Polski rząd stanął chyba przed największym wyzwaniem od 2015 roku. Ważą się bowiem nie tylko losy naszego kraju, jego suwerenności i prawa do samostanowienia o jego rozwoju i przyszłości Polaków, ale także w jakiej Unii Europejskiej znajdą przyszłość nasze dzieci i wnuki. Tak, przyszłość, bowiem opowieści z mchu i paproci o tym, jako to PiS pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego rozpoczął proces polexitu są jedynie prymitywnym narzędziem walki części opozycji o odzyskanie władzy i rządzenie pod łaskawym protektoratem najsilniejszych w Unii, czyli de facto Niemiec.
Przysyłanie do Polski komisarza Reyndersa, wyposażonego, jak oznajmiła wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova w środki „mające skłonić Rzeczpospolitą Polską do zastosowania się do decyzji i wyroku TSUE”, zwlekanie z zatwierdzeniem przez KE Krajowego Planu Odbudowy, a więc blokada środków na podniesienie kraju po pandemii, środków które do przeważającej części krajów unijnych lada moment zaczną napływać, to jak twierdzi eurodeputowany PiS, Jacek Saryusz-Wolski, pójście unijnych urzędników, czyli KE, na czołowe zderzenie z Polską. Wreszcie naciski na premiera Morawieckiego, by wycofał swój wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, który kolejny raz ma wypowiedzieć się w sprawie nadrzędności Konstytucji nad tzw. prawem europejskim są dowodami na brutalną ofensywę, w którą przemieniły się dotychczasowe działania, określane jako „grillowanie” Polski przez neo-marksistowską i liberalną większość, trzęsącą Unią Europejską.
Zaczęło się od wszczęcia procedury z art. 7, potem mieliśmy liczne rezolucje Parlamentu Europejskiego przeciwko naszemu krajowi, tendencyjne raporty o praworządności i wolności mediów, prokurowane na podstawie donosów polskich opozycyjnych deputowanych, fake newsów takich autorytetów jak Robert Biedroń, Sylwia Spurek czy Bart Staszewski i wreszcie wyroki TSUE, de facto łamiące praworządność, bo wychodzące poza ramy traktatów, które są fundamentem UE i źródłem unijnego prawa. A obok tego wszystkiego szaleńcze pomysły komisarza Timmermansa, który swoje niepowodzenia w dziedzinie ujarzmiania Polski w kwestii praworządności postanowił widać zrekompensować sobie propozycjami klimatycznego terroru, który, gdyby wszedł w życie, obróciłby w pył marzenia polskich polityków o uczynieniu z naszego kraju potęgi gospodarczej i zrównaniu statusu ekonomicznego Polaków z obywatelami najbogatszych krajów wspólnoty.
Nie ma co liczyć na to, że ten, kto ma rację, wygrywa w tym starciu buldożera z traktorem Ursus. To nie wystarczy, by obronić polską rację stanu i prawo do rządzenia we własnym kraju zgodnie z demokratycznym wyborczym werdyktem. Zaskarżenie przez rządy Polski i Węgier rozporządzenia w sprawie praworządności do TSUE wydaje się dzisiaj pustym gestem wobec kolejnych wyroków tego Trybunału, przeciwko którym protestuje i zapowiada, że ich nie wykona wiele krajów, na czele z Niemcami i Francją. Nie ma co liczyć, że w tym przypadku Trybunał przypomni sobie o zapisach traktatowych, bo czemu niby nagle miałby zmienić swoje postępowanie, jeśli do tej pory rościł sobie prawo do stania ponad traktatami i kreowania własnej wizji tzw. prawa europejskiego?
Owszem, możemy sobie prowadzić dialog z panią Jourovą, panem Reydensem, wreszcie przewodniczącą von der Leyen, możemy wyjaśniać swoje stanowisko, przypominać o tym, jakie wyłączne kompetencje w dziedzinie stanowienia prawa obowiązującego wszystkie państwa członkowskie ma Unia i że nie należy do nich organizacja wymiaru sprawiedliwości, ale jakiekolwiek ustępstwo w tej sprawie to otwarcie nawet nie furtki, ale bramy, przez którą będzie można zmuszać nasz kraj do kolejnych kapitulacji w tych dziedzinach, których nie oddaliśmy w ramach zgody na częściowe ograniczenie naszej suwerenności w momencie, gdy do Unii wstępowaliśmy. Już doświadczają tego Węgry, którym zablokowano na dwa miesiące zatwierdzenie ich funduszu odbudowy, bowiem światłym liberałom w Unii nie podoba się węgierska ustawa, gwarantująca jedynie rodzicom wpływ na wychowywanie ich dzieci i odcięcie homopropagandy od placówek wychowawczych w tym kraju. A przecież edukacja i prawo rodzinne to są także te sfery, które zostały pozostawione do wewnętrznych regulacji państw członkowskich. Premier Orban sarkastycznie stwierdza:
„nagle po przyjęciu ustawy o ochronie dzieci staliśmy się bardzo skorumpowani.(…) To wielka wojna, można powiedzieć wojna światów. Wygramy ją, tak samo jak wojnę o imigrantów, która wydawała się beznadziejna”.
Węgry dyktatowi Brukseli nie poddają się i premier Orban zapowiedział, iż zostanie stworzony w ramach funduszu ochrony gospodarki węgierski fundusz odbudowy i będą realizowane te same programy, które już częściowo zaakceptowała Bruksela… „Opłacimy je z węgierskiego budżetu. A pieniądze z Brukseli będą, kiedy będą…” A jest to kwota 7,2 miliarda euro.
Owszem, Polski Ład to sztandarowy program rządu, szansa na gospodarczy i społeczny rozwój naszego kraju w tempie, jakiego dotąd nie notowano. W opublikowanym dzisiaj liście premiera do Polaków Mateusz Morawiecki pisze:
„Wyższe zarobki, bezpieczna przyszłość polskich rodzin, godne emerytury i dobry klimat dla rozwoju polskich firm. To hasła, które przez lata brzmiały jak naiwne marzenia. Dziś wreszcie jesteśmy blisko, by te marzenia stały się rzeczywistością. Polski Ład to nasza droga do budowy państwa dobrobytu. To nasza droga do europejskiego standardu życia”.
Tak, naiwne marzenia z przeszłości mogą się zamienić w rzeczywistość dostatniego i mądrze rządzonego kraju. Rządzonego przez demokratycznie wybrane przez Polaków władze, a nie grono niewybieralnych urzędników pod dyktat największych europejskich stolic, wielkich korporacji czy wreszcie fanatycznych wyznawców określonych ideologii, których nie chcemy na naszym podwórku.
770 mld złotych to być może szansa, by ta „droga do europejskiego standardu życia” stała się autostradą, a nie tylko drogą szybkiego ruchu, ale istnieje niebezpieczeństwo, że na bramkach kto inny będzie czerpał korzyści z jej używania. I jeszcze określał warunki, na których będziemy mogli z niej korzystać. Dlatego warto sobie postawić pytanie: ile jest warta polska suwerenność? I czy jest taka suma, za którą można ją sprzedać? W mojej opinii – nie ma.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/559920-suwerennosc-jest-wiecej-warta-niz-770-mld-jest-nieoceniona