Poruszyła mnie drobna notatka prasowa, stwierdzająca, że trzech byłych polskich premierów, dziś posłów w Parlamencie Europejskim, w ostrym tonie zażąda od szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen informacji o przebiegu spotkania z szefem polskiego rządu Mateuszem Morawieckim.
Komu zależy na grillowaniu Polski?
Polityków zaniepokoiło, że wedle doniesień nieoficjalnych spotkanie przebiegło w dobrej atmosferze, możliwy jest kompromis na wielu polach i generalnie sprawy idą w dobrym dla Polski kierunku. Co więcej, szefowa Komisji Europejskiej miała podkreślić, że Polska jest wśród krajów, które przykładają niezwykle dużą wagę do uczciwości wydawania środków, że nie ma u nas żadnego przyzwolenia na korupcję.
Nie wiem, czy z tej dobrej rozmowy coś konkretnego wyniknie, jakieś danie Polsce chwili spokoju. Znawcy spraw zwracają uwagę iż w relacjach Polski z Brukselą tylu szatanów jest czynnych, by znów zacytować poetę Kornela Ujejskiego, że tego typu zarysy kompromisów szybko są rozbijane.
Zwyczajnie grillowanie Polski niektórym państwom i grupom wpływu się opłaca, jest warunkiem trwania ich karier lub jest widziane jako narzędzie do przejęcia tu władzy. Ale fakt, że można tak otwarcie grać na klęskę Polski i Polaków choćby w sprawie gigantycznych funduszy, że można tak jawnie kibicować presji zagranicznej w celu wywołania przesilenia nad Wisłą, mimo wszystko zadziwia. I mnie, jako polskiego obywatele i publicystę, zawstydza.
Sprawa zasadnicza
Kwestia jawnej gry przeciw Polsce, widzenia w jakichś karach i sankcjach drogi do sukcesu, to tylko refleks, odbicie głębszego procesu. Trzeba powiedzieć jasno, że państwo polskie, jego ustrój i elity, przechodzą dziś fundamentalny sprawdzian. Czy umiemy i chcemy obronić niepodległość, suwerenność i demokrację? Ile dla nas znaczy konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, która jasno określa ramy współpracy międzynarodowej i i nie pozwala na obejmowanie nadzorem, także brukselskim, kolejnych obszarów naszego życia społecznego i gospodarczego? Czy pozwolimy biurokracji unijnej na obejmowanie kontroli, wymuszanie jakiejś kontrasygnaty, zgody, w kolejnych sferach, w żaden sposób nie ujętych w unijnych traktatach? Może za chwilę trybunały unijne zażądają prawa akceptacji wyniku polskich wyborów? To też przyjmiemy?
Traktaty. I kropka
Stan prawny jest precyzyjny: są sfery w których Polska przekazała własne uprawnienia instytucjom unijnym. I tu nikt z tym nie polemizuje. Choćby wspólny rynek, część polityki rolnej, wspólny budżet. Ale są takie obszary, które pozostają wyłączną kompetencją państw narodowych. Jak edukacja, organizacja sądownictwa, w tym sądownictwa dyscyplinarnego sędziów. A jednak Bruksela wyciąga po nie ręce, chce nadzorować, decydować. Tu jest istota problemu: w sięganiu przez różne instytucje unijne po władzę w obszarach o których, jak celnie przypomniał ostatnio na antenie TVP prof. Ryszard Legutko, nie ma ani słowa, ani litery w unijnych traktatach.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówiąc o tym użył pojęć „agresja prawna” i „uzurpacja”. I trudno się z tym nie zgodzić.
Wyrokiem w wyrok
Widać i czuć, że spór ten wchodzi w fazę przesilenia. Oto usłyszeliśmy wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznający polski system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów za niezgodny z prawem Unii. Co ciekawe, w innych państwach identyczne rozwiązania są zgodne z prawem Unii. A precyzyjnie – nikt nawet o to nie pyta, bo to nie jest unijna kompetencja.
Nie mogę zgodzić się z tym, że Polska będzie traktowana inaczej, gorzej, że będzie dyskryminowana w stosunku do bardzo podobnych sytuacji prawnych, identycznych procedur, które mają Niemcy czy Hiszpanie
— skomentował premier Mateusz Morawiecki.
Rozstrzyga się w tych dniach, przez serię wyroków, TSUE z jednej strony i polskiego Trybunału Konstytucyjnego z drugiej, rzecz zasadnicza: czy polska konstytucja jest najwyższym prawem w Polsce czy też nadrzędne jest wobec niej unijne prawo?
Podkreślę raz jeszcze: będzie to miało skutek w tych obszarach w których Unia nie ma przyznanych jej traktatami uprawnień, a nie w tych w których może decydować, bo tak się państwa narodowe umówiły.
Co ciekawe, dzięki dociekliwości ministra Sebastiana Kalety dowiedzieliśmy się, że ówczesny Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna już 11 lat temu pisał do Trybunału Konstytucyjnego, że Konstytucja jest najważniejsza, a Trybunał powinien badać prawo unijne.
I tak też orzekał Trybunał także w poprzednich składach. Tak też orzekły Trybunały w Niemczech czy Francji.
Nadejdzie otrzeźwienie?
Co ciekawe, destrukcyjne skutki siłowych prób rozszerzania swoich kompetencji przez niektóre instytucje unijne wskazał w komentarzu w dzienniku „Tagesspiegel” niemiecki wpływowy publicysta Christoph von Marschall. W tekście zatytułowanym „Tak rozpada się Europa” ostrzegł:
Czy UE postąpiła mądrze, doprowadzając konflikt o prawa do skrajności? Osiąga coś wręcz przeciwnego: dzieli Europę.
Krytykę, że UE przekracza swoje kompetencje wypowiada także Federalny Trybunał Konstytucyjny w swoim wyroku „ultra vires” (pojęcie prawnicze określające działania poza zakresem kompetencji). Jego były prezes Andreas Vosskuhle i wielu innych ekspertów prawa europejskiego zaprzecza by prawo UE miało automatyczny priorytet.
Oby to był głos otrzeźwienia. Bo świat w którym o wszystkim będą decydowali urzędnicy czy sędziowie przez nikogo nie wybrani, nie mający za sobą demokratycznego mandatu, nieodwoływalni, coraz bardziej będzie przypominał tyranię. Nawet jeśli ktoś dziś uważa, że taka tyrania jest w jego interesie, prędzej czy później przekona się, jak słona jest cena utraty suwerenności i wolności. Fakt, że tym razem próba ta odbywa się pod błękitnymi sztandarami, niewiele zmienia. Polacy chcą być w Unii Europejskiej, ale takiej, na jaką się umawialiśmy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/558752-czy-umiemy-i-chcemy-obronic-niepodleglosc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.