Mała, separatystyczna Naddniestrzańska Republika Mołdawska wśród nielicznych turystów uchodzi za skansen komunizmu, który warto obejrzeć. Taka opowieść stała się niejako wiralem, przedostając się do przewodników, internetowych relacji i do codziennych rozmów, także w samej Mołdawii. W Naddniestrzu można także wykupić wycieczkę śladami Sowietów. Wszystko to jest tak nieprawdziwe, że aż trudno uwierzyć, że nawet goście tutejszego parapaństwa wyjeżdżają z takim przekonaniem.
Narracja dla naiwnych
Owszem, w kraju nie brakuje pomników Lenina, nawet w wioskach znajdzie się kamienną głowę Marksa, po miasteczkach spaceruje się ulicami Lenina, Żukowa czy Liebknechta, a liczne pomniki i tablice upamiętniające Wielką Wojnę Ojczyźnianą czy poległych w Afganistanie, są zadbane, odnowione i zazwyczaj towarzyszą im świeże kwiaty.
Ale na tym ten niby skansen komunizmu się kończy. No może jeszcze fakt, że jeżdżą tam czasem stare żiguli czy ziły, ale też bez przesady - pieniądze zarobione w Rosji pozwalają się dobrze usytować. Jest za to cały pakiet cech, który przeczą rzekomej nostalgii za komunizmem. Nowoczesne, choć nieliczne, kawiarnie i restauracje, w wysokim stopniu skomputeryzowane banki (choć czasem reklamujące się plakatami na wzór sowiecki), a także budujący się w Tyraspolu nowy wielki apartamentowiec, jakiego nie zobaczy się nawet w Warszawie to tylko najbardziej widoczne przykłady kapitalistycznych reguł gry. Starsi ludzie czasem wspominają sowieckie czasy życzliwie, ale to powszechny schemat na wielkiej przestrzeni od Cieśniny Beringa po Bałtyk i Morze Czarne. Codzienne życie w miastach jest po prostu biedniejszą wersją życia na Zachodzie.
Kapitalistyczne rubieże imperium
Wychodząc więc z mirażu Naddniestrza jako komunistycznej bajki należy wskazać na jakiej opowieści parapaństwo się trzyma. Gigantyczny pomnik konny generalissimusa Aleksandra Suworowa w centrum stolicy przypomina o podbojach imperium rosyjskiego czasów Katarzyny Wielkiej, na banknotach naddniestrzańskich rubli jest Suworow, Rumiancew, a więc budowniczowie i dowódcy potęgi Romanowów, Dymitr Kantemir, czyli mołdawski hospodar który poddał swoje księstwo wpływom rosyjskim oraz Taras Szewczenko jako przedstawiciel regionalnej kultury. Od lat 90tych odbudowują się cerkwie, zwrócone po czasach komunistycznych gdy pełniły funkcje magazynów czy warsztatów naprawczych, od 1998 roku duchowni wydają gazetę „Prawosławne Pridniestrowie” w której wspomina się także ofiary Związku Sowieckiego (oczywiście wybiórczo). Starsi mówią, że ich ojczyzną jest ZSRS albo że są „tutejsi”, młodsi nazywają się już Pridniestrowcami („Naddniestrzanami”).
Ślad Wielkiej Rosji
Jeszcze więcej znaków świadczy o tym, że tożsamościowy eksperyment nad Dniestrem, polega nie na podtrzymywaniu mitu Związku Sowieckiego, ale na budowaniu świadomości… wielkorosyjskiej. W szkołach uczy się, że Lenin był odważny, a Wielka Rewolucja Październikowa co prawda trochę ofiar przyniosła, ale nie da się - zdaniem tutejszej edukacji - zaprzeczyć, że przyniosła niesamowity postęp gospodarczy. To chwalenie XX wiecznego totalitaryzmu jest dodatkiem do całościowej koncepcji Naddniestrza jako zapomnianych rubieży Świata Rosyjskiego, które czekają na powrót imperium.
Przyjeżdżam tutaj oddychać prawdziwym wielkorosyjskim powietrzem
-wspominał mi kiedyś rosyjski nacjonalista z Moskwy, którzy przylatuje tu co jakiś czas. Ludzie tutaj są bardzo życzliwi, a jednak w niektórych aspektach mieszkańcom załącza się gniew powiązany z - niekiedy agresywnym - rozżaleniem.
Co wam się nie podoba w Nord Stream (Северный поток)? Podłączcie się od Niemców i już!
-patrzy mi głęboko w oczy urzędnik tutejszej administracji. To takie pytania zdradzają Putinowski światopogląd. Dlaczego Biden obraża Putina, nazywając go zabójcą, dlaczego Zachód chce wojny z Rosją (sic!), dlaczego w Polsce burzy się pomniki wyzwolicieli, dlaczego Unia Europejska nie chce kupować Sputnika? Na te pytania rozmówcy spodziewają się nie odpowiedzi a potwierdzenia: zdradziecki, niewdzięczny świat nie chce ich ojczyzny zostawić w spokoju, nienawidzi jej, niszczy ją intrygami i ekonomią. Trudno się dziwić, że gdy w tym spokojnym małym narodzie ogłoszono zaciąg na rosyjską rewolucję w ukraińskiej Odessie w 2014 roku, zgłosiło się - według nieoficjalnych pogłosek - ponad 1000 ludzi. Wieloletnie oczekiwanie na powrót imperium, podsycane co jakiś czas wrzucanymi wieściami o „intrygach” Zachodu, a także autentycznymi trudnościami codzienności (nieformalna ale faktyczna granica z pozostałą częścią Mołdawii), zdają się być przygotowaniem, że owe „kiedyś” nastąpi.
Teza o wielkorosyjskiej tożsamości tutejszych ludzi pozwala się przyjrzeć jaki byłby idealny model Rosjanina - jak Putinowsko-Duginowski schemat wygląda w praktyce. I tak oto w dobie coraz częstszych przebąkiwań o agresji Kremla na państwa bałtyckie tutaj można nasłuchać się opowieści, że „Rosja jest gotowa się bronić”, a „Putin nie odda ojczyzny”.
OBEJRZYJ ROZMOWĘ Z MARKIEM BUDZISZEM:
W mentalności, której tworzenie wróciło wraz z objęciem władzy przez Putina, jest jeszcze jedna cecha. Obywatel „ruskiego mira” ma mieć pojęcie o świecie nieprzystawalne do świata Zachodniego. Ma mieć wdrukowane tezy, które w zderzeniu z naukami historycznymi i politycznymi, wywołają odruch sprzeciwu. To właśnie tą drogą poszedł ostatnio Łukaszenka, gdy 17 września ogłosił świętem na Białorusi - po sprawniu mózgu w uroczystościach antypolskich, trudniej będzie porozumieć się z Polakiem, gdy ten wyciągnie rękę do swojego wschodniego sąsiada.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Łukaszenka zarządził: Białoruś będzie świętować 17 września
W supermobilnym świecie, gdzie w kilkanaście godzin można znaleźć się na drugim końcu globu druty kolczaste nie mogą być z żelaza, a w izolowaniu nie pomoże też żaden berliński mur.
Nowe zasieki stawia się teraz wokół bańki informacyjnej, rozciąga się je w głowie tak, by ich przeskoczenie wiązało się z wyparciem samego siebie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/554978-mit-naddniestrza-czyli-nie-komunizm-a-czekanie-na-imperium