„Uspokoić Niemcy. Załatwić problem Rosji. Zając się Chinami” – tak brytyjski publicysta Edward Lucas podsumował cele europejskiego tournée Joe Bidena, rozpoczętego dwa dni temu szczytem G7 w Kornwalii, i które zakończy się jutro, spotkaniem prezydenta USA z gospodarzem Kremla Władimirem Putinem. Jeszcze przed wizytą w Europie, Biden nie krył, czego chce od swoich, przede wszystkim zachodnioeuropejskich partnerów: zbudowanie koalicji przeciwko Chinom. Jest to cel nadrzędny dla amerykańskiej administracji. W przeciwieństwie do swojego poprzednika Donalda Trumpa, Biden jest przekonany, że USA nie poradzą sobie same z problemem rosnącej potęgi Chin. Potrzebują sojuszników. Nie tylko w rejonie Azji i Pacyfiku ale także w Europie. A ci są tradycyjnie trudni.
Urobić Europejczyków
Szczególnie Niemcy, którzy traktują Chiny przede wszystkim jako rynek zbytu, m.in. dla swoich samochodów. I nie chcą z niego zrezygnować. Ale podobnie ambiwalentny stosunek do Chin ma wiele innych państw Europy. Dowodem tej postawy jest umowa inwestycyjna z państwem środka, zawarta w grudniu 2020 r., tuż przed inauguracją Bidena. Jej ratyfikacja jest obecnie zawieszona, z powodu zastrzeżeń Unii Europejskiej wobec łamania praw obywatelskich m.in. w Hong Kongu, a także agresywnych działań dyplomatycznych Pekinu. Nie ma jednak wątpliwości, że Bruksela do niej wróci. Chiny to – jak podkreśliła kanclerz Angela Merkel – zbyt duży gracz, by go ignorować. A chiński rynek pozostaje nieodkrytym eldorado dla europejskiego przemysłu. Tych trudnych partnerów prezydent USA starał się urobić – najpierw na G7, potem na szczycie NATO oraz szczycie UE-USA. Była mowa o szczepionkach dla biednych państw, w odpowiedzi na chińską ofensywę szczepionkową, o inwestycjach w infrastrukturę na poziomie globalnym, jako przeciwwaga dla Nowego Jedwabnego Szlaku, o większej współpracy handlowej UE-USA i przeciwdziałaniu chińskim cyberatakom.
W ramach przeciągnięcia Niemiec na swoją stronę, Biden dał wcześniej zielone światło dla projektu Nord Stream 2. Sankcji nie będzie. Waszyngton uznał, że skoro gazociąg jest już prawie ukończony, a sankcje nie powstrzymały jego budowy, to jest on niepotrzebną kością niezgody w relacjach z Berlinem. Z tą przeszkoda usuniętą, przekonanie Niemiec do twardszej postawy wobec Chin będzie łatwiejsze. Podobnemu celowi służy spotkanie z Putinem: zneutralizowania ryzyka trwałego sojuszu rosyjsko-chińskiego i niekończącego się konfliktu z Moskwą. Administracja Bidena przekonuje, że niewiele oczekuje, oprócz ewentualnego ustanowienia normalnych stosunków, znalezienia pól współpracy „tam gdzie się da”. W rzeczywistości jest to oczywiście próba resetu, podobna do tych podejmowanych wcześniej przez George’a W. Busha, Donalda Trumpa, czy Baracka Obamę. Trump mówił niezwykle ciepło o Putinie podczas ich jedynego spotkania w Helsinkach w 2018 roku. Administracja Obamy otwarcie wyraziła nadzieję na „reset” i poprawę stosunków z Moskwą. A George W. Bush twierdził, że spojrzał gospodarzowi Kremla „w oczy” i „uznał go za człowieka bardzo prostolinijnego i godnego zaufania”. Niestety Kreml nie odwzajemniał tych ciepłych uczuć.
