Pamięć jest selektywna, zwłaszcza przy wysokim nagromadzeniu wydarzeń i obfitości spotkań. Ostatnia kampania wyborcza jest tego doskonałym przykładem. Bo choć wydaje się, że śledząc uważnie bieżące wydarzenia polityczne nie przeoczyliśmy żadnego z wydarzeń, dziś wiele z nich uleciało z pamięci. Książka Marcina Wikły „Operacja Duda 2020. Tajemnice kampanii” przypomina jak trudną batalię stoczył Andrzej Duda. Wróciliśmy do tych wydarzeń podczas wczorajszego spotkania z prezydentem w pierwszą rocznicę reelekcji. Padło wiele ważnych słów, zaskakujących opowieści i kluczowych deklaracji. Nie ulega wątpliwości, że było to wyjątkowe spotkanie, a jego zupełnie nowa formuła sprawiła, że mamy szansę poznać prezydenta z innej strony.
CZYTAJ TAKŻE:
Najtrudniejszy moment w kampanii
Prezydencka kampania 2020 była naszpikowana emocjonującymi wydarzeniami i pełna zwrotów akcji. Trudności mnożyły się na każdym kroku, a hejt i pogarda lały się strumieniami. Wszystko to doskonale opisują zapiski Marcina Wikły. Była pandemia, niebezpieczna dla polskiego państwa gra terminami wyborów, zmiana kandydata opozycji z Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na Rafała Trzaskowskiego, były nieustające ataki opozycji, masa manipulacji, ale i najgorsze z możliwych ciosy osobiste, wymierzone także w rodzinę. Był wreszcie perfidny atak „Faktu”, który przekłamując decyzję prezydenta, nazwał go „obrońcą pedofilów”. Który z tych momentów Andrzej Duda uznał za najtrudniejszy? Ten, gdy ważyła się kwestia wyborów 10 maja. Chyba po raz pierwszy prezydent mówił o tym tak otwarcie:
Raczej z dezaprobatą słucham dyskusji nt. tej decyzji, by przygotowywać wybory na 10 maja, w tej wersji wyborów korespondencyjnych. Proszę państwa, żeby była pełna jasność. Ja koniec końców byłem przeciwnikiem wyborów korespondencyjnych. Ja tych wyborów nie chciałem, bo wszystko wskazywało na to, że po pierwsze będzie bardzo niska frekwencja gdyby się miały odbyć, że bo zostaną po prostu zbojkotowane, a po drugie, że będą to wybory wyszydzone, które prawdopodobnie w ogóle nie będą mogły zostać uznane za ważne. W takich wyborach nie chciałem wziąć udziału. Z żadnym wynikiem, żeby była pełna jasność. Nie chciałem wygrać wyborów przy 15-sto czy 20-stoprocentowej frekwencji i w taki sposób zostać prezydentem na drugą kadencję. Uważałem, że swoją pracą i służbą w pierwszej kadencji nie zasłużyłem sobie, by mieć taką drugą. Szczerze mówiąc, wolałem jej po prostu nie mieć i mieć satysfakcję z tego, co zdziałałem dla Polski przez pięć lat. Chciałem być wybrany przez ogromną część polskiego społeczeństwa. Zależało mi bardzo na frekwencji.
Ocena weta ustaw sądowych
Inny ważny moment tej rozmowy to dla mnie ocena prezydenta swojej decyzji sprzed 4 lat, jakim było zawetowanie ustaw o SN i KRS. Dla części elektoratu była to decyzja niezrozumiała i mogła zaważyć na ich decyzjach wyborczych. Z pewnością obarczona była także potężnym niezadowoleniem obozu rządzącego. Prezydent mówił wówczas, że reforma wymiaru sprawiedliwości jest konieczna, ale musi być przeprowadzona mądrze. Podniósł ten temat mocno także rozpoczynając kampanię wyborczą w Lubatowie. „Trzeba mądrze i dobrze dokończyć reformę wymiaru sprawiedliwości – to sprawa podstawowa” - mówił. Jak dziś ocenia tamtą decyzję o wecie?
