Kiedy się żyło kilkanaście lat w kokonie życzliwych mediów, łatwych pytań i przekonaniu o własnej doskonałości, utrata owej warstwy ochronnej i zderzenie się z brutalną prawdą, że „Wersalu nie będzie” może mocno zaboleć.
Przekonało się o tym ostatnimi czasy wielu polityków, gdy luksus bezpiecznego medialnego ładu został zakłócony i okazało się, że istnieją nie tylko dziennikarki, wpatrzone w nich cielęcym wzrokiem i łykające każde słowo objawione spływające z ich ust i dziennikarze, uprzejmie pytający „a co tam dobrego u pana słychać, co moglibyśmy pochwalić” i śpiewający na wizji „sto lat” politykowi z okazji urodzin, ale także tacy, którzy pytają o rzeczy sprawiające kłopot. Nic dziwnego, że kandydat na prezydenta, Rafał Trzaskowski, nękany pytaniami o Czajkę, warszawskie śmieci i wiele innych „drobiazgów” uwierających warszawiaków, w przypływie rozpaczliwej szczerości oznajmił, że te wybory (prezydenckie) są po to, by takich pytań więcej nie zadawać i zapowiedział likwidacje TYVP Info i programów publicystycznych, których dziennikarze byli nie tyle ziarnkiem grochu pod materacem księżniczki, ale wręcz młyńskim kamieniem. Fochy w postaci bojkotowania mediów uznanych za nieprzyjazne na nic się zdały, a unikanie odpowiedzi na pytania ich dziennikarzy wytartą formułką „ z waszą stacją/redakcją/ portalem nie rozmawiam” świadczą raczej o braku umiejętności odpowiedzi na każde pytanie, co jest nieco zawstydzające w przypadku osoby-polityka, który powinien posiadać umiejętność komunikowania się z wyborcami za pośrednictwem mediów.
Ostatnio przekonał się o tym Donald Tusk, wyprowadzony z równowagi na swojej pierwszej konferencji prasowej po powrocie na łono Platformy Obywatelskiej, kiedy występował już w roli pełniącego obowiązki jej szefa, zapytany o pracę syna w gdańskim samorządzie. Abstrahując od nieco, przyznam szczerze, mało mądrego pomysłu, by wysyłać na pierwszą konferencję króla Europy mało doświadczonego dziennikarza z takim właśnie pytaniem, reakcja Donalda Tuska, nerwowa, wdawanie się w polemikę z dziennikarzem i żądanie, by ujawnił swoje zarobki, świadczy o tym, że Tusk, choć całkiem sprawnie opanował zasady mediów społecznościowych, nawet ocierając się w kilku wpisach o hejt, to jednak w zderzeniu w realu z kimś, kto nie tytułuje go profesorem i zadaje nieprzyjemne pytania jeszcze nie pojął, że kokonu nie ma i wrażliwe miejsca są bez osłony, wystawione na cios, który trzeba sprawnie i umiejętnie sparować.
Niewątpliwie jednym z wrażliwych miejsc byłego premiera jest afera Amber Gold i współpraca syna z firmą za nią odpowiedzialną. Zapytany dzisiaj przez dziennikarkę TVP INFO, czy jego syn kłamał na komisji śledczej, twierdząc że to lipa (Michał Tusk, fragment zeznania na komisji: „Obaj z ojcem wiedzieliśmy, że Amber Gold, mówiąc kolokwialnie, to lipa”) powiedział, że nie będzie odpowiadał na to pytanie –„To nie jest pytanie, tylko bardzo brzydka sugestia”.
Zapytany o to, czy podpisał się pod postulatem likwidacji TVP INFO określił kanał jako „zwyrodnienie”, a potem złośliwie pogratulował dziennikarce inwencji (tak jakby zadawanie pytań było czymś niecodziennym) i pogroził (symbolicznie) palcem:
Muszę powiedzieć, że pani będzie również moralnie odpowiedzialna za to, co się musi zdarzyć po tym, co robicie w przestrzeni publicznej. To się na pewno zdarzy. Już raz ciężko na to zapracowaliście. Dojdzie do okropnych rzeczy przez to, co robicie w Polsce.
Oczywiście ukryta insynuacja wiążąca tragiczną śmierć Pawła Adamowicza z działalnością mediów publicznych jest tak jasna, jak nieprawdziwa, ale przecież kłamstwo powtarzane nawet nie sto razy, ale w nieskończoność, ktoś w końcu uzna za prawdę. Musi nieźle wyprowadzać z równowagi, że w przestrzeni publicznej są tacy, którzy nie pozwalają takim kłamstwom zawładnąć większością Polaków. Tak to jest, jak twórcy przemysłu pogardy przywdziewają owczą skórę i strasznie się irytują, że spod niej wygląda sierść wilka i ktoś to obnaża.
A swoją drogą, byłabym ciekawa poznać opinię nowego szefa PO na temat budowy Nord Stream2; mechanizmu praworządności; resetu UE w stosunkach z Rosją; groźby finansowych sankcji wobec Polski ze strony największej frakcji w PE, zdominowanej przez Europejską Partię Ludową, której Donald Tusk przecież jeszcze przewodzi; przekopu Mierzei Wiślanej (bo to Tusk podpisał z Rosją w 2009 roku niekorzystną umowę, która nas de facto zmusiła do przeprowadzenia tej inwestycji) i wielu innych spraw, które na pewno bardziej interesują Polaków niż podrzędna posada dorosłego od dawna syna w gdańskim magistracie. A także - a może przede wszystkim- co, pełniąc podobno tak ważną i zaszczytną dla Polski funkcję w strukturach Unii Europejskiej, zrobił dla naszego kraju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/557662-tusk-przekonuje-sie-ze-nie-ma-powrotu-do-przeszlosci