Wydaje mi się, że należy to odbierać jako atak nawet szerszy niż na rząd Rzeczpospolitej, zaatakowano nasz kraj — mówi portalowi wPolityce.pl Michał Dworczyk, szef KPRM w pierwszym wywiadzie po kradzieży korespondencji z jego skrzynki mailowej.
CZYTAJ TAKŻE: W tygodniku „Sieci”: Cyberatak na polski rząd. To jeszcze nie koniec! Jesteśmy świadkami kolejnej odsłony cyberwojny
wPolityce.pl: Co pan ma sobie do zarzucenia w kwestii korespondencji, którą wykradziono z pana prywatnej skrzynki mailowej?
Michał Dworczyk: Zawsze można zrobić więcej by skrzynka pocztowa była lepiej zabezpieczona. By miała podwójną weryfikacje, być może powinienem używać tokenów, posiadać skrzynkę pocztową u innego dostawcy, część rozmów prowadzić z innej skrzynki. Pamiętajmy jednak, że hakerom udało się wkraść się do wielu polityków na służbowe i prywatne konta pocztowe, konta w social mediach, wejść do systemów rządowych wielu państw takich chociażby supermocarstwo jakim jest USA. Ja w ciągu ostatnich 9 miesięcy hasło zmieniałem 12 razy.
Wykradziona korespondencja i jej wybiórcza publikacja oraz narzucane interpretacje mają, jak rozumiem uderzyć nie tylko w Michała Dworczyka, szefa KPRM, a więc w centralną postać w strukturze rządu, ale w całą radę ministrów z premierem na czele?
Wydaje mi się, że należy to odbierać jako atak nawet szerszy niż na rząd Rzeczpospolitej, zaatakowano nasz kraj. Wiemy, że chodzi o tysiące kont pocztowych, oddzielnym tematem jest, nad iloma adresami mailowymi udało się hakerom zapanować i wykraść korespondencję. Pytanie jest w związku z tym jeszcze jedno, czy i kiedy te informacje zostaną wykorzystane. Dlatego w tej sprawie jako klasa polityczna powinniśmy być powściągliwi, nie dając satysfakcji prowokatorom. Choćby z tego powodu, że ten atak nie dotyczy wyłącznie polityków jednej strony sceny politycznej.
Opinia publiczna i politycy zastanawiają się, co jeszcze wycieknie „wycieknie” z poczty Dworczyka. Czego można spodziewać się w najbliższym czasie i jak traktować te materiały, które już pokazano na rosyjskim komunikatorze?
Przede wszystkim muszę podkreślić, że na mojej skrzynce, w wysyłanej przeze mnie korespondencji, nie było materiałów niejawnych: poufnych, zastrzeżonych, tajnych czy ściśle tajnych. Nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z zaplanowaną operacją, zorganizowaną przez obce służby.
Na czym polega pana przeświadczenie, że to operacja, a nie przypadkowe działanie?
Podstawą do manipulowania opinii publicznej są materiały wykradzione ze skrzynki mailowej, ale mamy dziś do czynienia z działaniami równoległymi. Wszystkie one mają na celu spowodowanie chaosu i dezorientacji w społeczeństwie.
Jak wygląda ten mechanizm?
Mamy do czynienia z trzema kategoriami „ujawnianych” treści. Po pierwsze - materiały całkowicie sfałszowane, wytworzone od nowa. Po drugie - materiały zmanipulowane, czyli prawdziwe, ale pokazane po tym, jak zaingerowano w ich treść. Po trzecie - mamy też materiały prawdziwe. Intencja wydaje się jasna, chodzi o wymieszanie prawdy z fałszem, co spowoduje dezorientację i chaos. To zagrożenie jest dodatkowo uwiarygadniane poprzez wykorzystanie kont w mediach społecznościowych, tak jak w przypadku profilu mojej żony, gdzie umieszczono sfabrykowane oświadczenie.
Czy wiedząc, jak jest tkana ta intryga, należy w ogóle analizować merytorycznie treść ujawnionych materiałów?
Komentowanie poszczególnych publikacji, czy to w mediach, czy poprzez kanały społecznościowe, a nawet popularne komunikatory, jest włączeniem się w realizację scenariusza atakującego. To on chce, by w Polsce toczyła się dyskusja wokół wskazanych przez niego zagadnień, żeby rosło napięcie. By media i służby zajmowały się tematami zastępczymi. To niewątpliwie ma odwrócić naszą uwagę od kwestii istotnych. A tych się dzieje wiele: sytuacja na Białorusi, Narodowy Program Szczepień, zbliżające się manewry wojskowe Zapad.
Wymieszanie prawdy z nieprawdą, a nawet wrzucenie jakiejś informacji oczywiście nieprawdziwej, co widać na pierwszy rzut oka jest klasyką sowieckiej manipulacji opisaną przez Władimira Wołkowa w książce „Montaż”. Chodzi o to, by skupić uwagę na niewątpliwym fejku, wtedy jest szansa, że mniej ordynarne manipulacje zostaną przyjęte za prawdę. Jak daleko w tym przypadku posuwają się agresorzy?
Wśród materiałów opublikowanych lub rozsyłanych mailem do tej pory rzeczywiście są takie, które nawet przeciętny czytelnik bez wahania wyłapuje jako absurdalne i w oczywisty sposób nieprawdziwe. Do mediów dodatkowo wysyłane są sfabrykowane i ordynarne materiały, których celem jest zdyskredytowanie mnie.
Czy możemy podać przykłady?
