Scenariusz jest napisany „wie üblich” - jak zwykle. Najpierw pojawia się tekst któregoś z zadaniowców, w którymś z dzienników o zasięgu ogólnoniemieckim, potem omawia go z detalami któraś/któryś z dyżurnych z sekcji polskiej publicznej rozgłośni radiowo-telewizyjnej Deutsche Welle, następnie omówienie tego omówienia dokonują dyżurni zadaniowcy z polskojęzycznych mediów niemieckich koncernów. I tak było tym razem…
Najpierw „Süddeutsche Zeitung” huknął w korespondencji swego „korespondenta z centralnej i wschodniej Europy z siedzibą w Warszawie”, że nasz kraj znajduje się „Na drodze do Polexitu”, jak brzmi tytuł tej publikacji o tym, jak to:
„Polska już oficjalnie nie chce uznawać za wiążące wyroków Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Oznacza to wyjście z ram prawnych UE. Zdaniem Ursuli von der Leyen powinno to mieć konsekwencje – ale najwcześniej na jesieni”.
Przyczynkiem tego jakoby stwierdzenia (groźby…?) polityk niemieckiej partii CDU, obecnie szefowej Komisji Europejskiej jest sprawa sędziego Józefa Iwulskiego. Należałoby dodać, biednego, bo prześladowanego sędziego przez pisowski reżim, któremu Izba Dyscyplinarna uchyliła immunitet. Niemiecki czytelnik nie dowie się, za co mu ten immunitet uchylono, ani o szerszym kontekście tego faktu, że - w przeciwieństwie do Niemiec, gdzie po „anszlusie” dawnej NRD dokonano skwapliwej dekomunizacji i gruntownej czystki w całym aparacie sędziowskim byłej NRD - są to konsekwencje pookrągłostołowego porozumienia z komunistami i zaniechania rozliczenia sprawców w togach z czasów PRL, którzy skazywali na śmierć i więzienia, i łamali ludzkie życiorysy. Dodam od siebie, że na sędziego Iwulskiego zostało złożone w listopadzie 2020 roku przez Związek Młodych Adwokatów zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia zbrodni komunistycznej; po rozpoznaniu materiałów ze śledztwa sędziowie Sądu Najwyższego/Izby Dyscyplinarnej (Małgorzata Bednarek-przewodnicząca, oraz Jarosław Duś i Adam Grzegorz Roch), zezwolili na podjęcie formalnej procedury i pociągnięcie Iwulskiego do odpowiedzialności karnej.
Gdyby dyżurny autor Florian Hassel, od pięciu lat „z siedzibą w Warszawie”, orientował się w temacie, a przede wszystkim w kulisach zdrady narodowej i zaniechanej lustracji po antyrządowym puczu, tzw. „nocnej zmianie”, może nie pisałby tego, co napisał, lecz po prostu prawdę, ale wtedy zapewne nie miałby „siedziby w Warszawie”, nie byłby publikowany, ani tak szeroko omawiany. Od siebie dodam, o czym pan Hassel chyba wie, że w jego kraju pociągnięto do odpowiedzialności karnej wszystkich sygnatariuszy tzw. Schießbefehl, czyli rozkazu strzelania do obywateli dawnej NRD, a sędziowie usłużni dla komunistycznego reżimu stracili prawo wykonywania zawodu.
Wszystko to, ubolewam, nie ma najmniejszego znaczenia dla medialnych usługodawców dzisiejszych Niemiec. Wykonują tylko obowiązujący ich obecnie „Schießbefehl”, który brzmi: rozstrzelać zintensyfikowaną propagandą niewygodny dla Republiki Federalnej rząd PiS, który ośmiela się bronić polskich interesów i naprawić zaniedbania z przeszłości. Więc „SZ” strzela:
„Demontaż Iwulskiego może mieć związek z jego obecną działalnością; jest wybitnym obrońcą pozostałości państwa prawa w Polsce”.
