Tak rozchodzą się miliony na kulturę! Portal wPolityce.pl dotarł do szokujących wyników kontroli Dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego, który badał olbrzymi kontrakt Opery Wrocławskiej z jednoosobową firmą Mariusza Kwietnia na świadczenie usług dyrektora artystycznego. Okazuje się, że kwota niemal 3 milionów złotych została ustalona m.in. na podstawie informacji z internetu i w oparciu o olbrzymie gaże dyrektorów w USA, czy w Hiszpanii. Co ciekawe, nie do końca wiadomo, za co pan Kwiecień pobierać ma olbrzymie pieniądze, gdyż nie ustalono zakresu jego obowiązków lub ustalenia te są co najmniej mgliste.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: UJAWNIAMY. „Układ wrocławski” chciał zniszczyć byłego dyrektora tamtejszej opery? Prokuratura umorzyła śledztwo ws. kuriozalnej kontroli NIK
Lista zarzutów kontrolerów jest bardzo długa. Nowe kierownictwo Opery Wrocławskiej bardzo się starało, by umowa z firmą Kwietnia była dla niego więcej niż hojna. Jak wyliczano więc pensję dla dyrektora artystycznego”? To określiła „notatka”, którą badali kontrolerzy.
Z notatki wynikało, że oszacowanie wynagrodzenia Dyrektora artystyczne dokonano, na podstawie danych zebranych z internetu, z rozmów z dyrektorami Oper, z doświadczenia zawodowego, od agentów z branży muzycznej**
– czytamy w protokole z kontroli doraźnej Urzędu Marszałkowskiego we Wrocławiu.
Jak więc władze Opery Wrocławskiej „wyliczały” olbrzymi kontrakt firmy Kwietnia. W dokumentach pokontrolnych przedstawiono płace dyrektorów artystycznych m.in. w Nasville (500 tys. USD), czy w Barcelonie (120 tys. Euro). Osobliwe przykłady z całego świata nijak mają się jednak do placówki o wielkości i znaczeniu Opery Wrocławskiej. Kontrolerzy szybko też ustalili, że w „notatce” nie określono, „czy zakresy obowiązków osób, których wynagrodzenia zostały przytoczone były analogiczne do stanowiska, które stanowiło przedmiot zamówienia we Wrocławiu.” Z opinii prawnej Urzędu Marszałkowskiego wynika, że Opera Wrocławska nie dopełniła obowiązków w zakresie rozpoznania rynku i ustalenia wartości szacunkowej wynagrodzenia.
Umowa, na cztery sezony artystyczne, podpisana przez Operę Wrocławską z Mariuszem Kwietniem opiewa na zawrotną kwotę 2,9 mln. złotych brutto (2 383 739 złotych netto). Oznacza to, że Kwiecień zarabia 595 934 zł rocznie. Opera broni się, że jest to kwota adekwatna, wskazując m.in. na gaże dla dyrektorów artystycznych na całym świecie.
Mariusz Kwiecień to światowej sławy śpiewak operowy, posiadający ogromne doświadczenie artystyczne oraz sieć kontaktów zawodowych, które gwarantują skuteczne budowanie wizerunku i renomy Opery Wrocławskiej na arenie międzynarodowej
– czytamy w oświadczeniu Opery Wrocławskiej.
Umowa bez obowiązków?
Kontrolerzy sprawdzali też za co konkretnie pobierać ma pieniądze Mariusz Kwiecień. Tu robi się naprawdę ciekawie. Teoretycznie ma on sprawować nadzór artystyczny nad działającymi zespołami artystycznymi ora i instruktorami zaproszonymi do współpracy. Ma on także kierować studiem operowym oraz projektami edukacyjnymi. Jego obowiązkiem jest też m.in. „współpracować z zamawiającym w zakresie doboru szefów artystycznych poszczególnych zespołów Opery”. Wszystko to doskonale wygląda na papierze, ale gorzej w rzeczywistości. W projekcie umowy z Kwietniem zapisano bowiem, że „umowa nie jest umową o pracę w rozumieniu Kodeksu Pracy”!
