Skoro są tak silni, jak mówią, to dlaczego demonstrują wściekłość, a bardzo często nie kontrolują nawet zwieraczy w mózgu (czy w tym, co tam mają w tym miejscu). Dwa duże seanse nienawiści Donalda Tuska w odstępie 16 dni, a między nimi dwa mniejsze (w TVN 24 i „Gazecie Wyborczej”). Wścieklizna Dariusza Jońskiego (Ceausescu, Kaddafi) pokazująca kompletną bezradność.
Jeszcze nigdy w swej historii Platforma Obywatelska nie miała tak mało do powiedzenia, gdy chodzi o jakiś choćby marginalnie merytoryczny i inteligentny przekaz. Niemal wyłącznie fizjologia, bo wbrew pozorom wywody Donalda Tuska wychodziły nie z głowy, tylko z jelit.
Jak na zapowiedź szybkiego przełomu, odsunięcia Prawa i Sprawiedliwości od władzy i zrobienia „czegoś” (nikt nie wie – czego), to wszystko wygląda wyjątkowo marnie. Tusk nie był w tak złej formie intelektualnej i psychicznej od lat. Trzaskowski zapadł się w sobie, a Budka jest cieniem cienia, którym był przez ostatnie półtora roku jako przewodniczący PO. Wypowiadają jakieś zaklęcia, na przemian straszą i łkają, ale Polacy wokół zdają się mieć to w dużym niepoważaniu. Do Gdańska ściągnięto trochę aparatu PO, młodzieżówkę, całe zasoby ze spółek miejskich z rodzinami i z samego magistratu, dołączyli kodziarze i trochę gapiów, ale brak było w tym wszystkim ognia i zaangażowania.
Już impreza 4 czerwca 2019 r., a ta z 19 lipca 2021 bardzo wyraźnie, przypominała wiece organizowane w 1976 r. po Radomiu i Ursusie. Nuda i poczucie traconego czasu, ale trzeba się stawić, skoro partia matka wzywa. Nic dziwnego, że dzieciaki i młode panny ziewały, a turyści zaglądali, żeby się raczej upewnić, że Tusk się skończył, niż po to, że można tam było znaleźć jakąś nową energię, nowe pomysły i intelektualne inspiracje. Wszystko przewidywalne płaskie, toporne, z dużą dawką socjo- i psychopatii. Tak mają wyglądać wielcy reformatorzy, sanatorzy i naprawiacze? Wolne żarty.
To, co robi w ostatnich tygodniach opozycja jest do cna przeniknięte duchem dekadencji. Niby są gotowi coś zrobić, ale tak jak bohaterowie sztuki Sławomira Mrożka „Indyk”, ostatecznie nic się nikomu nie chce. Może by i coś zrobili, ale przecież to się nie uda. Dlatego siedzą, piją i ględzą. Imposybilizm, który był najważniejszą cechą rządów Platformy, w opozycji stał się jeszcze bardziej widoczny i bardziej dojmujący. Dlatego pozostało tylko liczenie na zagranicę, bo ulica zawodzi. A zagranica się stara, ale też już nie trawi dekadentów i impotentów politycznych z Polski, Bo jak nie donoszą, to łkają i szukają pociechy. Ale ile sierot można przytulić do piersi?
Wojsko, gdy idzie do walki, najpierw sprawdza swój stan i poziom wyszkolenia. A jaki stan i poziom widzimy po stronie opozycji: jak nie beksy, to żule; jak nie zawistnicy, to furiaci; jak podjarani, to zaraz oklapnięci. I ten poziom intelektualny przymędrców. Wielki człowiek i zbawca okazuje się zakompleksionym nienawistnikiem, wręcz oślepionym żądzą zemsty i odwetu. I musi się nieustannie posługiwać kłamstwem, żeby mieć jakiekolwiek argumenty. Naprawdę marnie to wygląda, jak partyjni towarzysze muszą sobie dodawać otuchy i krzesać bojowego ducha, wypisując infantylne brednie w mediach społecznościowych.
Trudno pozbyć się wrażenia, że Platforma Obywatelska goni w piętkę, że Donald Tusk bardziej przypomina współczesnego Lecha Wałęsę niż samego siebie sprzed sierpnia 2014 r. Że to wszystko jest jedną wielką fikcją, a polityczne rzemiosło zastąpiło myślenie magiczne. Że jak się poczaruje, pozapala kadzidełka albo powbija szpilki w laleczki, to zmieni się rzeczywistość. Młodzi patrzą na to, jak na teatr starych marionetek, którym plączą się sznurki i łamią patyki. Przekaz Platformy jest bowiem beztreściowy, poza przyprawą w postaci nienawiści, ale przecież nikt nie je samych przypraw. Nikt nie wie, czego oni chcą (poza zemstą) i co zamierzają, bo oni sami tego nie wiedzą. I z nadzieją patrzą na zagranicę, tak jak targowiczanie patrzyli na jej wysokość cesarzową Katarzynę, że wszystko za nich wymyśli i załatwi.
Dla demokracji jest ważne, żeby zawsze była alternatywa dla rządzących. Ale nie taka złachana, wyczerpana, bezmyślna i kiczowata, jak ta, która nie potrafi się nawet atrakcyjnie zaprezentować. Nikomu nie potrzeba łajzo-opozycji, politycznych wariatów z jednej strony, a kloszardów i żebraków z drugiej, na przemian wpadających w furię i szloch. I to mają być rewolucjoniści? Raczej inscenizatorzy polskiej, współczesnej i marnie granej wersji „Biesów” Fiodora Dostojewskiego. A jakie „Biesy”, taki i Nikołaj Stawrogin.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/559329-powrot-tuska-mial-byc-wybuchem-energii-a-jest-pokazem-kiczu