Niezasłużenie przeszedł bez echa wywiad trojga redaktorów czasopisma „Zdanie” (1/2021) z Adamem Michnikiem. Lewicowy współtwórcy pisma dyskutują bowiem z założycielem Wyborczej nie na kolanach, przeprowadzają wywiad do niszowego pisma, gdzie rozmówca sobie może na więcej pozwolić, wreszcie w formacie „troje na jednego” jest to rozmowa w której Patrycja Dołowy, Jan Ordyński i Paweł Sękowski nie odpuszczają, gdy Michnik próbuje ich niekiedy zbywać.
Ozjasz Szechter nie płakał po Stalinie
A próbuje już od pierwszego pytania, bo Sękowski pyta o dom rodzinny, a w odpowiedzi słyszy:
Nie, prosiłbym, żeby nie musieć o tym mówić, a jeżeli już to krótko.
Rozmówcy nie odpuszczają i Michnik dodaje faktycznie kilka ciekawych wątków ze swojej rodzinnej historii, wątków o których nie pokusił się napisać nawet biograf naczelnego Wyborczej - Roman Graczyk. A przecież ten temat ciągle nie został wyczerpany, nieprzypadkowo jeden z ojców założycieli III RP, nie chce się do końca z tego rozliczyć. Ozjasz Szechter więc jawi się w powojennej Polsce jako człowiek bez swojego naturalnego, lwowskiego środowiska, bez swoich dawnych towarzyszy, w obcej Warszawie, bez kompetencji zawodowych, z pracą którą znajduje dzięki znajomości z Edwardem Ochabem. Ojciec Michnika po prostu utracił gorliwość działacza, co jego syn wspomina m.in. tak:
Pamiętam dzień śmierci Stalina, cała Polska w żałobie, oczywiście ja też, sześć lat wtedy miałem. Organizowano takie spotkania w bloku, gdzie wszyscy opłakiwali towarzysza – językoznawcę, a ojciec nie poszedł na nie. Zapytałem, czemu nie idziesz, a on odpowiedział: wiesz, nie chce mi się. Leżał w łóżku i czytał jakiś kryminał po angielsku. Ja byłem zgorszony. On nie znosił ówczesnego klimatu.
To Szechter czuł się prawdziwym komunistą wobec tych nieprawdziwych, u władzy.
Pytania, które nie padają
Rzecz jasna najtrudniejsze wątki u Michnika nie są poruszane - nigdy. Ani w tym wywiadzie, ani w biografii Romana Graczyka, bo gdy można mówić o Ozjaszu czy o Helenie Michnik, to o przyrodnim bracie Adama - Stefanie, zawsze panuje naiwne milczenie albo sympatyczna lapidarność. Ale nie zmienia to faktu, że Michnik zdaje się bardziej otwierać w rozmowie z trójką redaktorów „Zdania” niż np. w wywiadzie jakiego naczelny Wyborczej udzielił Dominice Wielowieyskiej trzy miesiące temu.
W „Zdaniu” Michnik nie formułuje bieżących wytycznych politycznych, które przekazuje na spotkaniach z dziennikarzami, czytelnikami, w tekstach na łamach swojej prasy. Wobec trójki redaktorów nie jest fanatykiem i ideologiem, przyznaje, że „dzika kampania antyinteligencka i antysemicka” jest projektem PZPR, a nie - jak to w historiografii forsują dziś salonowi autorzy - współpraca czy mruganie okiem do „antysemickich” Polaków. Michnik oddaje prymasowi Wyszyńskiego przenikliwość w Liście biskupów polskich do niemieckich, PRL nazywa totalitarnym nawet po 1956 roku:
Jeśli sobie siądziesz i przeczytasz konstytucję, jaki był system polityczny, to był totalitaryzm. Totalitaryzm z wybitymi zębami. On nie kąsał już. Cała filozofia tego państwa była filozofią totalitarną. Praktyka była autorytarna, to się zgadza.
Michnik wymienia swoje autorytety (Kuroń, Modzelewski, Kołakowski), przyjaciół (Lipski, Toruńczyk, Lityński, Blumsztajn, znowu Kuroń), opowiada o zachwycie jakiego doznał wchodząc w Paryżu do środowisk emigracyjnych.