Do co najmniej jednej redakcji trafił filmik, który miał przedstawiać animację w domniemaniu mojej korespondencji z komunikatora. To była całkowicie wymyślona sfingowana dyskusja z homoseksualnym partnerem. By było bardziej sensacyjnie, zadbano o to, by poza naszą zmyśloną wymianą zdań dołożyć do tego rzekomo wymieniane przez nas pornograficzne fotografie. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim, w tym jednemu z tabloidów, że nie weszli w zaplanowaną operację.
Rzeczywiście, grubymi nićmi szyte. I uderzające nie tylko w polityka, ale w pana jako człowieka.
Tym bardziej, że to nie pierwszy raz, gdy takie sugestie padają. Dostałem także informacje, że takie treści, choć mniej wulgarne, były też rozsyłane z mojej poczty mailowej. W sposób oczywisty to sytuacja dla mnie niekomfortowa.
Do kogo ma trafić takie kłamstwo?
Tak jak wspomniałem wyżej. To jest zaplanowana operacja. Każdy z tych materiałów jest obliczony na konkretnego widza. Nawet te najbardziej, jak nam się wydaje, absurdalne znajdą grunt, na którym zakiełkują. Zawsze znajdzie się grupa odbiorców, najbardziej radykalnych, niechętnych np. mojemu obozowi politycznemu, która w te sensacje uwierzy, poda dalej, będzie wywoływać dyskusję generując ruch w sieci. Zasięgi będą rosły, zamieszanie będzie się zwiększało. Na tym polega właśnie dezinformacja i prowokacja.
A które informacje mogły odbiorcę wprowadzić w błąd? W jakie manipulacje mógł uwierzyć?
Wśród zaatakowanych skrzynek mailowych na serwerach Wirtualnej Polski znalazły się także adresy pani poseł Ewy Szymańskiej, prezesa Fundacji Solidarności Międzynarodowej Rafała Dzięciołowskiego oraz jednej z białoruskich dziennikarek pracującej kiedyś w białoruskim Radiu Racja. Prezes Dzięciołowski, którego fundacja zajmuje się wspieraniem białoruskiej opozycji otrzymał niepokojący sygnał od znajomego z Kijowa, że z jego poczty rozsyłana jest korespondencja, w której miał krytycznie oceniać „nadmierne zaangażowanie Polski we wspieranie wolnych mediów na Białorusi”. Równocześnie na profilu facebook byłej dziennikarki radia Racja pojawiła się informacja, rzekomo napisana przez nią, że straciła pracę dlatego, bo rząd polski wycofuje się ze wspierania środowisk opozycyjnych w Mińsku. W tym samym czasie na profilu facebook Rafała Dzięciołowskiego pojawił się, rzekomo udostępniony przez niego wpis pani poseł Szymańskiej, która z jednej strony krytykuje „zbyt kosztowną polską pomoc dla Białorusi”, a z drugiej strony ma sporo zastrzeżeń do działań w czasie covidowym podejmowanych przez wiceministra zdrowia Waldemara Kraskę. Przypisano jej twierdzenie, że „pieniądze, które idą na Białoruś powinny być wykorzystane na walkę z pandemią”, czego ona nigdy nie napisała. Należy do tego dołożyć jeszcze opublikowany ostatnio na Telegramie materiał sugerujący że „wspieranie Białorusi traktujemy instrumentalnie, a w rzeczywistości chodzi nam o pozyskiwanie taniej siły roboczej”.
Widzimy tu szereg działań związanych z tematyką wschodnią. Czy widzi pan związek pomiędzy atakiem na siebie i wieloletnią pańską pracą na rzecz demokratycznych społeczeństw za naszą wschodnią granicą?
Proszę spojrzeć na całą przedstawioną powyżej sekwencję zdarzeń. Trudno traktować te fakty, a jest ich - dodam - więcej, jako zbieg okoliczności. Nie można oczywiście w tym kontekście nie przypomnieć o moim, blisko 20-letnim zaangażowaniu we wspieranie demokratycznych przemian na Białorusi, a także 11-letnim zakazie wjazdu na teren Białorusi i Federacji Rosyjskiej z tego powodu. Odpowiadając więc na pana pytanie, należy to brać pod uwagę.
Z oświadczenia Jarosława Kaczyńskiego, wicepremiera ds. Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych wynika jednoznacznie, że „że atak cybernetyczny został przeprowadzony z terenu Federacji Rosyjskiej”. Co, poza przytoczonymi faktami, na to wskazuje?
Przede wszystkim nasze służby ustaliły, że atak nadszedł z tego obszaru. Ważne są także kwestie językowe, pewne rusycyzmy w publikowanych informacjach i wreszcie metadane w części modyfikowanych plików. Więcej na teraz powiedzieć nie można, jest to przedmiotem śledztwa. Ostateczne wnioski będzie można formułować na dalszym jego etapie.
Jak doszło do przejęcia pańskiej korespondencji? WP twierdzi, że żadnego włamania nie było, tę wersję podgrzewa także Gazeta Wyborcza, że to raczej zemsta byłego współpracownika. W którą wersję wierzyć?
Rzecznik ministra koordynatora wydał w tej sprawie jednoznaczne oświadczenie, te media - delikatnie mówiąc - mijają się z prawdą. A jak do tego doszło, to szczegółowo ma wyjaśnić postępowanie prowadzone przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Rozmawiał Marcin Wikło
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/555525-dworczyk-dla-wpolitycepl-atak-hakerow-to-nie-przypadek