Kategoryczne wypowiedzi ministra Przemysława Czarnka wywołują furię po lewej stronie politycznego spectrum. Posłanka Dziemianowicz Bąk sugerowała nawet, że przez takie poglądy dzieci popełniają samobójstwa. W przekazie Lewicy nazwisko Ministra ma stać się straszakiem mobilizującym postępowy elektorat - czeka nas intensywna deklinacja słowa „Czarnek” we wszystkich odsłonach medialnych debat.
Czarnek będzie prowokował polaryzację, wskazywał patologie, wyraźnie zaznaczał granicę, próg, którego organizacjom LGBT nie będzie wolno przekroczyć. Właściwie to takiej retoryki resort edukacji dziś potrzebuje najbardziej - i to z dwóch powodów.
Przetrzymać presję
Po pierwsze - ideologizacja życia społecznego nasila się i przyspiesza. Podjęta w czwartek proaborcyjna rezolucja Parlamentu Europejskiego dotyczy nie tylko kobiet i prawa aborcji, ale również - a jakże - wprowadzania założeń genderowych. Oprócz gwarantowania prawa do aborcji, Europarlament chce zakazać terapii konwersyjnej dla homoseksualistów (dla dorosłych ludzi, którzy z własnej woli się na nią decydują!), ułatwić adopcję dzieci lub sztuczne zapłodnienie dla lesbijek i osób trans (!), wprowadzić powszechną, opartą o te założenia, edukację seksualną dla dzieci, zaś sam zakaz aborcji nazywa dyskryminacją ze względu na płeć (sic!). W dokumencie jest nawet wzmianka o „niektórych krajach”, które mają wobec aborcji bardzo restrykcyjne prawo - nietrudno z tego wyczytać zapowiedź nacisków na Polskę.
CZYTAJ TAKŻE:
Andrijanić: Europarlament stał się narzędziem narzucania ideologii aborcyjnej
Nonkonformizm w kierownictwie Ministerstwa Edukacji i Nauki będzie jasnym sygnałem: od polskiej młodzieży wara. Nie będzie dla lewackich edukatorów seksualnych miejsca w polskich szkołach, a przede wszystkim - nie będzie dla nich etatów opłacanych z budżetu państwa. Wściekłość środowisk postępowców wobec Ministra Czarnka będzie rosła, ale od tego powinien być minister - by swoją determinacją osłaniać podległą mu dziedzinę od nacisków, by zagraniczne podmioty nie widziały cienia możliwości w przemyceniu do edukacji swoich treści. A Czarnek nie wygląda na takiego, który by się zmartwił histerycznymi oskarżeniami tęczowych aktywistów albo czarnym PR, który zgotują mu mainstreamowe media.
Żadnych kompromisów z szaleństwem
Po drugie - wracając do konieczności stosowania stanowczej retoryki - każdy nietęczowy minister edukacji byłby atakowany. Wojna kulturowa jest totalna i zjada nawet nieradykalnych lewicowców, co pokazują wewnętrzne spory na Lewicy, w których nawet feministyczne aktywistki są już nazywane „transfobami”. Atak na Czarnka nie ustałyby, gdyby Minister zgadzał się na „tęczowe piątki”, automaty z prezerwatywami w szkołach i dziwne panie uczące obsługi zabawek seksualnych. To szaleństwo nie ma końca, nie ma granicy, nie zna kompromisów, a skoro tak - lepiej dawać mu odpór z podniesioną przyłbicą i na ubitej ziemi, niż cichutkim szemraniem pod nosem, że ideologia LGBT jest szkodliwa. Mowa tutaj będzie prosta: tak-tak; nie-nie.
Pytanie o kalkulację polityczną, o to czy twardy język ministra nie przyniesie sondażowych spadków to rzecz odrębna. Istnieje ryzyko, że lewicy skutecznie uda się wmówić, że nazywanie konkretnych ideologów LGBT szaleńcami dotyczy wszystkich osób homoseksualnych.
CZYTAJ KONIECZNIE:
9 ideologów LGBT, o których tęczowi nie lubią mówić
Istnieje ryzyko że tragedie rozstrojonych psychicznie młodych osób homoseksualnych będą cynicznie wykorzystywane do obwiniania ministra Czarnka, że łzy na wizji, jak z czasów Beaty Sawickiej, będą rysowały rząd PiS jako prześladowców. Ale jest i druga strona medalu - dyskusja o ideologii LGBT, o jej założeniach, o jej patologiach, o jej finansach i dramatycznych skutkach, dotrze do jeszcze większej ilości Polaków.
Bo w twardej debacie na temat tęczowej inżynierii społecznej to tęczowa lewica nie ma najmniejszych szans.
OBEJRZYJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/556270-na-ideologiczny-fanatyzm-ue-twardy-czarnek-jest-jak-znalazl