W retorycznej przesadzie polskich mediów te historie dla wielu nie zabrzmią dramatycznie. Infantylne robienie z Polski dyktatury, z obecnych rządów autorytaryzmu, a z nadużyć niektórych polityków - afery, sprawiają, że prawdziwe nieszczęście przejdzie niezauważone.
Tymczasem rozrywany wpływami rosyjskimi kraj potrzebuje naprawdę niewiele.
U nas naród biedny, najbiedniejszy kraj w Europie - według oficjalnych statystyk - i ludzi doprowadzono do tego, że sprzedają swój głos za worek pszenicy, paczkę masła czy makaronu. To jest straszne, ale w innych państwach tego nie rozumieją. Ja sobie zadaje takie pytanie retoryczne, bo przecież ambasadorzy z Unii Europejską wiedzą jak u nas kupuje się głosy, więc dlaczego uznają te wybory za wolne, demokratyczne i uczciwe. (…) Jak my się mamy wyrwać z tego, że przedstawiciele innych państw twierdzą, że wybory były uczciwe i transparentne?
-mówi dla telewizji wPolsce.pl Vasile Costiuc, proeuropejski polityk mołdawski. Jego słowa, jak sam o tym wspomina, są „krzykiem o pomoc” dla Mołdawii. Mówi o upokorzonych ludziach, którzy słuchają się oligarchów w zamian za zniżki na parówki. Mówi o słynnej „kradzieży stulecia”, gdy siedem lat temu z budżetu - i tak już biednego państwa - zniknął miliard dolarów. Jeden z mołdawskich wykładowców tłumaczył to hiszpańskiemu koledze, który pytał:
„Gdzie są te pieniądze, które zniknęły z banków” - a on odpowiedział: „nie wiemy, nie znaleźliśmy ich”. No to pytają go, „co się stało z tymi, którzy te pieniądze ukradli”. I wiesz, co musiał odpowiedzieć? „Zostali parlamentarzystami”.
Costiuc gorzko żartuje, że tak jak w amerykańskich filmach pokazują gangsterskie kradzieże miliona dolarów, tak on może zaprosić do Mołdawii, by Hollywood nakręcił film pt. „Jak ukraść miliard dolarów i zostać parlamentarzystą. Mówi o Ilanie Shorze, Wiaczesławie Platonie i Vladzie Plahotniuku, oligarchach, którzy okradając kraj, dorobili się niesłychanych fortun. Polityk nie zdążył powiedzieć, że w Orgiejewie, mieście de facto należącym do Szora, oligarcha potrafił wybudować mieszkańcom „wesołe miasteczko”, kolorowe, zadbane, nowoczesne, które ma być jakimś zadośćuczynieniem dla okradanych obywateli, ale też elementem starej strategii „chleba i igrzysk”. Bo ten sam Shor organizuje obwoźne sklepiki z tanią, a czasem darmową, żywnością, która jawi się mieszkańcom wiosek jako dary od dobrego księcia.
Gdzie w tym nasz interes? Hasło Mołdawia a sprawa polska nie musi być abstrakcją. Na pewno dobrze rozumie to polski ambasador w Mołdawii, prof. Bartłomiej Zdaniuk, ciepło wspominany przez tamtejsze elity, ale także zwykłych ludzi, którzy uczestniczą w licznych wydarzeniach kulturalnych, organizowanych przez polską placówkę. Costiuc także kojarzy Polskę głównie z pracy Zdaniuka. Jednak sama ambasada polityki nie uczyni - a dwumilionowy kraj, o którym jeszcze nie tak dawno Marek Kuchciński wspominał, że powinien być częścią Trójmorza, łatwo byłoby pozyskać dla Polski. Kulturowe sentymenty między Prutem a Dniestrem, polskobrzmiące nazwiska (polskie korzenie jeszcze z czasów carskich), pomnik Piłsudskiego, ulica Kaczyńskiego, Polacy w Bielcach i w Gagauzji oraz w Naddniestrzu mogłyby być świetnym pretekstem do wsparcia dla małej republiki. Przekazanie nadmiaru szczepionek (Mołdawia zaczęła się szczepić najpóźniej w Europie), stworzenie programu dyplomacji kulturalnej, małe granty dla tamtejszych studentów - to zrobiłoby więcej dobrego niż w innych państwach regionu. Kilka milionów złotych zbudowałoby dobry obraz nie tylko w Mołdawii, ale też w zaprzyjaźnionej z nią Rumunii.
Niemcy tak robią. Część elit mołdawskich studiowała lub robiła interesy w Niemczech, w biernym społecznie Kiszyniowie Fundacja Adenauera ma swoje biuro, a europosłowie z Europejskiej Partii Ludowej jeżdżą tam wzmacniać wpływy Berlina. Nawet w najbiedniejszych wioskach można znaleźć jakieś dary z Niemiec, na przykład sprzęt rehabilitacyjny dla niepełnosprawnych dzieci czy komputery - zresztą to straszny, tani, na Zachodzie bezużyteczny złom, ale dla dzieci uczących się jeszcze tkactwa na drewnianych urządzeniach to dar z bogatego Zachodu.
Małe koszta na zbudowanie świetnego wizerunku to szansa dla państwa polskiego. Trójmorze przecież nie zrobi się samymi spotkaniami polityków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/558047-jak-ukrasc-miliard-dolarow-i-zostac-parlamentarzysta