Jeszcze na godzinę przed godziną W od kolejowego dworca Warszawa Centralna zaczynają ciągnąć pierwsze grupki z biało-czerwonymi flagami. Wokół Ronda Dmowskiego zbiera się tłum, strumień ludzi zmierza w stronę Placu Krasińskich, spora część zostaje w centrum albo kieruje się na Powązki lub na inne miejsca uroczystości. Handlarze biało-czerwonych przepasek krążą wśród ludzi, gdy rodziny z dziećmi, przyjezdni z całej Polski z uśmiechami na twarzy odnajdują się w tłumie - rodziny, przyjaciele, znajomi, także ci internetowi. Motocykliści spektakularnie i głośno wjeżdżają na rondo, w tle słychać pieśni powstańce, wokoło pełno znaków Polski Walczącej, koszulek z patriotycznymi hasłami - atmosfera naprawdę robi się podniosła i pogodna zarazem. Chyba każdy Polak powinien choć raz poczuć warszawską atmosferę tuż przed Godziną W i o samej 17.00.
O 17.00 następuje ta minuta, którą z taką dumą można pokazywać cudzoziemcom. Samochody na ruchliwych ulicach się zatrzymują, staje transport miejski, przystają przechodnie - niektórzy na baczność. Wokół licznych tablic upamiętniających konkretne akcje Powstania pojawiają się kwiaty i znicze. Centrum płonie czerwonymi racami, okrzykami, morze flag i rozpromienionych twarzy naprawdę robi wrażenie. Kto tego nie widział na własne oczy, ten tego do końca nie zrozumie.
Stolica honoruje swoich bohaterów. Ale czy na pewno?
Ale czy na pewno?
Na pewno kilkadziesiąt tysięcy ludzi angażuje się w warszawskie uroczystości, 1 sierpnia trudno nie zauważyć na ulicach znaku Polski Walczącej. Jednak Warszawę zamieszkują dwa miliony ludzi, a wielu zaangażowanych w obchody przyjeżdża z innych miast, czasem odległych. Pokaźną część upamiętniających stanowią kibice, którzy od lat wykazują się prowspólnotowymi działaniami. Nie brakuje harcerzy i innych organizacji patriotycznych.
Jednak poza głównymi szlakami między Powązkami, Rondem Dmowskiego, Krakowskim Przedmieściem a Placem Krasińskich nie widać szczególnego zaangażowania. Kto uważa, że te - szczerze oddające hołd bohaterom - tłumy, to dowód na żywotność czci dla Powstania Warszawskiego, jest godnym pozazdroszczenia optymistą. Dwumilionowe miasto, z pomocą reszty kraju, wyciska z siebie kilkadziesiąt tysięcy ludzi w święto, którego nie byli w stanie uciszyć nawet komuniści, a które w 2004 roku przełamało tożsamościowy marazm Polaków. Aż smutno pomyśleć, co by było gdyby pamięci o zrywie z 1944 roku nie podtrzymywały media, niektórzy intelektualiści i politycy.
Tzw. realiści
W publicznej dyskusji tzw. ideowa prawica jednoczy się we wspólnym froncie z liberałami i lewicą przeciw Powstaniu Warszawskiemu. Preteksty są różne - z lewej strony jest strach przed silnym poczuciem wspólnotowości, które wypluwa ideologie postępowców i zachęca do skupienia się na czymś więcej niż na sobie i swojej seksualności. Z prawej strony rozpowszechniło się pojęcie tzw. realizmu. Bo na kalkulatorze liczba ofiar, liczba budynków, bo przegraliśmy - znany to realizm rosyjskich namiestników i gubernatorów o polskim rodowodzie, który wyjątkowo dyskretnie przeniknął do współczesności.
Przestrzeń polityczna hołdująca Powstaniu kurczy się więc od postępowej i od konserwatywnej strony. Kurczy się powoli, ale systematycznie.
Pretekstów do uciszania hołdu Powstańcom jest wiele. A to, że powstańcy w porządku, ale dowództwo złe, a to że to był romantyzm, „bohaterszczyzna”, a to że śmierć niepotrzebna, że ci ludzie po wojnie budowaliby Polskę (Gdzie? W UBeckich piwnicach czy w Partii?).
Podnoszone przez komentatorów głosy, że mit Powstania jest współczesnym walorem, zasobem społecznym i politycznym, przebijają się w niewielkim stopniu.
Mit Powstania Warszawskiego pełni dziś praktyczną rolę: mówi ew. wrogom, że koszt ataku na Polskę będzie wysoki i rosnący z każdym dniem. To jeden z elementów odstraszania. Dlatego etos należy pielęgnować, na równi z rozwojem WP, sojuszami i powiązaniami gospodarczymi.
-napisał Marek Wróbel, Prezes Fundacji Republikańskiej, ale przecież podobne tezy możemy przeczytać u profesora Andrzeja Nowaka czy profesora Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego.
Gdzie owoce tego „realizmu”?
I ten moralizatorski ton zatroskanych patriotów - że trzeba o „błędnej decyzji” oficerów mówić, by taka tragedia się nie powtórzyła. Ależ drodzy Państwo! Dziś Polaków nie trzeba zniechęcać do irredenty niepodległościowej! Kogo chcecie odwodzić od walki, kto tak się rwie do boju za Polskę? Pokolenie „płatków śniegu” myśli tylko o sobie, słuchacze Owsiaka krzyczą „j…ć PiS”, genderowe dzieci czują się zniewolone przez heteroseksualistów, a połowa Polaków głosuje na partie, których politycy uważają flagę Unii Europejskiej za ważniejszą od polskiej, a międzynarodowe trybunały za ważniejsze od państwowych.
CZYTAJ TAKŻE:
Stracone roczniki. Pokolenie „snowflakes” w Polsce
W kulturze dominują nie Herberty, Czarnyszewicze i Helaki, ale Szymborskie, Twardochy i Tokarczuki. Nie potrzeba z miną mędrca przekonywać, że nie warto za wszelką cenę bić się o Polskę, bo obecnie borykamy się z przekonaniem, że „polskość to nienormalność”!
A co w zamian? Czy Polacy, odarci z przywiązania do bohaterów (i ich przełożonych także!), nagle odnajdują się jako rzetelni pozytywiści pracujący u podstaw, budujący przemysł i prywatne przedsiębiorstwa, zaczytujący się w narodowej litearutrze i historii? Dobre sobie.
Romantyzm sprzedać, a realizmu nie zarobić - tyle zostaje z krytyki powstań.
CZYTAJ TAKŻE:
Prof. Andrzej Nowak: Wyłączna odpowiedzialność za tę tragedię spoczywa na Niemcach i Sowietach
Prof. Andrze Nowak: Nie widzimy jeszcze w pełni znaczenia Powstania Warszawskiego
Prof. Marek Kornat: Naród Polski nie mógł być biernym widzem swych losów w przełomowej chwili wojny.
Prof. Marek Kornat: Trzeba skorygować patrzenie na Powstanie jako na totalną klęskę
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/560871-stolica-uczcila-powstanie-warszawskie-czyzby