Znowu pewną bielszą kartą biografii Michnika, tymi lukami o które nikt nie pyta, a w biografii podsumowuje się zdawkowymi „jakoś tak wyszło”, są wyjazdy Adama Michnika na Zachód, bo przecież narracja jest taka, że rodzice nie dysponują wpływami ani pieniędzmi, jego samego władza nie lubi, a tutaj jako późny nastolatek, potem jako trzydziestolatek, leci do Paryża, poznaje ludzi „Kultury”, Sartre’a, innych, słowem: wchodzi na europejskie salony o których inni antykomuniści mogliby jedynie pomarzyć.
MIchnikowy PRL, PRLowski Michnik
Wkraczając jednak w rozmowę o latach 70-tych i późniejszych, aż po współczesność, rozmówcy dotykają najważniejszych punktów tożsamości po 1989 roku. Michnik zapewnia, że zbliżenie do Kościoła („Kościół, lewica, dialog”), to nie była tylko taktyka, bo on sam wierzy w istnienie Kościoła obskuranckiego, który odrzuca ale i w Kościół lepszy, z którym trzeba współpracować. Rozmówcy dywagują gdzie byłby dziś ks. Jerzy Popiełuszko - z Radiem Maryja czy ks. Alfredem Wierzbickim? Dość kuriozalne zagadnienie, bo tak bliski duchowo ks. Popiełuszce ks. Stanisław Małkowski jest dzisiaj tam gdzie jest - zesłany przez kardynała Nycza do duszpasterstwa wykluczonych, tak by nie zabierać głosu na krajowym forum.
U wieszcza III RP jest miejsce dla pewnej Polski - gdy opowiada on o Unii Wolności, albo o redakcji paryskiej „Kultury” Jerzego Giedroyca, o „Tygodniku Powszechnym”, o „katolicyzmie otwartym” w Laskach, ale też o Wyszyńskim, którego - zdaniem Michnika - wielu ludzi z jego obozu nadal nie rozumie. Założyciel „Wyborczej” potrafi też być krytyczny wobec własnego środowiska, np. Jana Tomasza Grossa.
Tak jak Janek Gross, mój przyjaciel, patrzył na świat przez „żydowskie okulary”. On też ma prawo. Niemniej to nie są jedyne okulary na świecie. Ja to tłumaczyłem Jankowi i on się oburzał: jak mogę pisać „żydowskie okulary”. Mówił: „ja mam okulary ileś tam dioptrii, a nie żydowskie”. Ja mówię: „Janek, pomyśl, historię Stanów Zjednoczonych – kraju, którego obywatelstwo masz, w którym lata całe żyłeś, tę historię inaczej opisze Amerykanin irlandzki, polski, żydowski czy włoski”. On to inaczej widział. Widział lincze, Ku Klux Klan, no taka jest prawda. U nas zresztą tych tematów żydowskich jest dużo. Ostatni zarzut, jaki nam można postawić, to taki, że nie pisaliśmy o anty- semityzmie. Pytanie tylko jak pisać. Jeżeli Janek mówi, że Polacy w okupacji zabili więcej Żydów niż Niemcy*, to ja twierdzę, że to jest idiotyzm i się z tym nie zgadzam. Będę polemizować i to mi też wolno.
Michnik wypowiada się także z uznaniem o pontyfikacie Jana Pawła II, sam siebie nazywa „niebezkrytycznym papistą-Wojtylistą”, nie podpisuje się pod oskarżeniami, że „Papież wiedział”. Rzecz jasna trudno uwierzyć, by naczelny Wyborczej doceniał w Papieżu Polaku to co doceniają katolicy, a jednak warto odnotować to samopostrzeganie Michnika. Ten wywiad ma cechy podsumowujące dorobek i życiorys publicysty, a więc jest to także przegląd negatywnych opinii o nim samym.
Jak ja gdzieś o sobie przeczytam, że byłem psem łańcuchowym Jaruzelskiego, to ja już nie czytam dalej. Bo mnie to nie interesuje, bo to jest bzdura. Jeśli ktoś powie, że ja przesadnie publicznie manifestowałem swoją znajomość, sympatię z generałem, to jest zarzut i wtedy da się rozmawiać. Problem polega na tym, że jest niesłychanie trudno udowadniać, że się nie jest wielbłądem. Więc nagle ja z jednej strony słyszę, że jestem różowym zdrajcą, a z drugiej, że mam poglądy amerykańskich neokonserwatystów, dlatego że, nie miałem racji i za- angażowałem się bardzo w interwencję w Iraku. Wtedy wydawało mi się, że to była decyzja mądra, ale się po prostu myliłem. A do tego dochodzi jeszcze ten typowy zestaw marcowych zarzutów.
