Ledwie kochanek idealny wrócił 3 lipca 2021 r., a już mamy zatrzęsienie aktów i deklaracji miłosnych, wzniosłych i rozedrganych uczuciowo.
Gdyby socjologom czy psychologom społecznym chciało się robić coś, co przekracza bezpieczne banały, mieliby fenomen do opisania. Fenomen miłości pensjonarskiej. Ale nie w wydaniu nastoletniej pensjonarki wychowanej na głupiutkich romansidłach (literackich i filmowych) i snutych przed snem marzeniach wywołujących rumieniec, łzy, litowanie się nad sobą i przyspieszone bicie serca. Miłość pensjonarska najlepiej się ma wśród ludzi uważających się za inteligentów, a nawet intelektualistów, za samodzielnie myślących, za Europejczyków, a nawet światowców, za ludzi nowoczesnych, wolnych od uczuciowego kiczu i moralnej tandety. Najważniejszym obiektem pensjonarskiej miłości mógł być wyłącznie Donald Tusk.
Zakochanych miłością pensjonarską do polskiego kochanka idealnego pełno jest w kanałach TVN, gazetach i magazynach dla liberalnych ćwierćinteligentów (niektóre publikowały nawet niezbędniki ćwierćinteligentów). Pełno jest na portalach na co dzień zajmujących się tym, co się dzieje w życiu jakieś znanej z tego, że desperacko chce być znana pani Małgosi czy pana Olivera, w serwisach społecznościowych będących witrynami ludzi rywalizujących o miano najmniej oryginalnych z możliwych. Skupmy się na tych, którzy bardzo chcą uchodzić za poważnych i występujących w poważnych (a przynajmniej sprawiających takie wrażenie) kontekstach.
Każdy kicz uczuciowy jest oczywiście okropny, niezależnie od politycznej orientacji, ale najbardziej ten, z którego zakochani są dumni, bo ponoć jest miłością przeczystą, a wynikającą wyłącznie z intelektualnego wyrafinowania i estetycznej doskonałości. Ledwie kochanek idealny wrócił 3 lipca 2021 r., a już mamy zatrzęsienie aktów i deklaracji miłosnych, wzniosłych i rozedrganych uczuciowo, a także opisów bliskich spotkań z kochankiem, np. 19 lipca w Gdańsku. Nawet gdy chodzi tylko o jedność miejsca akcji, bez osobistego kontaktu z kochankiem idealnym, mamy taką dawkę miłosnego kiczu, że trzeba by mieć cały czas duży kubeł przy sobie.
Kochają ci sami ludzie, którzy wcześniej nie mogli żyć bez choćby słowa w zagranicznych mediach i ośrodkach opinii, które utwierdzałoby ich w przekonaniu, że dobrze wybierają i myślą. Byle nikt, pod warunkiem, że z zagranicy, był wyrocznią. Bez choć zdawkowej pochwały byle nikogo, ci ludzie tracili sens życia, a przynajmniej publicznej aktywności. To zjawisko doskonale znane, opisane choćby w „Żonie modnej” (1779) Ignacego Krasickiego. Uważając się za tytanów intelektu i arbitrów elegancji ci ludzie za marne pochlebstwo daliby się pokroić. A choćby chwilowy brak pochlebstw natychmiast wprawia ich w emocjonalne i moralne rozedrganie.
Gdy polityczni wybrańcy zakochanych nie rządzili, całą swoją frustrację wylewali oni na elektorat tych, którzy sprawowali władzę, uważając ich za byty właściwie tylko biologiczne, reagujące w sposób fizjologiczny, a w żadnym wypadku intelektualny, niemające zdolności do kierowania się zasadami etyki. Ileż było pogardliwych występów i tekstów, autorstwa choćby profesorów Jana Hartmana, Zbigniewa Mikołejki czy Ireneusza Krzemińskiego, obnażających chamstwo i prymityw tych organizmów. Gdyby użyć kategorii Ericha Fromma z jego „Anatomii ludzkiej destruktywności”, można by mówić o „złośliwej agresji”, której nie hamuje nawet „cienki pokost” profesorskiej przynależności.
„Złośliwa agresja”, a szczególnie jej główne narzędzie, czyli sadyzm nie zniknęły po powrocie kochanka idealnego, ale teraz przynajmniej agresorzy (sadyści) mają szansę czymś to zrównoważyć. Mamy więc wręcz erupcję miłosnych deklaracji i ocean miłosnego oczarowania Donaldem Idealnym Kochankiem Tuskiem. To, kim naprawdę jest obiekt uczuć, nie ma najmniejszego znaczenia. Musi mieć wszystkie idealne cechy, a jeszcze tę wspaniałą właściwość, że może pognębić obiekt miłosnej odrazy. Zakochani mają pewność, że jest w stanie pognębić, skoro temu obiektowi odrazy kochanek idealny poświęcił 99 proc. swoich występów po powrocie.
Oczekiwanie na idealnego kochanka trwało tak długo, że już nie można oczekiwać uruchomienia rozumu i związanego z nim sceptycyzmu. Liczy się tylko uczucie, a najbardziej oczywiste jest bezgraniczne i bezkrytyczne oddanie typowe dla miłości pensjonarskiej. Dlatego wszyscy zakochani w kochanku idealnym stali się pensjonarkami. Także ci uważający się za intelektualistów i arbitrów elegancji. A nawet oni są najbardziej zaangażowani, żeby dawać dobry przykład. Z tej miłosnej relacji aż cieknie więc sok uwielbienia i oddania. Czego w żaden sposób nie zakłóca fakt, że na randkę z kochankiem idealnym nie przyszła nawet minimalna oczekiwana liczba zakochanych. To nieważne, bo miłość i tak góry przenosi, co najlepiej widać po pensjonarkach mających nawet ponad 80 lat.
Gdyby zrobić film na podstawie wydarzeń dziejących się od czasu powrotu kochanka idealnego, zdobyłby Złote Maliny we wszystkich kategoriach. Ale to nieważne, skoro miłość wybuchła z taką intensywnością. I jest lekarstwem na wszystkie kompleksy, nieutulone żale, poniżenia, pretensje, niezrealizowane aspiracje. I ta miłość może być czystym kiczem, a nawet być powinna. Stąd jej obraz to największe monidło w dziejach Polski. Gdybyż dożyli tego twórcy filmowego „Monidła”, czyli Jan Himilsbach i Antoni Krauze. Wzruszenie nie pozwala mi napisać nic więcej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/559981-jeden-powrot-wywolal-najwiekszy-w-dziejach-wybuch-milosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.