„Fakt, że jest podpisany traktat NATO nie znaczy, że absolutnie Stany Zjednoczone zawsze będą bronić Polski” – mówi żona Sikorskiego.
„Kiedyś się na takie przypadki mówiło: kuku na muniu” – skomentowałem 10 lipca 2021 r. wywody Anne Applebaum w TVN 24. Jej mąż, Radosław Sikorski, miewa zresztą podobne odpały. Tylko czy to są tylko odpały i kuku na muniu? Czy Applebaum tylko bardzo zależy na losie „całej prawdy całą dobę” jako najważniejszej telewizyjnej broni masowego rażenia opozycji? Na tym też jej oczywiście zależy. Ale projekt ustawy, którą opozycja i jej media nazywają „lex TVN”, zadziałał tu jak serum prawdy. Applebaum nadawała w TVN 24 jakby zażyła tiopental bądź skopolaminę. Tak na nią zadziałało wewnętrzne wzburzenie. Radosław Sikorski też często mówi za dużo pod wpływem emocji.
CZYTAJ WIĘCEJ: Histeria Applebaum w TVN24: Procedowanie ustawy anty-TVN to może być kluczowy moment dla tego, czy Polska nad będzie częścią UE
Obnażanie się małżonków Sikorskich, gdy chodzi o ujawnianie prawdziwych intencji, dzięki temu, że się do końca nie kontrolują, ma duże znaczenie. Pokazuje, co tam w różnych garnkach pod pokrywką buzuje. Anne Applebaum zademonstrowała, co buzuje w części amerykańskich elit i jak się to ma do planów opozycji w Polsce, szczególnie po drugim nadejściu Donalda Tuska. Bardzo dobrze więc się stało, że Applebaum nie była w stanie się do końca kontrolować. Choć ona oczywiście wystąpiła w TVN 24 po to, żeby postraszyć rząd, PiS, zwolenników tej partii oraz całe polskie społeczeństwo, iż ruszenie TVN to najstraszniejsza ze zbrodni. Tyle że straszenie wcale nie było tu najważniejsze.
Najważniejszy w całej tyradzie Anne Applebaum jest następujący fragment: „Chciałabym, żeby rząd i wszyscy Polacy, którzy tego słuchają, pamiętali, że poparcie Stanów Zjednoczonych dla Polski nie jest automatyczne. Fakt, że jest podpisany traktat NATO nie znaczy, że absolutnie Stany Zjednoczone zawsze będą bronić Polski”. Żona Sikorskiego ujawnia poglądy wpływowej części amerykańskich elit, które nie tylko mają przełożenie na administrację Joe Bidena, ale są przede wszystkim braną pod uwagę strategią wobec Polski (i zapewne wschodniej flanki NATO). Strategią pozostawienia Polski (albo regionu) samej sobie w imię innych celów.
Jednym z takich innych celów jest tzw. postępowy porządek społeczny, obudowany wszystkimi możliwymi wynalazkami obyczajowo-kulturowymi. I dla części liberalnych elit oraz części demokratycznej administracji ten cel może być ważniejszy niż kwestie bezpieczeństwa oraz geopolityki. Applebaum, nie mogąc się do końca kontrolować, ujawniła, że to jest całkiem realna opcja. Że Stany Zjednoczone, których rząd i elity są w dużej mierze opętane jednym modelem postępu, mogą zrezygnować nawet z tego, co po zimnej wojnie było największym osiągnięciem strategicznym, czyli zyskaniem przewagi nad Rosją i odebraniem jej strefy wpływów oraz interesów.
Na zyskanie strategicznej przewagi i odwojowanie rosyjskiej strefy wpływów różne amerykańskie rządy wydały setki miliardów dolarów i kosztowało to sporo ludzkich istnień. I teraz to mogłoby zostać rzucone na szalę, żeby przeforsować pewien porządek społeczny. W ten sposób oczywiście zanegowany zostałby także sens artykułu 5 traktatu północnoatlantyckiego. To się wydaje geopolitycznym obłędem, ale taki właśnie jest sens słów Anne Applebaum. Obłędem dlatego, żeby byłoby to wrzucenie Polski (i innych państw, bo nasz kraj byłby tylko pierwszy w kolejce) wprost w łapy Putina i Rosji. A może nawet taki wariant jest rozważany w ramach dyskusji o kształcie ewentualnego resetu w stosunkach z Rosją.
Jeśli tak błahy i w gruncie rzeczy głupi pretekst jak nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji miałby wystarczyć, by wysadzić w powietrze cały sens zwycięstwa w zimnej wojnie i ustanowienia pozimnowojennego porządku, to mamy do czynienia albo z ludźmi szalonymi, albo bardzo nieodpowiedzialnymi, albo służącymi obcym interesom. Anne Applebaum (jako i jej mąż) przygotowuje zresztą grunt do uzasadnienia tego szaleństwa bądź nieodpowiedzialności. Powiada oto, że „Polska nie ma większego znaczenia strategicznego dla Stanów Zjednoczonych”. Czyli, że można bez mrugnięcia oka Polskę poświęcić.
Żona Sikorskiego odwraca oczywiście kota ogonem mówiąc, że „jeżeli Polska by powiedziała jutro ‘dziękujemy, nie chcemy tutaj waszych żołnierzy’, to dla USA nie byłby to żaden problem”. Chodzi o to, że Stany Zjednoczone mogą tak powiedzieć z dnia na dzień. Albo Applebaum podważa sens amerykańskiej (prowadzonej na globalną skalę) polityki obronnej i bezpieczeństwa, a przez to bredzi, albo po prostu ujawnia tajemnice alkowy. A to drugie powinno nas zmrozić, bo oznaczałoby, że strategiczne sojusze, gwarancje bezpieczeństwa i artykuł 5 to lipa.
Wszystko, co było elementem stabilności w pozimnowojennym świecie można by poświęcić z byle powodu. Bo los TVN to jest powód nawet więcej niż byle jaki. Jak nie ten, to znajdzie się inny, równie marny. A Applebaum twierdzi, że to powód wystarczający, gdyż „to może być kluczowy moment nie tylko w relacjach polsko-amerykańskich, ale też kluczowy moment tego, czy Polska nadal będzie częścią Zachodu, NATO, Unii Europejskiej”. Jeśli Applebaum uważa, że taka bzdura może być dostatecznym powodem wywrócenia porządku świata do góry nogami, to albo z nią jest bardzo źle, albo wszystko jest matriksem, czyli wielkim oszustwem. Powinniśmy zacząć poważnie rozważać tę drugą wersję i zacząć się intensywnie zbroić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/558226-albo-applebaum-oszalala-albo-kwestie-sojuszy-to-oszustwo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.