Widać z powyższego, że rozmowa o Michniku nadal jest sprawą koncesjonowaną - można z nim rozmawiać o stosunku do Jaruzelskiego, nie można o wspomnianych przywilejach takich jak wyjazdy na Zachód czy szczegóły komunistycznego wychowania.
Dobry Jaruzelski i zły Kaczyński
Wkraczając w okres III RP, historia najnowsza oczami założyciela współczesnego Salonu jest już oficjalnie napisana. „Dobro” współczesnosci ma swoje imiona i nazwiska:
Najwięcej ta polska transformacja w tym co dobre zawdzięcza na pierwszym miejscu Michaiłowi Gorbaczowowi, a na drugim miejscu ex aequo Lechowi Wałęsie i Wojciechowi Jaruzelskiemu. Taka jest prawda.
I oto dochodzimy do ostatniej części wywiadu, która jest poświęcona właściwie… Jarosławowi Kaczyńskiemu. Michnik wierzy, że Polacy nie będą „pisowskim narodem”, IV RP jest jak Niemcy lat 30-tych, 500 plus to kupowanie wyborców, obecnie ma miejsce „endecki, klerykalny renesans”. To dlatego Michnik - także na łamach Wyborczej - studził nastroje antykościelne, np. w Strajku Kobiet, mówiąc o Kaczyńskim:
Ale on chciał bronić Kościoła, zbawienia duszy… Kompletny idiotyzm! On przecież chce przeobrazić konflikt polityczny w konflikt religijny. Na to nie można pozwolić.
Ta część rozmowy jest najbardziej jałowa intelektualnie, mantra straszenia końcem demokracji nie ma tu więcej polotu jak wypowiedzi krakowskich prawników dla TVN24, którzy od sześciu lat odmieniają słowo „autorytaryzm” przez wszystkie przypadki.
Czy Michnik przegrał?
Jednak w tym autoportrecie Michnika widać przede wszystkim jedną rzecz - Naczelny nie chce wyjść na radykała, nie chce totalnie odcinać się od polskości, próbuje zostać w roli wyważonego mędrca, który apeluje o dialog i wzajemne zrozumienie.
I to pragnienie Michnika - nie wiemy na ile szczere i prawdziwe - trzeba koniecznie zestawić z dziełem jego życia, z łamami Gazety Wyborczej. Z Lempartowym „w…rdalaj”, z usuwaniem kobiet na rzecz „osób z macicami”, z wściekle antykościelnymi atakami i oskarżeniami o pedofilię, z próbami usunięcia z listy lektur „W pustyni i w puszczy” oraz „Murzynka Bambo”, z apoteozami wobec Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka, z tropieniem antysemityzmu nawet w rzeczowej polemice z wyssanymi z palca założeniami Jana Grabowskiego. Jeśli Michnik jest aniołem kompromisu, człowiekiem otwartym na polskość i Kościół, to dlaczego jego autorzy, współpracownicy i czytelnicy są nieznoszącymi sprzeciwu hunwejbinami nienawidzącymi prawicy, konserwatystów, Kościoła i Polski?
Nie da się uniknąć stwierdzenia, że owoce Gazety Wyborczej kompletnie rozjeżdżają się z tym do czego wzywa jej szef. Gdzie na tych łamach niby jest dyskusja, kompromis, uznanie dla Jana Pawła II czy Prymasa Wyszyńskiego, gdzie sceptycyzm wobec tez Jana Tomasza Grossa? Jak to więc jest? Michnik kłamie w „Zdaniu”, udając umiarkowanego myśliciela i reformatora, czy po prostu cała jego filozofia dialogu była budowana na piasku i teraz się zwyczajnie rozpada? Może instrukcje Michnika są dla fajnopolactwa niezrozumiałe, a cały ten intelektualny ton o wybieraniu jakiejś sympatyczniejszej polskości rozbił się o roszczeniowość czytelników, którym przez lata wmawiało się, że są lepsi od reszty kraju?
Bez względu na to czy Michnik jest szczery, czy nawet z redakcją „Zdania” odgrywa jakąś rolę, czy wierzy w dialog, czy pod tym hasłem rozumie upokorzenie konserwatywnej Polski, jedno jest pewne: wizja „Demiurga” nie sprawdziła się. Polski Michnika nigdy nie było, nie ma i nie będzie.
*Chodziło o zdanie, w którym Gross przekonywał, że Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców - redakcja „Zdania” wydała sprostowanie w tej sprawie
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/556539-michnik-o-tezie-grossa-na-temat-holokaustu-idiotyzm