Kaczyński, w przeciwieństwie do Tuska, jest przekonany, że swego rodzaju insurekcja może ochronić Polskę przed wasalizacją i utratą suwerenności.
Powrót Donalda Tuska to forpoczta. To dobrze zgrana w czasie akcja przygotowania Polski do roli (do wyboru) Księstwa Warszawskiego lub Królestwa Polskiego. Nie chodzi nawet o to, że to pierwsze było terytorium zależnym Cesarstwa Francuskiego, a to drugie – Cesarstwa Rosyjskiego. Oba były zależne, choć miały pewną autonomię, a nawet własne konstytucje. Z tym, że mogły być one w dowolnej chwili podporządkowane prawu któregoś cesarstwa. Obecnie można mówić o procesie wciskania Polski w jakiś kąt Cesarstwa Europejskiego, czyli Unii Europejskiej w jej wersji będącej odpowiednikiem Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. To wciskanie w kąt jest sprowadzaniem Polski do współczesnej wersji Księstwa Warszawskiego lub Królestwa Polskiego.
Okres rządów PiS można nazwać insurekcją. Jej celem jest pełna niepodległość, suwerenność i stworzenie takich podstaw materialnych oraz instytucjonalnych, żeby albo uchronić się od losu tylko Księstwa Warszawskiego bądź Królestwa Polskiego bądź maksymalnie utrudnić sprowadzenie do tej roli. Przez wielu (nazywających siebie realistami) ten zamiar i ta insurekcja są uważane za nierealne czy niemożliwe do wygrania. Za niepotrzebne marnowanie sił i środków, gdyż nadrzędnego celu nie da się osiągnąć. Szczególnie nie da się go osiągnąć po wygranej w USA Joe Bidena, po woli ułożenia stosunków z Rosją zarówno przez Bidena, jak i przywódców największych państw Unii Europejskiej. I nie da się go osiągnąć po tym, jak Unia Europejska zmierza do tego, by stać się federacją, a tzw. unijne prawo ma mieć nadrzędny status nad prawami krajowymi, z krajowymi konstytucjami na czele.
Donald Tusk wrócił do Polski w momencie, gdy na zewnątrz mamy taki stan, jaki przypomina czas Kongresu Wiedeńskiego (wrzesień 1814 – czerwiec 1815). On ma właściwie przygotować Polskę na współczesną wersję Kongresu Wiedeńskiego, nawet gdy formalnie taki szczyt państw się nie odbędzie, choć w najważniejszych stolicach mogą zapaść podobne w skutkach decyzje. Gdyby to się udało, Tusk mógłby mieć podobny status jak w czasach Królestwa Polskiego miał książę Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki (skądinąd Tusk na drugie imię ma Franciszek). Tyle że Tusk nie ma nawet ułamka umiejętności i kompetencji księcia, więc to byłaby jednak gruba przesada, choć jemu zapewne takie porównanie bardzo by odpowiadało.
Generalnie chodzi o to, żeby się jak najlepiej urządzić jako państwo niesuwerenne i niemające nawet takich ambicji. Państwo pogodzone z losem i nastawione na to, że możni nie zostawią go poza głównym nurtem, także poza nurtem modernizacji. Ale to oznacza nie tylko bezwzględne uznanie prymatu tzw. prawa europejskiego i funkcjonowanie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w roli sądu boskiego, ale też zgodę na przemiany kulturowe oraz obyczajowe, ze specjalną rolą LGBT (i dowolnych kolejnych liter alfabetu), zlikwidowaniem podziału wedle kryteriów płciowych (biologicznych), zniszczeniem tradycyjnej rodziny oraz rewolucją w edukacji.
Jarosław Kaczyński jest, w przeciwieństwie do Donalda Tuska i tzw. realistów, przekonany, że swego rodzaju insurekcja może ochronić Polskę przed losem Księstwa Warszawskiego bądź Królestwa Polskiego, jeśli wraz z zachowaniem kanonu wartości i tradycji uda się Polskę na tyle zmodernizować i uczynić państwem względnie bogatym, żeby nie udał się nowy Kongres Wiedeński i żeby zachować suwerenność i podmiotowość, czyli stać się przynajmniej regionalnym graczem pierwszorzędnym (mówienie o regionalnym mocarstwie jest traktowane kpinami i obelgami). Za prezydentury Donalda Trumpa zewnętrzną osłoną i gwarancją odgrywania podmiotowej roli były Stany Zjednoczone. Ale już nie są, bo cele Joe Bidena są zbieżne z tym, czego chcą Niemcy i Francja. Dlatego tworzone są inne ramy, a początkiem tego procesu jest deklaracja 16 szefów partii konserwatywnych działających w państwach członkowskich UE.