Zgodnie z zapisami projektu umowy Dyrektor Artystyczny nie pełni funkcji dyrektora ds. artystycznych w rozumieniu przepisów ustawy o działalności kulturalnej i nie był także przełożonym pracowników zamawiającego w rozumieniu Kodeksu Pracy
– czytamy w protokole z kontroli.
Jak więc pan Kwiecień zamierzał wykonywać swoje obowiązki bez narzędzi prawnych? Tu pomogła zmiana w umowie. Okazało się więc, że Mariusz Kwiecień będzie „artystą”, a nie „szefem”. Bardzo wygodna formuła dla osoby, która zarabiać miała lepiej niż sama dyrektor opery.
W toku czynności kontrolnych ustalono, że treść umowy została, po negocjacjach, zasadniczo zmieniona w stosunku do projektu umowy. Przedmiotem postępowania o zamówienie publiczne było „ Świadczenie usług artystycznych na rzecz Opery Wrocławskiej w charakterze Dyrektora Artystycznego”. Natomiast umowa podpisana z Wykonawcą wskazywała, że świadczenie usług artystycznych na rzecz opery Wrocławskiej miało być wykonywane przez Artystę
– czytamy w protokole kontroli.
Co na to wszystko Opera Wrocławska? Podważa ustalenia kontrolerów oraz biegłych i przekonuje, że umowa z firmą Kwietnia została podpisana zgodnie z prawem. Co ciekawe, Opera przekonuje, że jej wolą nie było powierzenie „obowiązków kierowniczych” Kwietniowi.
Sprawą skandalu z olbrzymią gażą dla Mariusza Kwietnia zajmowały się także lokalne wrocławskie media. Dolnośląski oddział „Gazety Wyborczej” ujawnił, że umowa na firmę Kwietnia, a nie na niego samego pozwalała mu ominąć „kominowe” ograniczenia w tego typu umowach. Redakcja ujawniła też dokument, w którym ręcznie zapisano olbrzymią kwotę uposażenia, znalazł się tam także podpis zainteresowanego. „Wyborcza” poinformowała też, że Opera Wrocławska została zobowiązana do zmian w umowie Mariusza Kwietnia oraz przestrzegania przepisów przetargowych.
Sprawa w NIK
Kontrolę ws. szokujących zarobków dyrektora artystycznego Opery Wrocławskiej przeprowadziła także Najwyższa Izba Kontroli. Jak jest jej wynik?
Delegatura NIK we Wrocławiu zakończyła prowadzoną w Operze Wrocławskiej kontrolę S/20/001 pn. „Działalność samorządowych instytucji kultury w województwie dolnośląskim”. W dniu 30 kwietnia 2021 r. do Dyrektor Opery Wrocławskiej zostało przekazane wystąpienie pokontrolne z tej kontroli, które nie jest ostateczne. Dyrektor Opery złożył zastrzeżenia do treści wystąpienia pokontrolnego. Delegatura NIK we Wrocławiu oczekuje na podjęcie stosownej uchwały przez Zespół Orzekający Komisji Rozstrzygającej w NIK w sprawie złożonych zastrzeżeń. Kontrola S/20/001 była kontrolą doraźną. Jej przedłużenie było spowodowane objęciem badaniem kontrolnym zamówień publicznych udzielanych przez Operę Wrocławską w II półroczu 2020 r.
– czytamy w odpowiedzi NIK na pytania portalu wPolityce.pl.
Zniszczyć byłego dyrektora
W tle afery z gigantycznym kontraktem Mariusza Kwietnia warto przypomnieć sprawę poprzedniego dyrektora Opery Wrocławskiej Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego. To on usprawnił funkcjonowanie opery, pod jego rządami stała się ona rentowna. Paradoksalnie, to właśnie te zmiany stały się przyczynami jego problemów z Najwyższą Izbą Kontroli. Czy tylko to spowodowało, że utracił on stanowisko? Wiele wskazuje, że rzeczywistym powodem była warta krocie działka przylegająca do terenu opery. Marcin Nałęcz-Niesiołowski postanowił, w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego rozbudować operę właśnie na działce, która jest łakomym kąskiem dla deweloperów i wrocławskiego biznesu. Ziemia warta jest 35 milionów złotych. Wprawdzie nie wolno tej działki zabudować apartamentami, ale biurowiec postawić na niej teoretycznie można. Parcela jest obecnie wykorzystywana jako parking. Czas nagli, gdyż niewykorzystanie działki pod rozbudowę Opery Wrocławskiej skończy się przekazaniem jej władzom samorządowym do roku 2022.
