Jak z takim narodem wielki Donald Tusk ma zrobić to, czego oczekują od niego w Berlinie, Moskwie, Brukseli czy Waszyngtonie?
Jest problem. Z ambasadorem dobra Donaldem Tuskiem jest ten problem. Samo dobro, jakie były przewodniczący Rady Europejskiej reprezentuje, to zresztą byłoby za mało. Dlatego jest on jeszcze ucieleśnieniem uczciwości (tak stwierdziło 4,3 proc. badanych przez IBRIS dla „Rzeczpospolitej”), wrażliwości na ludzkie potrzeby (6,1 proc.), patriotyzmu (6,9 proc.) oraz przywiązania do zasad (7,2 proc.). Gdy więc 9-10 lipca, a zatem po największym politycznym powrocie w dziejach świata (ucieczka Napoleona z Elby to przy tym pikuś), IBRIS (na zamówienie Onetu) zbadał zaufanie do polityków, okazało się, że samo dobro znalazło się na podium tych z największymi wskaźnikami nieufności.
Podium nieufności dla Tuska jest o tyle zaskakujące, że wrócił jako człowiek zaufania, być może nawet przekraczającego granice Ziemi, bo w Unii Europejskiej to oczywiście bezdyskusyjne, że jest mężem, żoną, kochankiem i transpostgender zaufania. W dodatku nie budzi zaufania dużo bardziej niż wskazywany przezeń i łomotany (od co najmniej dwóch dekad) dzień i noc przez media postępowego świata Jarosław Kaczyński. Gdyby Tusk był tak łomotany, miałby wskaźnik nieufności na poziomie jakichś 99,99 proc. Ale to jest od lat beniaminek ogromnej większości mediów, kręgów opiniotwórczych i globalnego politycznego towarzystwa wzajemnej adoracji. Do tego stopnia, że w 2008 r. w Moskwie uznano go za „naszego człowieka w Warszawie”, a to nie jest prosta sprawa.
Wraca wielki mąż do krajowej polityki, a tu na powitanie dostaje bęcki. I to gdzie? W Onecie! Chyba naprawdę Angela Merkel słabnie, albo jest jej już wszystko jedno, co się z wzorcowym podopiecznym dzieje. Donald Tusk, posiadacz Nagrody im. Karola Wielkiego (od 13 maja 2010 r.), Nagrody „Złotej Wiktorii dla Europejczyka Roku” (od 10 listopada 2011 r.), Nagrody im. Waltera Rathenaua (od 31 maja 2012 r.), w Onecie na 3. miejscu nieufności i 7. miejscu zaufania to nawet nie bęcki, ale potworny nokaut. To, że w Onecie liderem nieufności jest Zbigniew Ziobro (62,9 proc.) nie zaskakuje, bo w tym i pokrewnych mediach jest on od lat nawet gorszy niż w Anglii Gareth Southgate po finałowym meczu mistrzostw Europy w Londynie. Zaskakuje drugie miejsce człowieka, który od kilku lat własną piersią broni demokracji i zasad, czyli Jarosława Gowina (58,6 proc.). Tu mamy do czynienia z czystą niewdzięcznością.
Wraca Donald Tusk, 3 lipca 2021 r. wygłasza płomienną mowę miłości do PiS oraz Jarosława Kaczyńskiego, i kilka dni później zamiast być w euforii i odczuwać wdzięczność, społeczeństwo wykazuje dramatyczny brak zaufania do tego wielkiego człowieka (31,3 proc. zaufania wobec 58,2 proc. nieufności). Wyżej w rankingu zaufania jest uwielbiany przez Tuska Jarosław Kaczyński, a liderami są Andrzej Duda (42,7 proc.) oraz Mateusz Morawiecki (40,3 proc.) co już jest potwarzą. Przecież nie po to Donald Tusk bluzgał na nich wszystkich (przez całe 26 minut 3 lipca, 1,5 godziny na konferencji prasowej i ze 3 godziny podczas wywiadu dla „Gazety Wyborczej”), żeby teraz oglądać ich plecy.
Prawdziwa zniewaga, która wręcz krwi się domaga, to wyprzedzenie wielkiego męża przez Rafała Trzaskowskiego (38,9 proc. zaufania), od którego miał być o milion długości lepszy, dlatego go wycyckał w gonitwie o krzesło (pod napięciem) przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Kolejne zniewagi to wyprzedzenie przez ludzi, którzy do naskórka pięt wielkiemu człowiekowi nie dorastają, czyli przez Władysława Kosiniaka-Kamysza (37 proc. zaufania) oraz Szymona Hołownię (36,8 proc.). W dodatku, zamiast wielkiemu człowiekowi wzrosnąć - o jakieś 63 pkt. proc., to od ostatniego badania, już po wielkim benefisie, zaufanie spadło o 1,4 pkt. proc. „To są historie porno-brutalne, co krew ścinają i jeżą włos” – jak śpiewał nieodżałowany Jan Kaczmarek.
To, że nędznie w rankingu zaufania wypadł Borys Budka, który oszwabił kolegów, z Rafałem Trzaskowskim na czele, nie dziwi, a nawet jak na swoje ostatnie zdrady, dostał on za dużo (13,6 proc. zaufania, 47,2 proc. nieufności). Ale, żeby aż 12,6 proc. nie wiedziało, kto to jest Budka, to woła o pomstę. A to pikuś przy marszałkissimusie Tomaszu Grodzkim. Tego męża opatrznościowego nie dość, że umieszcza się dopiero na 10. miejscu gdy chodzi o zaufanie (24,4 proc.), to jeszcze śmie go w ogóle nie znać aż 16 proc. Polaków. Jak można nie znać kogoś, kto wygłasza najwspanialsze orędzia (odpowiednio obmachane rękami podczas głoszenia prawd wiecznych) i jest ważniejszy niż Mieszko I, Bolesław Chrobry, Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Stefan Batory, Jan III Sobieski i Józef Piłsudski razem wzięci?
To, że Tomasz Grodzki jest mało znany, można by jeszcze jakoś przeboleć, ale wyraźne niedocenienie, a nawet prześladowanie ambasadora dobra i cnót wszelakich, czyli Donalda Tuska, przekracza wszelkie granice. A jak mówił 13 grudnia 1981 r. gen. Wojciech Jaruzelski, „są granice, których przekraczać nie wolno”. Naród albo jest niemądry, albo kompletnie zdemoralizowany. Przyjeżdża człowiek, który w każdym względzie jest ideałem i gigantem, i przegrywa nawet z wykopywanym przez siebie Trzaskowskim, o Kosiniaku-Kamyszu oraz Hołowni nie wspominając. Tak się nie godzi. Trzeba wymienić naród na lepszy. Jak z takim niewdzięcznym narodem wielki Donald Tusk ma zrobić to, czego oczekują od niego w Berlinie, Moskwie, Brukseli czy Waszyngtonie? Jak zrobić z Polski gubernię albo protektorat? Przecież, gdyby go teraz zaczęli rozliczać z powierzonego zadania, to byłaby „ręka, noga, mózg na ścianie”. Nie dziwota, że po niecałych czterech dniach aktywności musiał się udać na urlop do chorwackiego Dubrownika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/558453-stala-sie-rzecz-straszna-narod-nie-ma-zaufania-do-tuska