Pierwsze wejście na scenę po siedmiu latach nieobecności ma się tylko raz, a pierwsze wrażenie ma swoje znaczenie. Dlatego warto spróbować podsumować pierwsze trzy dni Donalda Tuska w Polsce.
Co wydaje się najważniejsze? Oto pięć wniosków.
1. Słabe wejście
Jak na tak długie przygotowania (o planie powrotu jako pierwszy poinformował 1 czerwca portal wPolityce.pl w tekście NASZ NEWS. Opozycja ma konkretny scenariusz powrotu Tuska. „Ma się zdecydować do końca czerwca”) szokuje widoczna gołym okiem improwizacja. Platforma przejęta - ale bez troski o takie szczegóły jak kobiety w zarządzie (szokujące przepędzenie Ewy Kopacz) czy beztroskie puszczenie na żywioł konfliktu z Trzaskowskim. Tusk zachowuje się jak polityczny bogacz, który na takie drobne „wydatki” zwracać uwagi nie musi. Ale bogaczem nie jest. Zresztą, nawet jakby był, w podzielonej Polsce o wynikach kluczowych batalii decydują procenty i pojedyncze głosy. Zadziwia też brak planu wykorzystania pierwszego tygodnia, siłą rzeczy skupiającego uwagę Polaków, wykuwającego ocenę - o czym jeszcze dalej.
2. Turbototalność
Wyłaniający się pomysł polityczny wskazuje na dość prostacką próbę powtórzenia operacji z lat 2005-2007, a więc uruchomienia jakiegoś nowego przemysłu pogardy, podmycia fundamentów obozu rządzącego brutalnymi uderzaniami poniżej pasa i zwykłej przyzwoitości. W skrócie: wmawiania Polakom o rzekomych czołgach wysyłanych na kobiety. Ale Polska jest dziś inna, mimo wszystko bardziej zróżnicowana medialnie, lider PO nie może liczyć na monopol medialny w którym kiedyś tak świetnie pływał.
Także obóz Jarosława Kaczyńskiego i jego wyborcy są bardzo uodpornieni na ten język.
Patrzyłem na zbliżenia twarzy polityków PO, gdy w sobotę przybysz tłumaczył im, że „wystarczy mocniej” bić, atakować, a wygrana sama wpadnie w ręce. Miałem wrażenie, że po głowach chodziło im wtedy: „Donaldzie, my to robiliśmy i robimy, tkwimy w kanale totalności i puczów już szósty rok. A ty nam proponujesz turbototalność jako receptę na wszystko?” Tak, wątpliwe, by to zagrało.
Błędna jest też pewność Tuska, że do dokonania przełomu w Polsce wystarczy czysty antypisizm i podniesiony do rangi programu hejt (np. próba wywołania rechotu Jarosława Kaczyńskiego, skandaliczne, zakłamane słowa skierowane do Zbigniewa Ziobro i jego Małżonki). Od 2015 roku coś się jednak zmieniło i nawet część mediów opozycyjnych wobec Zjednoczonej Prawicy oczekuje czegoś więcej, jakiegoś programu, jakiejkolwiek wizji. Tak tępe uderzenia wskazują też na pogardę wobec wyborców i tak mogą zostać odebrane przez grupy społeczne mniej zaangażowane, ale doceniające pozytywne zmiany w Polsce w ostatnich latach.
3. Intelektualna słabość
Przykra to konstatacja, ale widać, że Tusk niewiele w czasie nieobecności czytał, że konsumował głównie sokzburaka, że nie rozwinął się intelektualnie, ale zdegradował. Powtarza z samozachwytem stare grepsy. Najwyraźniej zachwyt kilku klakierów nas swoimi efektownymi wrzutkami uznał za dowód świetnej formy.
Nic dziwnego, że nawet Szymon Hołownia uznał iż może sobie pozwolić na uwagę, że ktoś tu „toczy święte wojny”, a jego „dżihady w polityce nie za bardzo kręcą”. Celnie to nazwał.
4. Chłodne przyjęcie
Reakcja społeczna na powrót w mojej ocenie jest znacząco poniżej oczekiwań autorów planu, także frekwencyjnie (choć wybierają ciasne miejsca, by optycznie obraz był inny). Co najważniejsze, on sam nie jest chyba tak zdeterminowany, jak opowiada. Zapowiedź ruszenia w Polskę, objechania każdego powiatu, by po jednym dniu i dwóch spotkaniach ogłaszać urlop to symboliczne podsumowanie niskiego poziomu tej determinacji. I potwierdzenie niebezpiecznego dla wizerunku tego polityka stereotypu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Już się zmęczył? Donald Tusk ogłosił, że… idzie na urlop: „Żebym się nie zajechał”; „Tydzień to mało, ale mi musi wystarczyć”
Miny słuchających tego zadziwionych towarzyszek i towarzyszy, by użyć Tuskowego języka, mówią wszystko.
Na takim lekkim biegu z Kaczyńskim, Dudą, Morawieckim ciężko będzie rywalizować. A przecież drugiego pierwszego wrażenia nie będzie.
5. Przeszłości nie da się wymazać
Dogoniły już Tuska bliskie relacje ze Sławomirem Nowakiem, a przecież takich historii i takich ludzi, nagrań pełnych cynizmu i świadectw ludzi skrzywdzonych, jego rządy pozostawiły setki. Mam wrażenie, że sądził iż to już przebrzmiałe, nieważne. Widać jednak, że jest właśnie odwrotnie - wszystko to wraca, ożywa, budzi żale i ludzką złość. Wszystko od czego opozycja próbowała się odcinać, znowu leży na stole. Tu chyba był poważny błąd w założeniu - taką operację jaką rozwinął za pierwszych rządów PiS można przeprowadzać tylko wtedy, gdy wcześniej się tak długo nie rządziło.
I pytanie: w tle plan uderzenia wspólnie z Berlinem i Brukselą?
Czy zatem coś poszło nie tak i Tusk jest w słabej formie, tak wypalony, a zamiast planu przywiózł walizki pychy? Taki wniosek się nasuwa. Ale warto zadać sobie też pytanie, dlaczego tak lekko podchodzi do tej wejściowej walki o myśli i emocje Polaków?
Może dlatego, że teraz chodziło wyłącznie o realizację zleconego mu zadania numer jeden czyli przejęcia PO. Czy zadanie numer dwa - próba przejęcie władzy - nie będzie połączona z brutalnymi uderzeniami ze strony Brukseli? Coś mu obiecano w Berlinie? Kary finansowe dla Polski, cięcie funduszy pod byle pretekstami, zamykanie kolejnych kopalń, słowem, jazda bez trzymanki? Takie pogłoski słychać. Warto ten scenariusz poważnie brać pod uwagę.
Ale na razie zaskakująco słabo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/557561-pierwsze-trzy-dni-tuska-jest-w-tak-slabej-formie-czy