Wiedziałem, że ta decyzja jest bardzo poważna. Ale muszę powiedzieć z podniesioną przyłbicą, że nie zmieniłbym żadnej z moich istotnych decyzji, ani żadnego istotnego kroku nie zmieniłbym w tej chwili, gdybym mógł cofnąć czas i powtórzyć to wszystko. Trzeba to było zrobić wszystko, po kolei, nawet te rzeczy, które wydawały się państwu kontrowersyjne. Proszę pamiętać o tym, że jestem politykiem, który przeżył doświadczenie przegranych wyborów w 2007 roku, który w tamtym czasie pracował jako wiceminister sprawiedliwości, tocząc również bardzo zacięty i bardzo trudny bój o to, by naprawiać polski wymiar sprawiedliwości, polskie sądownictwo, i większość tych rozwiązań, które również i ja wtedy przygotowywałem została później z uśmiechem na twarzy wyrzucona przez Trybunał Konstytucyjny. A to były dobre rozwiązania, które służyły poprawie w polskim sądownictwie. Od samego początku nie miałem więc wątpliwości, jakie działania muszą tutaj zostać podjęte, po to, by te zobowiązania, które ja podjąłem, a potem podjął je obóz Zjednoczonej Prawicy, wygrywając wybory parlamentarne, mogły zostać zrealizowane. Bo nie ma bardziej frustrującej sytuacji, niż moment w którym przychodzi następna kampania wyborcza, ty wychodzisz, chcesz powiedzieć do zgromadzonych „chcieliśmy dla was dobrze”, a oni mówią, „ale nic nie zrobiłeś”. A wtedy przeciwnik mówi: co z tego, że zrobiliście, skoro wszystko było niekonstytucyjne, bo tak uznał Trybunał Konstytucyjny. (…) Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, o co toczy się gra i dlaczego w taki a nie inny sposób, rzutem na taśmę, z naruszeniem wszelkich zasad, oponenci polityczni wybierali sędziów TK na zapas, łamiąc wiele zasad. Właśnie wobec widma dokonywania w Polsce istotnych zmian. Tutaj powtarzam to państwu, wszystko, co stało się w pierwszej kadencji działo się z pełnym poszanowaniem Konstytucji. (…) Patrzyłem na to wszystko i realizowałem jako doświadczony prawnik, który kiedyś zajmował się sprawami prawnymi, też konstytucyjnymi, prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który pana prezydenta reprezentował w Trybunale Konstytucyjnym przez 2 lata, który miał w związku z tym i z prawem konstytucyjnymi i z Trybunałem Konstytucyjnym bezpośredni do czynienia, bo ja przed tym Trybunałem występowałem, przygotowując się pieczołowicie do każdej rozprawy. I każda decyzja, którą podejmowałem była bardzo wnikliwie analizowana na każdą stronę. A że były to decyzje trudne, że to, co możecie państwo o nich w mediach przeczytać to całkowita nieprawda, jak mantrę powtarzana? – tak. Ale takie jest życie
— mówił prezydent.
Wyjątkowa rozmowa
Nie zabrakło tematów bieżących, oceny obecnych wydarzeń i rozmowy o planach na tę kadencję. Michał Karnowski w swoim komentarzu wypunktował kilka niezwykle ciekawych wniosków. Polecam wysłuchanie całości, ale także sięgnięcie po książkę Marcina Wikły, która z perspektywy czasu uświadamia, jak ostry to był bój i wielka jest siła prezydenta, który nie tylko przez pięć lat służby Polsce utrzymał swój elektorat, ale zdołał go powiększyć.
Niezwykle osobisty był także wątek, w którym prezydent zapytany został o to, jak radzi sobie z hejtem, przeciwnościami oraz samotnością, w której doświadcza przecież nie tylko podejmując najważniejsze decyzje, ale także w codziennym zmaganiu. Wskazał na wsparcie najbliższych i Pana Boga.
Masz doradców, ekspertów, ale na końcu zostajesz w gabinecie i musisz podjąć decyzję. Ona bardzo często nie jest łatwa. Na szczęście mam bardzo duże oparcie w swoich najbliższych – Agacie, mojej córce, moich rodzicach. Ale też nie dzielę się z nimi wszystkimi swoimi problemami, bo nie mogę ich tym obarczać
- mówił prezydent, wskazując także na przestrzeń siły duchowej:
Jestem człowiekiem, który się modli. Ktoś może się z tego śmiać – ale ja się modlę i się nie przejmuję
To była niezwykle szczera i prawdziwa rozmowa. O niektórych sprawach Andrzej Duda mówił po raz pierwszy. Rozprawił się też jednoznacznie z mitami, przekłamaniami i nadinterpretacjami. Wyłania się z niej postać prezydenta silnego, niezależnego, mającego mocne przekonania i ugruntowane wartości. I choć jego decyzje narażone są nie tylko na hejt politycznych przeciwników, ale także na dezaprobatę obozu, z którego wyrósł, pozostaje człowiekiem realizującym sumiennie deklaracje złożone jeszcze podczas pierwszej kampanii prezydenckiej. Człowiekiem, który zachowując wierność danemu słowu, nie pozwala się wikłać w żadne partyjne interesy i zależności, ale stoi na straży dobrze pojętego interesu Polski, dobra wspólnego i dobra obywateli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/558510-tajemnice-kampanii-i-plan-dla-polski-prezydenta-dudy