyjący już mistrz kina Andrzej Wajda przyznawał, że ma podobny „zestaw obowiązkowy” jak Jerzy Ilg (nie kawa i wuzetka – jak w „Misiu”), wiele osób wpadało w duże zakłopotanie. Przy całym uznaniu dla roli telewizji we współczesnym świecie, pensjonarska egzaltacja profesorów i twórców jakimiś programami TVN jest po prostu żenująca z punktu widzenia standardów, kanonów czy etosu intelektualisty. A już czynienie z tego kanwy formacji intelektualnej jest wręcz przerażające.
Intelektualista wchodzący jak nóż w sernik w schematy, ograniczenia, uproszczenia i manipulacje przekazu TVN byłby jeszcze jakoś zrozumiały, bo nawet profesorowie nie są wolni od politycznej szajby zaćmiewającej umysły. Ale traktowanie tego jako bodaj najważniejszego wyposażenia intelektualisty jest zupełnie niewyobrażalnym szalbierstwem. To urąga etosowi intelektualisty i jego kompetencjom - jeśli nie jest się intelektualistą specjalizującym się w tzw. modnych bzdurach, bo tam wszystko jest szalbierstwem i zaprzeczeniem kompetencjom. Ołtarzyk w postaci programów TVN wygląda tak jak laleczki voodoo robione przez reżyserkę Agnieszkę Holland i pisarkę Marię Nurowską, przekonane, że wbijanie szpilek wywiera zamierzony skutek. To naprawdę nie jest żart.
Jeśli zamiast klasycznego inteligenckiego etosu (ewentualnie kanonu intelektualisty) wielu osobom formalnie mającym status intelektualisty wystarcza „niezbędnik ćwierćinteligenta” rodem z TVN, to mamy do czynienia z potwornym regresem. To jest oczywiście łatwe i bezpieczne, bowiem daje oparcie w osobach podobnie postępujących, a mających wysoką pozycję społeczną, ale to przecież żenujące i ośmieszające. Nikt nie zabrania oglądania tego, co kto lubi i czynienia z tego nawet pewnego rytuału. Ale coś takiego nie może być uważane za najważniejszy element wyposażenia intelektualisty i nie może być kluczem do jego kompetencji. Bo to oznacza kompletny upadek najważniejszego narzędzia, jakim intelektualiści dysponują, a co daje ogromne pożytki społeczeństwom.
Niesamowita zmiana, jaka zaszła w postępowaniu osób mających formalnie status intelektualistów pozwala zrozumieć histerię rozpętaną w ostatnich tygodniach wokół TVN. To nie jest dla nich po prostu telewizja, lecz krynica mądrości i wiedzy, w dodatku najważniejsza ze wszystkich. Bez niej nie wiedzieliby, co myśleć i robić. I to jest dopiero przerażające.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/561084-czym-jest-tvn-dla-osob-majacych-status-intelektualistow