Za każdą propozycją reformy czy zmiany prawa, która uderza w potężne grupy interesu w Polsce, odpowiedzią jest zmasowana akcja dezinformacyjna, mająca zniszczyć zamiary władzy. Pierwszą fazą tej akcji jest zawsze ukucie nowej frazy, epitetu, nazwy dla danego zjawiska. Zdaniem TVN mamy przecież nie „Trybunał Konstytucyjny”, ale „Trybunał Przyłębskiej”, nie KRS ale neoKRS, nie Telewizję Polską ale Telewizję rządową, nie dziennikarzy, ale „pisowskich funkcjonariuszy”, wreszcie teraz mamy „lex TVN”, czyli zmianę prawa o strukturze własnościowej mediów.
Nowa nazwa jest jak pierwsza salwa, która ma przeciwnika ogłuszyć, a swoim dać sygnał do ataku.
PRZECZYTAJ JAK POSŁOWIE ULEGAJĄ MEDIOM:
Ile kosztuje polski poseł i dlaczego tak łatwo go kupić?
Nauka Volkoffa
Taką strategię propagandową opisał Francuz rosyjskiego pochodzenia, Vladimir Volkoff, wskazując że komuniści doprowadzili ją do perfekcji. Pisarz określił ją mianem „logomachii”, czyli „walki na słowa/nazwy”. Media lewicowo-liberalne w Polsce osiągnęły perfekcję w tej materii. Logomachia, zdaniem autora „Montażu”:
Polega ona na wynajdywaniu formułek, które przypadłszy najpierw do gustu profesjonalistom od komunikacji masowej są następnie rozpowszechniane przez nich wśród opinii publicznej, która akceptuje je jako prawdziwe, podczas kiedy w rzeczywistości są tylko efektowne.
Volkoff podaje stare przykłady zastosowania logomachii:
Termin „polowanie na czarownice” został prawdopodobnie ukuty w takiej właśnie intencji. A cóż można powiedzieć o owocnej operacji logomachicznej przy użyciu słowa „faszysta”?
Wspomniane na początku frazy również zostały ukute przez specjalistów od manipulacji. Krótkie i chwytne hasło ukuwane na Wiertniczej zwalnia od wysiłku myślenia, argumentowania, jest tekstem, który - zdaniem wypowiadającego - zamyka sprawę. Nowa nazwa natychmiast wartościuje, odbiera godność i znaczenie. Niegodny Trybunał Konstytucyjny, dziennikarze TVP, których można sponiewierać, „pisowcy” jako ludzie, którzy nie są warci dyskusji. Krótkie slogany są łatwe do zapamiętania dla niewyrobionych obserwatorów polityki, zastępują dyskusję, pozwalają poczuć się lepszym.
Przewaga liberałów
Dlaczego moc nadawania „imion” przysługuje tylko jednej stronie? Propaganda lewicowo-liberalna jest bardziej profesjonalna. Dysponenci medialnych wpływów są bardziej zdeterminowani, by bronić swoich interesów, często mają powiązania z dawnymi tajnymi służbami, wreszcie posiłkują się wsparciem fachowców zza granicy. To mieszanka wybuchowa, wobec której przeciwstawia się patriotyczne pospolite ruszenie.
Ale jest jeszcze jedna przewaga przeciwników obozu niepodległościowego - bo to ośrodki lewicowo-liberalne dystrybuują prestiż. Dekady lat przyznawania nagród literackich, dziennikarskich i medialnych, stypendia, zagraniczne fundacje i wyjazdy na Zachód, cała chmara celebrytów, prywatne salony i spotkania u miliarderów - powtarzanie ich sloganów wciąż wydaje się bardziej inteligenckie niż rozumienie narracji konserwatywnej strony.
Propaganda a nowoczesny PR
Czy da się dziś prowadzić politykę bez „walki słów”? Donald Trump potrafił ochrzcić Bidena „śpiącym Joe” (sleepy Joe) a stację CNN nazwać „telewizją fake news”. Te hasła na stałe utkwiły w retoryce części amerykańskiego społeczeństwa. Jak jest u nas, nad Wisłą? Czy obóz konserwatywny umie nazywać nowe zjawiska? Wobec skomplikowanej nazwy „ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego” lobbyści ukuli hasło „opłaty reprograficznej”, co natychmiast podchwycili „wolnorynkowcy” - bo przecież mają być przeciwni wszystkim opłatom. Prawniczy żargon nie miał szans z marketingowym chwytem.
Obóz niepodległościowy wciąż za słabo sobie na tej płaszczyźnie radzi. W wojnie haseł i pojęć, Tuskowe „für Deutschland” i Schetynowe „totalna opozycja” nie stanowią poważnego arsenału wobec zwartego obozu III RP.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/560242-miedzy-lex-tvn-a-tvpis-czyli-rzecz-o-logomachii