W klubie KO Donald Tusk bez problemu przeforsował zmianę Cezarego Tomczyka na Borysa Budkę, choć ten pierwszy nie oddał funkcji szefa klubu dobrowolnie. Posłowie, z którymi rozmawiała PAP, witają tę wymianę z nadzieją, niektórzy oceniają, że zmiany w klubie i partii mają na celu osłabianie „frakcji Trzaskowskiego”.
W ubiegły czwartek wieczorem na zwołane w trybie nagłym przez przewodniczącego Cezarego Tomczyka posiedzenie klubu parlamentarnego KO przybył nowy przewodniczący partii Donald Tusk, który nie jest posłem. Towarzyszył mu jego poprzednik Borys Budka. Celem posiedzenie jest zmiana na funkcji przewodniczącego - zastąpienie Cezarego Tomczyka przez Borys Budkę, któremu, po pożegnaniu się z fotelem szefa partii, stanowisko w klubie obiecał Tusk.
Tusk - jak wynika z informacji od uczestników posiedzenia klubu - użył swojego autorytetu, by przeprowadzić zmianę przez aklamację, a Tomczyk otrzymał obietnicę, że w przyszłości zostanie wiceszefem partii odpowiedzialnym za kampanię i PR; Tomczyk mówił o swoich sukcesach jako przewodniczącego klubu i miał wyraźnie oświadczyć, że rezygnuje pod presją Tuska.
Jednak - według uczestników posiedzenia klubu - prawie żaden z posłów nie stanął publicznie w jego obronie, z wyjątkiem posłanki Henryki Krzywonos, która wyraziła zdziwienie, że przewodniczący był dobry, ale się go wymienia; dodała jednak, że ma zaufanie do Tuska. Tomczyk po posiedzeniu klubu wrócił do swego gabinetu odmawiając rozmowy z dziennikarzami.
„Tomczyk był zbyt introwertyczny”
Większość posłów, z którymi rozmawiała PAP, jest zadowolona ze zmiany i to nie tylko dlatego, że firmuje ją Tusk.
Tomczyk był zbyt introwertyczny jak na szefa klubu. Tę funkcję powinien sprawować ktoś, kto umie posłów poklepać po plecach, spytać o rodzinę. On tego nie potrafił
— powiedział PAP jeden z posłów KO.
Jak się uśmiechał, to odnosiło się wrażenie, że robi to pod przymusem
— dodał.
Nie sposób był się z nim umówić na spotkanie. Kiedyś przez kilka tygodni wymienialiśmy esemesy z terminami spotkań, a on ciągle przekładał
— zaznaczył inny poseł KO.
Kolejny przekonywał, że z innym przewodniczącym zapewne szybciej zakończyłby się konflikt, jaki wybuchł między posłankami Iwoną Hartwich i Jagną Marczułajtis na tle zachowania asystentki tej ostatniej.
Niektórzy posłowie wskazują, że w klubie brak było wizji funkcjonowania, że Tomczyk miał sukcesy, ale np. takie jak uruchomienie studnia telewizyjnego dla posłów, gdzie mogli nagrywać swoje wystąpienia, przeznaczone na portale społecznościowe lub na połączenia online na żywo, ale to była kwestia techniczna. „Nie było wrażenia, że jest jakiś pomysł na funkcjonowanie tego klubu” - ocenił jeden z posłów KO.
Do grona bliskich współpracowników Tomczyka zaliczano m.in. posłankę Agnieszkę Pomaską, czy wpływowego niegdyś w PO Cezarego Grabarczyka. Tomczyk był też mocno kojarzony z prezydentem Warszawy, wiceprzewodniczacym PO Rafałem Trzaskowskim, który według nieoficjalnych i niepotwierdzonych informacji miał nawet wstawiać się u Tuska, by nie został pozbawiony funkcji szefa klubu.
Nowoczesna niepocieszona
Tomczyk bardzo dobrze był też oceniany przez koalicjantów PO. Lider Nowoczesnej Adam Szłapka jeszcze przed czwartkowym posiedzeniem klubu zapowiadał, że będzie bronił Tomczyka. Liderka Inicjatywy Polska Barbara Nowacka, która po swoim indywidualnym spotkaniu z Tuskiem przekonywała dziennikarzy, że Tomczyk jest wspaniałym szefem klubu, nie pojawiła się na czwartkowych obradach, a Tomczykowi przekazała podziękowania przez Twittera. Nie było też posła Sławomira Nitrasa, który - jak wynika z informacji uzyskanych przez PAP - miał zwolnienie lekarskie, ale już następnego dnia pojawił się na posiedzeniu zarządu PO. Spośród bliskich współpracowników Rafała Trzaskowskiego była tylko posłanka Aleksandra Gajewska (o której nieobecności mylnie napisaliśmy w PAP).
Tym niemniej niektórzy parlamentarzyści KO spekulują, że akcja wymiany szefa klubu, a także podjęte następnego dnia decyzje zarządu o rozdzieleniu funkcji partyjnych i klubowych to początek rozprawy z frakcją Trzaskowskiego, który zgłaszał aspiracje do przywództwa w całym obozie, więc siłą rzeczy ustawił się w roli partyjnego rywala Tuska.
W klubie żartuje się, że w tej uchwale zarządu o niełączeniu funkcji chodziło głównie o to, żeby pozbyć się z Kolegium Klubu Sławka Nitrasa
— powiedział jeden z rozmówców PAP.
Tomczyk został przewodniczącym klubu we wrześniu 2020 roku. Zastąpił wtedy Borysa Budkę, krytykowanego wówczas za nieumiejętne zarządzanie klubem - w tym kontekście podnoszono m.in. sprawę poparcia przez KO podwyżek dla posłów w sierpniu 2020.
Wtedy Budka miał na głowie i klub, i partię, więc mógł nie dawać rady. Dziś jest inaczej. A charakterologicznie to jednak kto inny niż Czarek, człowiek mimo wszystko otwarty, z którym można normalnie pogadać” - powiedział polityk PO.
W ubiegłym roku w wyborach szefa klubu Tomczyk pokonał zdecydowanie Urszulę Augustyn, popieraną wtedy przez posłów związanych z Grzegorzem Schetyną i Tomaszem Siemoniakiem. Dziś Augustyn w rozmowie z PAP nie chciała wypowiadać się o Tomczyku jako szefie klubu ani oceniać ponownego objęcia tej funkcji przez Budkę. „Każdy przewodniczący partii ma prawo dobierać sobie ludzi, z którymi chce pracować, ale jednocześnie bierze za to odpowiedzialność” - stwierdziła jedynie.
gah/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/560031-oto-prawdziwy-powod-zmian-w-po-i-ko-chodzi-o-trzaskowskiego