Kolejny, ryzykowny reset
Mimo tego Biden podejmie kolejną próbę, bowiem Kreml to z perspektywy administracji w Waszyngtonie kolejny problem, który odwraca jej uwagę od kwestii nadrzędnej: rywalizacji z Chinami. Lepiej więc jakoś się z Putinem ułożyć, ustanowić współpracę na bazie czysto transakcyjnej – „coś za coś”, byle nie wikłać się w kolejny, męczący konflikt z Rosją. Wspólny zachodni blok przeciwko Chinom, spokój na Wschodzie. Taka jest kalkulacja Waszyngtonu, bez wątpienia niekorzystna dla Polski. Nie jesteśmy już uprzywilejowanym partnerem USA, jakim byliśmy za prezydentury Trumpa, i musimy się z tym jakoś pogodzić. „Korporacyjne Niemcy” – jak pisze Edward Lucas – „znów definiują transatlantycką politykę bezpieczeństwa”. Wobec amerykańskiej strategii, ukierunkowanej na Chiny, schodzimy na dalszy plan. Do tego Amerykanie usiłują osłodzić swoim zachodnioeuropejskim partnerom współpracę retoryką opartą na „wspólnych wartościach”, takich jak prawa człowieka, i całej reszcie lewicowo-liberalnej ideologii. Zachód to jeden zwarty blok –brzmi przekaz – zjednoczony myślą i czynem. Kto do niego nie pasuje, będzie piętnowany. W konsekwencji podczas gdy trwał szczyt UE-USA ambasada amerykańska w Polsce raczyła nas kolejnymi tweetami o prześladowanych homoseksualistach.
Pozostaje pytanie czy strategia Bidena może okazać się skuteczna. Odpowiedź brzmi: raczej nie. Żadne ciepłe słowa nie przekonają Rosji do zaprzestania agresywnych działań. Dają one Rosji miejsce przy stole negocjacyjnym, a narracja o złym Zachodzie dobrze się sprzedaje na wewnętrznym rynku, wzmacniając władzę Putina. Zbyt dobrze by z niej zrezygnować. Współpraca z USA, oraz szeroko pojętym Zachodem, nie leży więc w interesie Kremla. To, że Biden chce „spokoju na Wschodzie” jeszcze nie oznacza, że go będzie miał. Sygnały płynące od zachodnioeuropejskich partnerów także nie są zachęcające. Podczas szczytu NATO podkreślili oni, że nie chcą „zimnej wojny” z Chinami. Obecny status quo jest wygodny, szczególnie dla Niemiec, jest więc mało prawdopodobne, że dadzą się tak łatwo wciągnąć w rywalizację z państwem środka. Najbardziej przychylne USA państwa leżą na północy i wschodzie Europy, są to państwa nordyckie, bałtyckie, oraz Polska właśnie. Niemcy mają taki stosunek do USA jaki my mamy do Niemiec: widzą w nim niewygodnego i aroganckiego patrona. Przypomnijmy jak dla Obamy skończył się reset z Rosją: agresją na Krym i bezczynnością wobec tego faktu zachodniej Europy z Niemcami na czele, które już wtedy budowały Nord Stream 2 i wolały dalej stawiać na dialog z Kremlem. Początek prezydentury Bidena dał „łatwą” odwilż w stosunkach z europejskimi stolicami. Wystarczyło zmienić styl. Na długą metę to jednak nie wystarczy.
Możliwe więc, że Biden się szybko rozczaruje i będzie musiał skorygować swoją politykę. Pozostaje nam czekać na ten moment ze świadomością, że Ukraina jest w o wiele trudniejszym położeniu od nas. Putin już straszył zatrzymaniem tranzytu gazu przez ten kraj, gdy tylko ruszy Nord Stream 2, a „rekompensaty” oferowane władzom w Kijowie przez Berlin i Waszyngton pozostają mgliste. Nie rozwiążą one zresztą problemu, który gazociąg stanowi dla bezpieczeństwa Ukrainy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/555009-europejskie-tournee-bidena-czego-usa-chca-od-europy