Były premier najbardziej się boi kompromitacji własnego mitu, więc jeśli zauważy nadmierne ryzyko, może się wycofać.
Nie strasz, nie strasz, bo się… - to znane powiedzonko można by przypomnieć wszystkim tym, którzy od kilku dni prowadzą wielką medialną operację sprowadzania do Polski Donalda Tuska. Po to, by ponoć uczynić go przewodniczącym PO, a przynajmniej p.o. przewodniczącego PO. Tusk ma przede wszystkim wystraszyć konkurencję po stronie opozycji, a najbardziej Szymona Hołownię. A we własnych szeregach – Rafała Trzaskowskiego, żeby nie podskakiwał. Rządzących Tusk nie wystraszy, gdyż nie boją się obecnego przewodniczącego Europejskiej Ludowej.
Podstawowym problemem PO (KO) jest to, że mało kto traktuje poważnie jej przewodniczącego Borysa Budkę. A nawet można powiedzieć, że rywale z innych opozycyjnych partii robią sobie z Budki jaja. Podobnie jak część polityków PO. Ktoś taki długo nie pociągnie partii, która od zawsze chciała uchodzić za poważną. No i partia, z której przywództwa wszyscy robią sobie jaja nie bardzo się nadaje na siłę jednoczącą całą opozycję. Tusk ma sprawić, że to Platforma będzie sobie robić jaja z innych. Tym bardziej że od dwóch lat były premier nie robi nic innego poza jajcarstwem, z tym, że dość siermiężnym, a wręcz paździerzowym.
PO pod przywództwem Borysa Budki desperacko walczy o to, by być poważnie traktowaną. A rezultat jest równie mizerny jak aktorskie popisy Klaudii Jachiry. Przyjdzie Tusk i wyrówna – zdają się mówić zwolennicy byłego premiera, licząc na jego retoryczną sprawność i zdolność onieśmielania takich politycznych leszczy, jak Szymon Hołownia. Przy Tusku ma się on prezentować jak rozchwiany emocjonalnie dzieciak, kim faktycznie jest, tylko brakuje odpowiedniego tła, żeby to pokazać. Były premier i przewodniczący Rady Europejskiej ma być dla Hołowni tłem równie poważnym jak czołg Leopard wobec starej tankietki.
Ci, którzy Tuska lansują, spodziewają się, że Hołowni, Kosiniakowi-Kamyszowi czy nawet Budce będą drżeć kolana i zaczną się jąkać. A taki Rafał Trzaskowski przestanie być otwarcie bezczelny, bo w rządzie Tuska raczej stawał do raportu niż się popisywał. Chyba tylko Włodzimierz Czarzasty nie pęknie przed wielkim człowiekiem z Brukseli, bo on im większy „autorytet” ma przed sobą, tym bardziej go korci, żeby z niego drzeć łacha. Ale nawet Czarzasty nie będzie mógł przy Tusku tylko kpić. Plan jest taki, żeby Tusk przywrócił PO i jej politykom powagę. A wewnętrznych i zewnętrznych rywali po tej samej, opozycyjnej stronie ma onieśmielać.
Kiedy Donald Tusk bywał w Polsce rzadko, a jeszcze rzadziej dzielił się z narodem swymi złotymi myślami z bakelitu, był oczywiście traktowany poważniej. Kiedy będzie urzędował w Polsce i często dzielił się swoimi wątpliwymi przemyśleniami, jednak przestanie wzbudzać respekt. Bo Tusk po swoich europejskich przygodach to już dawno nie jest Zeus miotający pioruny, tylko co najwyżej Zeusek gromowaładniutki. Może robić wrażenie na Hołowni czy Budce, ale przeciętny opozycyjny cynik ma mądrości Tuska tam, gdzie pan może pana majstra pocałować (wężykiem).
Gdyby plan z Tuskiem został zrealizowany, na początku oczywiście jakiś efekt będzie, zapewne także w sondażach. No, bo Tusk to jednak nie Budka, ani nawet nie Trzaskowski. Ale jak już Polacy się do tego politycznego mebla przyzwyczają, a on sam przestanie ekscytować, zaś wiele mówiąc zacznie irytować, to już tak słodko nie będzie. Tym bardziej że do wyborów daleko i obecność Tuska wcale nie sprawi, że będą szybciej. Odwrotnie – brykającym posłom z Porozumienia, na czele z ich liderem Jarosławem Gowinem, przejdzie ochota spiskowania wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, bo przecież dobrze znają metody Tuska. Po kilku miesiącach Tusk będzie się robił coraz bardziej kieszonkowym mężem opatrznościowym i będzie coraz bardziej poirytowany. A ci wszyscy, którzy musieliby się usunąć z pierwszej linii, zaczną wyrażać swoje niezadowolenie i tęsknotę za czasami miłego bezhołowia Budki.
Donald Tusk nie jest aż tak zakochany w sobie (w przeciwieństwie do Budki, Trzaskowskiego czy Hołowni), żeby nie dostrzegać pułapek, gdyby zdecydował się odzombić Platformę. Tym bardziej że jest to jego ostatnia poważna rola. Jeśli jej nie udźwignie, żaden reżyser pierwszoplanowej już mu nie powierzy. Chyba że w jakimś amatorskim teatrzyku. A sam Tusk najbardziej się boi kompromitacji własnego mitu. Postraszyć politycznych leszczy zapewne może przez jakiś czas, ale to chyba wszystko, co może osiągnąć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/555391-gdyby-tusk-wrocil-moze-postraszyc-leszczy-z-opozycji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.