Reformator tej placówki i wybitny ekspert został więc pozbawiony swojej funkcji po tym, jak zarzucono mu wyprowadzanie pieniędzy z Opery. Sprawą zajęła się NIK. Kontrolerzy zaatakowali byłego dyrektora za to, że ten pełni jednocześnie funkcję dyrygenta i kierownika muzycznego. „Skandal” opierał się o 14 umów na kwotę ok. 50 tys. złotych. NIK stwierdził, ze jest to poważna nieprawidłowość. Na nic zdały się tłumaczenia, że zatrudnianie dyrygentów na etat kosztowałoby Operę o wiele drożej niż przyjęty przez Nałęcz-Niesiołowskiego system rozliczeń. NIK przekonywał tez, że „dyrygowanie” nie jest…dziełem. Sprawa trafiła do prokuratury. Tu czekała Izbę kompromitacja.
Postanowieniem z dnia 30 listopada 2020 roku, prowadzone pod sygn. akt PO I Ds. 89.2018 śledztwo, zostało umorzone na podstawie m. in. art. 17 § 1 pkt 2 kpk. Powyższa decyzja, na obecnym etapie nie jest prawomocna
– poinformował nasz portal, Radosław Żarkowski, Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Zażalenie prokuratury i decyzja sądu
Niestety, na oczywiste postanowienie prokuratury Opera Wrocławska złożyła zażalenie do sądu. Ciekawe, że zażalenie złożono przez to samo kierownictwo Opery, które zadecydowało o szokującym kontrakcie z Mariuszem Kwietniem. Sąd Rejonowy we Wrocławiu uwzględnił jednak zażalenie Opery i nakazał uchylić postanowienie śledczych. Co ciekawe, sędzia, która wydała to postanowienie należy do skrajnie upolitycznionego stowarzyszenia sędziów „Iustitia”. Warto też zwrócić uwagę na argumentację sądu. Ten podpisuje się niemal pod wszystkimi, często absurdalnymi, ustaleniami Najwyższej Izby Kontroli, pomijając zupełnie ustalenia śledczych. Oparto się także na zeznaniach głównej księgowej oraz jej zastępcy, którzy stwierdzili, że nie mieli żadnego wpływu na umowy podpisywane z Nałęcz-Niesiołowskim. To dziwne stwierdzenie, zważywszy na fakt, że każda umowa była konsultowana z Urzędem Marszałkowskim, który posiadał pełną wiedzę na temat ich wysokości.
Miliony przy zamkniętych salach
Sprawa Opery Wrocławskiej ma jeszcze jeden symboliczny wymiar. Olbrzymi kontrakt, który podpisano z Mariuszem Kwietniem zbiegł się z całkowitym zamknięciem rynku kultury spowodowanym koronawirusem. Nowych premier nie przygotowywano, placówki kultury były zamknięte na kłódki. Doszło do sytuacji kuriozalnej, w której planując wydanie milionów na kontrakt Kwietnia, Opera publicznie zbierała pieniądza na wsparcie w czasie pandemii. Czy tak ma wyglądać finansowanie kultury przez urzędy marszałkowskie? Trzeba też poważnie zastanowić się nad reformą całego systemu. To szczególnie ważne dla resortu kultury, który milionami złotych współfinansuje np. Operę Wrocławską. Czy pieniądze płyną więc do tych instytucji bez jakiejkolwiek weryfikacji? .
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/559231-ujawniamy-szokujace-wyniki-kontroli-w-operze-wroclawskiej