Polityka Jarosława Kaczyńskiego i PiS w najlepszym razie jest uznawana za bezsensowny romantyzm, gdyż Polska, szczególnie w roku 2021, nie ma najmniejszych szans na suwerenne i podmiotowe funkcjonowanie. A uprawianie takiej polityki tylko nas skłóca ze wszystkimi, bo przecież wiadomo, że w Unii Europejskiej nie ma na to miejsca. Trzeba zatem pójść z duchem czasu i z większością, czyli uznać, że status Księstwa Warszawskiego czy Królestwa Polskiego jest dla nas optymalny. Kaczyńskiego i PiS należy odsunąć od władzy, a potem zniszczyć, żeby nurt insurekcyjny, romantyczny czy niepodległościowy na zawsze wyplenić z polskiej polityki i myślenia o państwie. To jest niepotrzebne, a wręcz szkodliwe.
Donald Tusk wrócił do Polski czy też został tu wysłany, żeby mieć wpływ na to, co się w kraju będzie działo w kilku kontekstach, które akurat teraz się zbiegają. Pierwszy kontekst to próba rzucenia Polski na kolana poprzez zastosowanie sankcji i kar finansowych związanych z tzw. mechanizmem warunkowości w kwestiach praworządności. To ma doprowadzić praktycznie do zablokowania nie tylko środków z Funduszu Odbudowy, ale też z „normalnego” wieloletniego budżetu UE. To ma bardzo zaszkodzić Polsce i wywołać jakąś rewoltę. Tusk jest całym sercem za takim sposobem rzucenia Polski na kolana, a nawet był jednym z najważniejszych adwokatów takiego rozwiązania.
Tusk został do Polski wysłany akurat teraz także dlatego, żeby podburzać ludzi do buntu po kolejnych orzeczeniach TSUE nakazujących Polsce rezygnację z wielu reform i przedsięwzięć i dotkliwie karzących za każdy dzień zwłoki. Znalazł się w Polsce również dlatego, żeby podsycać zagrożenie zewnętrzne i umacniać przekonanie, że Polska jest całkowicie osamotniona i bezbronna wobec zewnętrznej agresji. Tym bardziej więc powinna jak najszybciej zgodzić się na status Księstwa Warszawskiego bądź Królestwa Polskiego, bo tylko wtedy inni rozwiną nad nami parasol bezpieczeństwa. A wreszcie, Polska nie powinna być tak ekspansywna w handlu zagranicznym, gdyż to może wywołać retorsje ze strony naszych partnerów. Lepiej być potulnym i dostać swoje z przydziału w międzynarodowym podziale zadań.
Donald Tusk ma bardzo konkretne cele do zrealizowania i dość poukładaną agendę, z zapewnieniem międzynarodowej koordynacji różnych akcji przeciwko Polsce z zewnątrz. Trudno powiedzieć, ilu Polaków uważa, że powinniśmy się zadowolić statusem Księstwa Warszawskiego czy Królestwa Polskiego, ale to może być spora grupa. Część Polaków może być neutralna, ale uważać, że insurekcyjna, romantyczna czy niepodległościowa strategia Jarosława Kaczyńskiego jest zbyt ambitna i praktycznie w Polsce niemożliwa do zrealizowania. Sam Kaczyński uważa, że mimo zewnętrznych trudności istnieje wielka szansa szybkiego przekroczenia granicy, za którą sprowadzenie Polski do roli Księstwa Warszawskiego czy Królestwa Polskiego będzie już niemożliwe albo bardzo trudne. Dlatego jest tak bardzo atakowany i zwalczany. A Polacy są przekonywani, że jego polityka jest szkodliwa i niebezpieczna.
Polska znalazła się w momencie przełomu. Albo powiedzie się Kaczyńskiemu, albo zrealizowany zostanie scenariusz, którego Tusk ma dopilnować. I po to wrócił do Polski (bądź został tu przysłany). Zwolennikom planu realizowanego przez Tuska warto przypomnieć, że od likwidacji Księstwa Warszawskiego do odzyskania niepodległości minęły 103 lata, zaś od likwidacji Królestwa Polskiego na niepodległość trzeba było czekać 86 lat. Te niesuwerenne i pod wieloma względami pokraczne twory istniały zaś odpowiednio tylko 8 i 17 lat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/557625-po-co-tusk-wrocil-do-polski