Mocno symbolicznie zaczął się ten tydzień w polskiej polityce. Z jednej strony premier Mateusz Morawiecki (jeszcze w niedzielę) ruszył na zagrożone powodzią tereny w Małopolsce, zareagował też na tragiczną sytuację w Niemczech, oferując sąsiadom wszelką konieczną pomoc.
Po drugiej mieliśmy przewodniczącego Donalda Tuska, który odpoczął właśnie na urlopie zatem nabrał sił na tyle, by wybrać się na polityczny wiec. Zorganizowano go jednak blisko sopockiego domu - w Gdańsku. Usłyszeliśmy tam kolejny zestaw turbopopulistycznych ataków na obóz rządzący.
Powie to też Merkel?
W tym i ten, że to podobno rząd PiS winien jest podtopieniom i groźbie powodzi. Czy to samo (o odpowiedzialności) powiedziałby pan przewodniczący kanclerz Angeli Merkel, gdzie doszło do wielkiej powodziowej tragedii? Bardzo wątpliwe. Tam są pewne elementarne standardy debaty publicznej. Najwyraźniej w ocenie pana Tuska Polakom można jednak tak żenująco niskiej jakości ofertę jednak próbować sprzedawać.
Spotkanie było porażką frekwencyjną (jak na polityczny matecznik i PO, i Tuska), a ziewanie młodych ludzi na scenie można pewnie tłumaczyć upałem. Ale też nam to coś mówi.
Czego Tusk nie dostrzega
Zawsze podkreślałem, by Tuska nie lekceważyć. To groźny, zdolny uczynić dla władzy absolutnie wszystko, rywal. Wielki słowny manipulator. Ale widać coraz wyraźniej, że naprawdę długo go w Polsce i wśród Polaków nie było. Docierały do niego tylko przekazy internetowe, a spośród nich wybierał chyba te najbardziej prymitywne. Słucham i uświadamiam sobie, że on naprawdę sądzi iż rzeczywistość społeczna i polityczna jest jak z internetowego, antypisowskiego mema.
Pewnie taka czasami bywa, formacja rządząca ma swoje wady - obok podstawowej zalety, że jako jedyna pilnuje realnie suwerenności. Dla wielu Polaków fundamentalne było też doświadczenie pozytywnej sprawczości polityki, widziane pierwszy raz od dekad. Skutecznej, odczuwalnej w portfelach, walki z mafiami vatowskimi, uszczelnienia systemu podatkowego, podniesienia pensji minimalnych, emerytur, wprowadzenia świadczeń prorodzinnych. Ale też i udowadniania przez „pisowskie państwo”, że umie naprawdę szybko budować drogi, podejmować ambitne wyzwania, wielkie inwestycje. A w sytuacjach skrajnych, dramatycznych, losowych, takich jak zalania, groźba powodzi, nie waha się brać na siebie odpowiedzialności.
Dlatego przekonanie Tuska, że wystarczy kilka skrajnie mocnych wiecowych uderzeń i wszyscy przyjmą jego narrację o cynicznych nieudacznikach, niekoniecznie musi się powieść. Tym bardziej, że pamięć o tym jak złe były jego osobiste rządy, jest zaskakująco trwała.
Nakręcanie sprężyny
Myślę, że on to już wie, dlatego tak nakręca sprężynę. Uważa najwyraźniej, że w końcu to zaskoczy, wywoła falę.
Ale może się pomylić.
Tym bardziej, że ma naprzeciwko siebie nie tylko prezesa Jarosława Kaczyńskiego, którego próbuje cynicznie prowokować, o czym więcej napisałem tutaj. Ale także premiera Mateusza Morawieckiego, polityka o ogromnej skuteczności, zdolnego do długiego, morderczego wysiłku.
Początek tygodnia dobrze to pokazał. Te dwa kadry pokazują różnicę, której Tusk, jak sądzę, nie będzie w stanie zakrzyczeń najbardziej nawet nieprawdziwymi zarzutami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/559313-morawiecki-na-powodzi-tusk-na-wiecu-przy-domu