Już tylko to zdanie brzmi kuriozalnie, ale na tym, niestety, nie koniec. Przeciwnie, przykład biednego, prześladowanego Iwulskiego ma być ilustracją paskudnej niesubordynacji polskiego rządu i sobiepaństwa PiS we… wspólnocie. Bo chodzi o to, że:
„Izba Iwulskiego kilkakrotnie zwracała się do TSUE z wnioskami dotyczącymi sposobu stosowania nadrzędnego prawa unijnego w Polsce”,
ale polski rząd nic sobie nie robi z unijnego wstawiennictwa za „kilkakrotnie zwracającym się”, żeby unia przywołała Polskę do porządku, że nie uznaje nadrzędności prawa unijnego nad polskim prawem. I dalej:
„Strasburscy sędziowie wymierzyli rządzącym w Polsce „prawny policzek”, uznając wybór trzech sędziów konstytucyjnych związanych z partią (dublerów) za naruszenie konstytucji”,
dorzuca niemiecki dziennik, że w ogóle sędziowie polskiego Trybunału Konstytucyjnego zostali wybrani nielegalnie, więc nielegalne, czyli nieważne są ich orzeczenia, począwszy od 2016 roku. Czyż nie skandal? A odwołanie w 2017 r. przez ministra sprawiedliwości dwóch sędziów, prezesa i wiceprezesa sądu okręgowego w Kielcach? - kolejny skandal…, Ale to jeszcze nic, ci bezczelni politycy PiS i sam premier złożyli trzy wnioski do, uwaga:
„kontrolowanego przez siebie Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie rzekomej wyższości prawa polskiego nad prawem europejskim”.
policzkuje już sam Hassel w „Süddeutsche Zeitung” i wyrokuje, a za nim Deutsche Welle, polskojęzyczny Onet (Ringier Axel Springer) i inne:
„Wyroki TSUE i ETPC są wiążące dla Polski i stoją ponad prawem krajowym”,
i basta! Na koniec jest też krytyka pod adresem Komisji Europejskiej, że „reaguje na to wszystko niezdecydowanie, nie posługując się konkretnymi środkami, takimi jak wysokie kary”.
Jak jest w istocie? Da się ująć w czterech punktach, po kolei:
1/. Organizacja wymiaru sprawiedliwości jest wyłączną domeną państw członkowskich UE, a jej organy tudzież brukselscy urzędnicy i europosłowie nie są uprawnieni do żadnej ingerencji w tej kwestii.
2/. Jeśli unijne organy uzurpują sobie takie prawo, Polska i nie tylko nasz kraj, powinny natychmiast złożyć pakiet skarg w kilku sprawach: o powołanie (oczywiście pod nadzorem UE) przez Holandię czy Luksemburg trybunałów konstytucyjnych, gdzie takich instytucji w ogóle nie ma, o podjęcie postępowania wobec Niemiec (i nie tylko), za łamanie fundamentalnych zasad niezawisłości sądownictwa i gwałcenie niezależności sędziów, którzy mianowani są przez polityków, a co więcej, mogą być członkami partii. Dowód? Bitte sehr: niedawne wybranie członka CDU i władz tej współrządzącej partii, wieloletniego posła Bundestagu Stephana Harbartha na przewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego. Pomijam przy tym krytykę za jego wielomilionowe dochody o niejasnym pochodzeniu, czy konflikt interesów, biorąc pod uwagę jego poselski mandat i reprezentowanie prze jego kancelarię np. koncernu Volkswagena, w aferze z fałszowaniem danych dotyczących spalin aut tej marki.
3/. Polska powinna domagać się nałożenia przez UE sankcji finansowych na Niemcy (i inne kraje) za nierespektowanie „wiążących” je orzeczeń TSUE.
4/. Polska powinna domagać się uznania przez TSUE za nielegalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, a tym samym nieważność jego orzeczeń m.in. w sprawie wyższości prawa niemieckiego nad prawem unijnym…
Po prawdzie, nie wiem dlaczego rząd RP do tej pory nie postawił tych spraw oficjalnie w Brukseli i nie nagłaśnia ich w specjalnych opracowaniach w językach niemieckim, angielskim i francuskim. Taki właśnie przekaz jest niezbędny, aby Niemcy, powodowane partykularnym interesem politycznym, nie mogły posługiwać się swymi obłudnymi argumentami o rzekomym reżimie PiS i szalejącym bezprawiu w naszym kraju.
