Z trzech prostych pytań i prostych odpowiedzi układa się szalenie skomplikowany kontekst. Czy w Polsce powinny istnieć media o zagranicznym kapitale, działające na rzecz obalenia rządu? NIE. Czy w Polsce powinny istnieć prywatne media krytykujące władze? TAK. Czy władze RP mają tak silną pozycję, by odmówić przedłużenia koncesji stacji TVN24? NIE.
Kłamstwa
Bo faktycznie bezpieczeństwo państwa wymaga, by w kraju, zwłaszcza takim, który leży na skrzyżowaniu potężnych obcych interesów, nie było wpływowego silnego ośrodka medialnego, który potrafi wzywać do puczu, preparować „urodziny Hitlera”, by pokazać, że oto w Polsce niby odradza się nazizm, czy łajać posłów za to, że poparli rząd - a tak na przykład zrobiono wobec Lewicy. Stacje telewizyjne dostają koncesje także po to, by budować i chronić wspólnotę. Ustawa mówi jasno, że koncesję można cofnąć, jeśli:
rozpowszechnianie programu powoduje zagrożenie interesów kultury narodowej, bezpieczeństwa i obronności państwa lub narusza normy dobrego obyczaju.
Wolność słowa
Z drugiej strony w świecie płynnej nowoczesności granica „zagrożenia interesów” czy „dobrego obyczaju” jest trudna do uchwycenia. Czy promowanie kłamców fałszujących historię na temat Holokaustu, zachęcanie (a nie tylko informowanie) do buntu przeciwko rządowi, obniżanie autorytetu państwa poprzez nadawanie własnych nazw instytucjom, wpływanie na przełożenie terminu wyborów w czasie kryzysu pandemii i tysiące innych przykładów, są przez jednych oceniane jako zagrożenie, ale mają też swoich obrońców.
CZYTAJ TAKŻE:
Fakty TVN z grafiką o księżach roznoszących koronawirusa
Propagandowy przekaz TVN: Brudziński na tle swastyk
A demokracja potrzebuje krytyki władzy - potrzebuje tropienia jej nadużyć, afer, łamania prawa, potrzebuje ujawniać ukryte intencje rządu i prowadzić debatę o politycznej rzeczywistości. Przydaje się to nie tylko opozycji, ale i rządzącym, którzy mogą korygować swoje błędy albo też lepiej pilnować się w realizowaniu swoich zadań. Demokracja zakłada, że bezpieczniej jest w przestrzeni publicznej dopuszczać kłamstwo, niż ograniczać wolność słowa. Kłamstwo ma swoje negatywne konsekwencje, ale brak wolności słowa - jeszcze większe.
Możliwości
Pomijając już kwestie moralnej czy prawnej słuszności w podejmowaniu decyzji na ten temat, kwestia koncesji dla TVN24 jest jednak kwestią także polityczną. Nieprzypadkowo amerykańska ambasada w osobie Bixa Aliu chciała się spotkać z przedstawicielami Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ale nie zgadzając się na protokołowanie rozmowy. USA, dbając o swoje przedsiębiorstwa, używają w ich obronie także politycznych narzędzi. Jednak nieprzedłużenie koncesji stacji oznaczałoby większe naciski ze strony Waszyngtonu i nieprawdopodobną histerię polityczno-medialną w Polsce, zapewne większą niż Strajk Kobiet. Nie milczałaby Unia Europejska, a połączony chór tych wszystkich sił byłby silniejszy niż rządowe wyjaśnienia i argumenty podawane przez TVP oraz prawicowe media.
A jednak władza zdaje się prowadzić tę grę - nad Wiertniczą unosi się wizja utrudnień koncesyjnych. Przy tym pokerowym stoliku napięcie wokół stacji może spaść, jeśli druga strona coś zaproponuje albo na coś się zgodzi. Złagodzenie któregoś z zakłamanych przekazów? Dopuszczenie nowych udziałowców? A może karty przetargowe leżą dalej niż na ulicy Wiertniczej - może Ameryka powstrzyma się od ideologicznych komentarzy czy wspierania którejś z politycznych kampanii przeciwko Polsce? Trwa brukselska nagonka na Polskę za brak akceptacji dla genderowych rozwiązań, trwa presja USA i Izraela w sprawie nowelizacji Kodeksu Postępowania Administracyjnego, cały czas trwa także polityka - nieustanne splatanie z pozoru niezwiązanych ze sobą czynników.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/557893-koncesja-dla-tvn24-jako-karta-przetargowa