Generalnie europejska „zielona” przyszłość zapowiada się jako pogoda dla bogaczy - mówi portalowi wPolityce.pl europosłanka Prawa i Sprawiedliwości Izabela Kloc, odnosząc się do nowej polityki klimatycznej Unii Europejskiej.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Jak Pani ocenia nową politykę klimatyczną UE? Czy to rzeczywiście jest krok w dobrym kierunku?
Izabela Kloc: To symptomatyczne, że Komisja Europejska ogłosiła swoje radykalne plany klimatyczno-energetyczne 14 lipca. To rocznica wybuchu Rewolucji Francuskiej, która kosztowała życie kilkaset tysięcy ludzi, a nad Europę sprowadziła dekady niepokoju i wojen. Czyżby – per analogiam - rewolucja klimatyczna także miała na nas ściągnąć podobne nieszczęścia? Mam nadzieję, że nie i liczę na rozsądek pozostałych unijnych instytucji. Zanim plany Komisji Europejskiej wejdą w życie, muszą zostać zaakceptowane przez państwa członkowskie, czyli Radę Europejską oraz Parlament Europejski. Negocjacje potrwają najpewniej dwa lata i zapewne doprowadzą do jakiegoś rozsądnego kompromisu, ponieważ nowej polityki klimatycznej na pewno nie można nazwać krokiem w dobrym kierunku. Obawiam się, że w tak radykalnym wydaniu Zielony Ład doprowadzi do Unii dwóch prędkości: bogaci będą się szybciej bogacić, a biedni błyskawicznie wpadną w gospodarcze i społeczne tarapaty.
W związku z Fit for 55 pojawia się wiele obaw, między innymi o wzrost cen energii, wzrost kosztów życia codziennego oraz negatywnego wpływu na gospodarkę. Na ile są one w Pani ocenie uzasadnione?
Wzrost cen energii będzie naturalną konsekwencją unijnej polityki klimatycznej i nie musimy szukać specjalnych uzasadnień, ponieważ nie zaprzecza temu nawet Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, odpowiedzialny za Zielony Ład. Pascal Canfin, francuski liberalny europoseł w komentarzu powiedział wprost: radzę Timmermansowi żeby zamiast strażaka, nie odgrywał roli piromana. Życie stanie się droższe i trudniejsze, zwłaszcza dla ludzi o niższych dochodach. Pamiętamy, jak niedawno Francję sparaliżowały protesty „żółtych kamizelek”, które wybuchły z powodu wzrostu akcyzy za paliwo. Podwyżki cen energii będą o wiele bardziej dolegliwe, ponieważ dotkną praktycznie każdego aspektu gospodarki. Zresztą chodzi nie tylko o koszty, ale także o komfort życia. Prąd już powoli staje się dobrem luksusowym. Pamiętamy jak podczas fali zimowych przerw w dostawach prądu, spowodowanych zawodnością energetyki odnawialnej, szwedzka telewizja apelowała o niekorzystanie z odkurzaczy. Było to śmieszne i straszne, ale może być jeszcze gorzej. Weźmy przykład z ostatnich dni. W Kalifornii, która przoduje w odnawialnych źródłach energii, mieszkańcy otrzymali komunikat, że z powodu przewidywanych przerw w dostawach prądu doradza się, aby nie robić prania, wyłączać światła zewnętrzne, poprzestawiać w domach meble aby ułatwić cyrkulację powietrza, a potrawy przyrządzać na grillu zamiast w piekarniku. Tak może wyglądać nasza przyszłość. Z jednej strony będziemy się ekscytować lotami załogowymi na Marsa, a z drugiej egzystencjalnym problemem staną się domowe porządki albo zrobienie obiadu.
Jakie przewiduje Pani koszty społeczne tej nowej polityki klimatycznej UE? Jak wpłynie ona na życie tych, których często nie stać na inwestowanie w drogie „zielone” technologie pozyskiwania energii, czyli emerytów? Czy mają oni powody do obaw?
Koszty społeczne będą ogromne i Komisja Europejska zdaje sobie z tego sprawę. Frans Timmermans zapowiedział utworzenie mechanizmu ochronnego dla najbiedniejszych gospodarstw domowych, ale nie ma powodu aby wierzyć, że pieniądze zostaną wydane na ten cel. Patrząc na polityczne naciski jakie towarzyszą wydatkowaniu środków pieniędzy trudno uwierzyć, że nowy fundusz zostanie przeznaczony tylko na niwelowanie energetycznych nierówności. Nie można wykluczyć, że Bruksela chce sobie stworzyć kolejny mechanizm finansowy do dyscyplinowania krajów członkowskich.