Wreszcie kwestia najważniejsza, na którą zwracał już uwagę poprzednik sędziego Harbartha, przewodniczący Andreas Voßkuhle (z nadania lewicowej SPD): coraz większego zawłaszczania kompetencji przez unijne instytucje. To, co nie udało się w 2004 roku, czyli wprowadzenie w życie „eurokonstytucji”, której projekt został odrzucony w referendach przez Francuzów i Holendrów, usiłuje się wprowadzić tylnymi drzwiami, a mianowicie: ograniczenie niezależności państw członkowskich UE poprzez orzeczenia… TSUE, Komisji i Parlamentu Europejskiego.
Dla przypomnienia panu Hasselowi z „siedzibą w Warszawie”, nikt inny, tylko niemiecki Trybunał Konstytucyjny orzekł tuż po zawarciu Traktatu Lizbońskiego, że dla Niemiec nadrzędna rangę ma niemiecka Ustawa Zasadnicza (konstytucja) i niemieckie prawo, a nie wspólnotowe. Po raz drugi wydał podobne orzeczenie na marginesie kryzysu eurowaluty, odnośnie do próby narzucenia przez Europejski Bank Centralny polityki finansowej, której sprzeciwiał się rząd federalny. Sędzia Voßkuhle kwitował wówczas, że widzimisię unijnych instytucji „nie może skutkować w Niemczech”.
Arcyważny temat zawłaszczania kompetencji państw członkowskich przez wspólnotę podjęło pod koniec czerwca czterech znanych, niemieckich profesorów: Christoph Degenhart, Hans-Detlef Horn i Markus C. Kerber i Dietrich Murswiek. W artykule opublikowanym przez „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zwrócili uwagę na instytucjonalny „atak na suwerenność państw i narodów UE”, którego celem jest „przypieczętowanie dominacji wobec krajów członkowskich”.
„Nie mamy do czynienia z jednym ze zdarzających się od czasu do czasu postępowań dotyczących naruszenia traktatu, lecz z utrzymywanym dotąd w uśpieniu kompetencyjnym konfliktem między Trybunałem Sprawiedliwości UE a Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym czy - mówiąc ogólnie - TSUE a trybunałami państw członkowskich”,
ocenili renomowani autorzy. Stwierdzenie ze wszech miar uzasadnione. Aby nie było wątpliwości, nie ujęli się za Polską, lecz za Niemcami, że Komisja Europejska chce wymusić na nich dostosowanie się do narzucanej polityki pieniężnej, a tym samym osiągnąć swój cel strategiczny:
„Widocznie chce raz na zawsze rzucić Federalny Trybunał Konstytucyjny na kolana, wymusić uległość i w sposób skuteczny z prawnego punktu widzenia wyeliminować możliwość wiążącej kontroli organów unijnych na okoliczność przekraczania przez nie swych kompetencji”,
podsumowali. W tym kontekście profesorowie powtórzyli to, o czym od dawna mówi polski rząd: o potrzebie debaty, dokąd zmierza i czym właściwie ma być Unia Europejska, związkiem niepodległych państw, udzielających mandatu unijnym organom w uzgodnionych kwestiach, czy państwem federalnym, które będzie decydować o wszystkim, co dzieje się Pampelunie, Pasewalku czy w Płocku. Na to drugie, na unijny centralizm, zgody nie było i ma.
Jeśli unia żąda od krajów członkowskich poszanowania zasad praworządności, najpierw sama musi je przestrzegać, orzekli profesorowie. W przeciwnym razie wspólnocie grozi poważny, nawet egzystencjalny kryzys.
Ale może to wszystko jest zbyt skomplikowane i za dużo do czytania dla niemieckich polityków i medialnych usługodawców, kreślących przed nami i całą Europą Polexit made in Germany, więc powiem krótko:
szanowna redakcjo „Süddeutsche Zeitung”, Deutsche Welle, Onet i inne, używając prawniczej terminologii, per analogiam - czas, by i do Was dotarło, że nie Berlin, ani Paryż, ani Bruksela będą decydowały o wewnętrznych sprawach naszego kraju, że nadrzędny nad Polską jest tylko Bóg… Amen!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/557934-czas-by-w-rfn-uslyszeli-ze-nad-polska-jest-tylko-bog