„Donald Tusk wchodząc do tej samej rzeki i mówiąc, że będzie tworzył nowy dom, mam wrażenie, że zapomina, iż on jakiś dom już wybudował. Lewica chce innego państwa niż proponuje PO, ale też innego państwa niż proponuje dziś PiS” – powiedział rano szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski. Takich głosów, niekoniecznie wyrażanych publicznie, jest z pewnością wśród polityków związanych z opozycją więcej. Nie tylko bowiem w Platformie są osoby sceptycznie nastawione do powrotu Tuska do polskiej polityki.
Jak na razie nie wiadomo czy były premier w ogóle wróci do politycznej gry na krajowym podwórku, ani jak miałoby do tego dojść. Nie wiadomo również jaką rolę miałby pełnić. „GW” i „Polityka” pisały kilka dni temu o scenariuszu, w którym Tusk miałby zastąpić Borysa Budkę w roli przewodniczącego partii. Dzisiejszy tekst autorstwa Łukasza Rogojsza opublikowany na portalu Gazeta.pl, pokazał, że były to plany pisane palcem po piasku.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Dlaczego opozycja nie czeka na Tuska?
I o ile Platforma Obywatelska jest podzielona w kwestii Tuska, to wydaje się, że reszta opozycji, choć nie formułuje takich opinii wprost, wcale nie czeka na powrót byłego premiera. Bo dlaczego by w ogóle miała?
Niektórzy komentatorzy, a także politycy, przekonują, że rolą byłego szefa Rady Europejskiej, gdyby ten wrócił do polskiej polityki, byłoby spojenie opozycji. Czy byłoby to jednak na tym etapie pożądane przez Lewicę, Ludowców czy Szymona Hołownię? Do wyborów wszak jeszcze daleko, choć niektórzy objazd premiera Mateusza Morawieckiego po Polsce odczytują jako szykowanie się Prawa i Sprawiedliwości do przyspieszonych wyborów. Z pewnością i tego nie można wykluczyć, choć wydaje się, że decyzja w tej sprawie nie została jeszcze podjęta. Tworzenie na tym etapie jakiegoś wspólnego bloku wyborczego (albo dwóch) byłoby dla mniejszych partii opozycyjnych zabójcze.
Ale dlaczego Szymon Hołownia, Włodzimierz Czarzasty i Władysław Kosiniak-Kamysz mieliby dzisiaj stanąć równo w rządku na zwołanie Tuska? Wydaje się, że najmniej powodów do radości z jego powrotu będzie miało Polskie Stronnictwo Ludowe, które przecież współtworzyło rząd z Platformą. Dlaczego? Bowiem z razem Tuskiem wróciłoby „osiem lat rządów PO-PSL”. Choć dzisiaj dla niektórych, zwłaszcza młodych, są to czasy wręcz prehistoryczne, to jednak nie wszyscy zapomnieli chociażby o podwyższeniu wieku emerytalnego. Tusk powracający do Polski musiałby zrobić coś, czego od momentu jego wyjazdu Brukseli się nie doczekaliśmy – musiałby rozliczyć się z lat, gdy był premierem. Zatem rykoszetem oberwaliby Ludowcy, którzy próbując tworzyć dziś nowy chadecki projekt, ponownie na chwilę zostaliby sklejeni z byłym premierem.
Powrotu Tuska do politycznej gry na polskim boisku z pewnością nie świętowałaby Lewica, która w ostatnim czasie weszła w ostry spór z „libkami” reprezentowanymi przez PO. Lewica zresztą buduje się słabością Platformy, a powrót Tuska – przynajmniej na papierze – może pomóc Platformie podnieść się z desek, a to niekoniecznie jest w interesie Lewicy.
W podobnej do Lewicy sytuacji jest Szymon Hołownia. Choć lider Polski 2050 ciepło wypowiada się o byłym premierze, to nie jest w jego interesie blatowanie się z Platformą pod wodzą Tuska. Zbyt bliskie relacje, a przecież politycy PO wielokrotnie dawali do zrozumienia, że obie partie powinny razem współpracować, mogą sprawić, że Hołownia ściągnąłby na siebie ciężar grzechów największej partii opozycyjnej. Tusk w takim „przekazaniu” win za byłe grzechy, tylko by pomógł. I w tym przypadku, Hołownia musiałby liczyć się z utratą wyborców, którzy porzucili Platformę nie widząc w niej partii, która może pokonać Jarosława Kaczyńskiego. Powrót Tuska mógłby, chociaż na chwilę, przywrócić im tę nadzieję.
Wspólna lista
W końcu jest kwestia wspólnej listy opozycyjnej, na której powstanie naciska Platforma. To zrozumiałe z punktu widzenia jej politycznych interesów. Taka lista cementowałaby jej pozycję jako lidera opozycji, a w razie wyborczej porażki, odpowiedzialność za nią ponoszą wszyscy. Dzisiaj jednak nie widać chętnych do tworzenia jednego bloku wyborczego. Prędzej dojdzie do stworzenia dwóch, gdzie po jednej stronie będzie Lewica, a po drugiej Platforma z Ludowcami i może z Hołownią. Tusk, gdy już uporządkowałby sytuację w Platformie, z pewnością przystąpiłby do realizowania tego scenariusza. To może nie wszystkim się spodobać. Pierwsze wątpliwości wyraził już Władysław Kosiniak-Kamysz, który w rozmowie z Onetem stwierdził, że jeżeli były premier będzie aspirował do tego, aby partie opozycje „rozstawiać po kątach”, to „nie wróży temu dobrze”.
Powrót Tuska z pewnością doprowadziłby do jeszcze większej polaryzacji na scenie politycznej. Były premier wracając do polskiej polityki, bez względu w jakiej roli, ściągnąłby do Platformy wyborców, którzy może nie wierząc już w możliwość wygrania przez tę partię wyborów, rozeszli się po innych ugrupowaniach. W końcu, powrót Tuska to powrót do „antyPiSizmu”, który oprócz najzatwardzialszych wyznawców już chyba wszystkich zmęczył. Ale i sam Tusk musi zdawać sobie sprawę z tego, że wracając do kraju, wcale nie zostanie przyjęty tak ciepło, jakby chciał.
Czy liderzy Lewicy, PSL i Polski 2050 zechcą wziąć w tej grze udział? Być może nie będą mieli wyboru.
CZYTAJ TAKŻE: Ale tak szczerze, to dlaczego akurat Tusk miałby być tym, który uratuje Platformę? Czy pokazał, że zna receptę na sukces?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/555805-holownia-lewica-i-psl-dlaczego-nie-kibicuja-tuskowi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.