Generalnie europejska „zielona” przyszłość zapowiada się jako pogoda dla bogaczy. Jeśli faktycznie od 2035 roku Komisja Europejska planuje zakazać wszelkich nowych samochodów z silnikiem spalinowym lub hybrydowym, to kogo to uderzy po kieszeni? Przecież nie ludzi z zasobnymi portfelami, bo dla nich nie będzie problemem kupno nowego „elektryka”. Gorzej z ludźmi o niskich i średnich dochodach jeżdżących używanymi autami, których jest zdecydowana większość. Dla nich samochód znów stanie się dobrem luksusowym, a podróże samolotem będą znać tylko z filmów, bo na paliwo lotnicze też zostanie nałożony „zielony” haracz, który zapłacą pasażerowie.
Jak się rozłożą koszty tej transformacji? Czy nie będzie tak, że kraje biedniejsze zapłacą więcej?
Nie chodzi tylko o kraje biedniejsze, ale także – a raczej zwłaszcza – o państwa, których gospodarka została oparta o tradycyjne źródłach energii. To one zapłacą najwięcej, a głównie Polska. Przecież nasz punkt startowy do neutralności klimatycznej jest nieporównywalnie trudniejszy od np. Szwecji. Dla niektórych państw członkowskich Zielony Ład jest modną polityczną narracją i okazją do zrobienia dobrego interesu. Natomiast dla Polski jest to cywilizacyjna zmiana i pasmo kosztownych wyrzeczeń w gospodarce. Oto kilka konkretów: Komisja Europejska proponuje zwiększenie OZE w miksie energetycznym państw członkowskich aż do 40 proc. do końca tej dekady. Bruksela będzie wymagać zwiększenia wykorzystania energii odnawialnej w ogrzewaniu i chłodzeniu o +1,1 punktu procentowego każdego roku do 2030 r. Na państwa członkowskie zostanie nałożony obowiązek renowacji co najmniej 3 proc. całkowitej powierzchni wszystkich budynków publicznych rocznie. Na papierze to tylko niewielkie liczby i wskaźniki, ale w rzeczywistości mówimy o miliardach euro.
Jest jeszcze jedna kwestia: kraje UE przeniosły do Azji m.in. produkcję stali, którą teraz sprowadzają m.in. na potrzeby budownictwa. Co będzie z tym sektorem w sytuacji, kiedy przyjdzie słono płacić za „węglowy ślad” przy imporcie? Czy nagle nie okaże się, że ceny nowych mieszkań poszybują w górę i staną się nieosiągalne dla przeciętnej polskiej rodziny?
Branże energochłonne, w tym stalownictwo, już słono płacą za „zieloną” rewolucję. Muszą ciąć inne wydatki i ograniczać inwestycje, aby mieć pieniądze na uprawnienia do emisji dwutlenku węgla. Ograniczenia i restrykcyjne przepisy narzucane przez Brukselę nie pomagają gospodarce osiągnąć neutralności klimatycznej, a wręcz stają się hamulcem tego procesu, ponieważ firmy nie mają pieniędzy na kosztowną, „zieloną” modernizację. Nieosiągalne dla przeciętnej polskiej rodziny mogą stać się nie tylko mieszkania, ale wszystkie dobra, do których wytworzenia niezbędna jest stal. „Zielona” rewolucja powoli zjada własny ogon. Miała być rozwiązaniem na problemy współczesnej cywilizacji, a tymczasem sama staje się największym problemem. Dla Polski sytuacja nie jest komfortowa, ale – na szczęście – ten cywilizacyjny skok i szok przypada na rządy Prawa i Sprawiedliwości. Premier Mateusz Morawiecki, spodziewając się takiego rozwoju wydarzeń, przygotował w krajowym planie odbudowy szereg inwestycji i rozwiązań, które nie tylko pozwolą amortyzować skutki transformacji energetycznej, ale wręcz wykorzystać ją do unowocześnienia i dostosowania naszej gospodarki do wyzwań XXI wieku. Aż strach pomyśleć, co by się działo z Polską, gdyby „zielona” rewolucja przypadła na czasy rządów PO-PSL, które upłynęły pod hasłem: „pieniędzy nie ma i nie będzie”.
Dziękuję za rozmowę.
Rozm. Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/558664-nasz-wywiad-zielony-lad-doprowadzi-do-unii-dwoch-predkosci