„PiS ma chyba wystarczająco dużo problemów ze swoimi formalnymi koalicjantami, a tu ma miejsce ściąganie kolejnego, bardzo odległego od PiS-u w wielu kwestiach partnera. Nawet jeśli nie będzie on de iure koalicjantem, to może tylko przyczynić się do wrażenia chaosu. PiS podejmuje ryzyko, takie doraźne gry partyjne w Sejmie mogą oznaczać więcej zamieszania niż pożytku, bo przecież per saldo tego problemu PiS-u na sali sejmowej to porozumienie nie przesądzi” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Jarosław Kaczyński i Paweł Kukiz na wspólnej konferencji prasowej przybliżali szczegóły zawartego porozumienia programowego. Co zawarcie takiego porozumienia oznacza dla polskiej sceny politycznej?
Prof. Rafał Chwedoruk: Absolutnie nic, ponieważ ten mariaż nie rozwiązuje żadnego strukturalnego problemu PiS-u – ani problemu z demograficzną strukturą elektoratu, ani problemu mobilizacji opozycji, ani nawet tego doraźnego problemu posiadania większości mandatów w Sejmie, ponieważ liczba posłów skupionych wokół Pawła Kukiza nie rekompensuje możliwych start PiS-u, zarówno związanych z ewentualną utratą środowiska Jarosława Gowina, jak i Zbigniewa Ziobry. Zatem najpewniej jest to tylko doraźny instrument nacisku na wspomnianą dwójkę koalicjantów. Gdyby potraktować serio to, co tam widzimy, to wielu obserwatorów powinno się załapać ze zdumienia za głowę, bo oznaczałoby to, że niewielkie koło sejmowe jest zdolne wymusić na partii sprawującej władzę w Polsce zapowiedź reform o charakterze konstytucyjnym, ponieważ zmiana ordynacji wyborczej w wyborach do Sejmu bardzo możliwe, że musiałaby się wiązać ze zmianą ustawy zasadniczej. Skądinąd wynik wyborów w Rzeszowie pokazał, że wprowadzenie JOW-ów w jakiejkolwiek postaci, byłoby dla PiS-u absolutnym strzałem stopę, ponieważ przy zdolności mobilizacyjnej obecnych partii opozycyjnych, to większości takich jednomandatowych okręgów, nawet na terenach postrzeganych w makroskali jako tereny bliższe PiS-owi, prawica byłaby skazana na porażkę. Natomiast oczywiście pewnie bardziej należy spodziewać się sytuacji, kiedy ta kwestia ordynacji wyborczej i to, co napisano w porozumieniu na jej temat, będzie warte tyle samo, co analogiczne porozumienie zawarte wcześniej w ramach Koalicji Polskiej. Cała ta sytuacja nie wystawia zbyt poważnego świadectwa polskiej polityce. PiS ma chyba wystarczająco dużo problemów ze swoimi formalnymi koalicjantami, a tu ma miejsce ściąganie kolejnego, bardzo odległego od PiS-u w wielu kwestiach partnera. Nawet jeśli nie będzie on de iure koalicjantem, to może tylko przyczynić się do wrażenia chaosu. PiS podejmuje ryzyko, takie doraźne gry partyjne w Sejmie mogą oznaczać więcej zamieszania niż pożytku, bo przecież per saldo tego problemu PiS-u na sali sejmowej to porozumienie nie przesądzi.
Może jednak PiS zrealizuje część postulatów Kukiz’15? Wprowadzenie ordynacji mieszanej w wyborach do Sejmu rzeczywiście byłoby bardzo trudne, ale mowa jest i o innych projektach, jak ustawa antykorupcyjna, ustawa o dniu referendalnym, ustawa o sędziach pokoju.
Być może tak, natomiast nie wchodząc w szczegóły poszczególnych zapowiedzi tych reform, mam jednak wrażenie, że żadna z nich nie odnosi się do takich kwestii, które są fundamentalne dla tych segmentów elektoratu, od których będzie zależał los PiS-u. Nawet gdyby zrealizować te reformy, to przecież ich efekty będą widoczne w bardzo dużym horyzoncie czasowym. Można się zastanawiać, na ile ta cała sytuacja to jest manifestacja atrakcyjności PiS-u dla różnych podmiotów, a na ile PiS ryzykuje tym, że stanie się powoli miejscem agregacji różnych politycznych desperatów, którzy zagrożeni są niebytem w kolejnych wyborach. To jest jedna ze zmór polskiej polityki – wchodzenie na plecach większej formacji do Sejmu. Skądinąd tak wygląda to także w Koalicji Obywatelskiej, na Lewicy i w Koalicji Polskiej. Nie sądzę zatem, żeby cały mariaż z Kukizem był istotną informacją, która jakoś wpłynie na przyszłość prawicy.
To pana zdaniem po co to PiS zdecydował się podjąć temat porozumienia z Pawłem Kukizem? Chodzi tylko i wyłącznie o nacisk na koalicjantów w ZP?
Tak. Zauważmy, że każdy upływający dzień, zbliżający nas do kampanii wyborczej przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi, to dzień pogarszający sytuację koalicjantów PiS-u, ponieważ nie ma miejsca na prawicy poza PiS-em – pomijam tutaj Konfederację, bo to jest jednak elektorat o innej strukturze, czym innym motywowany itd. Bardzo wyraźnie widać, że PiS przyjęło długoterminową strategię wobec swoich koalicjantów, wynikającą z kwestii owego upływu czasu. Coraz większa cześć posłów, radnych, działaczy związanych z Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobrą, będzie zadawać swoim liderom pytania nie o teraźniejszość, tylko o to, co będzie jutro – „Na jakich listach wyborczych będziemy? Co z naszych mini-imperiów politycznych, powstałych dzięki współrządzeniu z PiS-em, zostanie po kolejnych wyborach?”. W sytuacji bipolaryzacji polityki, możliwości tutaj są tylko dwie – można startować z list PiS-u, albo z list zjednoczonej opozycji, czy jakiegoś z głównych podmiotów opozycyjnych, jeśli opozycja ponownie będzie szła w wielopartyjnej, konkurencyjnej formule. Każdy upływający dzień bez jasnej odpowiedzi, co dalej, będzie osłabiał liderów SP i Porozumienia, aż do momentu, w którym PiS będzie mógł powiedzieć: „Tak, bardzo chętnie będziemy budować Zjednoczoną Prawicę, ale nie z liderem, który stoi na czele danej formacji”. Czterech posłów od Kukiza już oznacza, że być może Jarosław Gowin, nawet przechodząc na drugą stronę, nic by nie zmienił w skali poparcia w Sejmie.
Czyli jednak to porozumienie według pana ma jakiś sens. Zabezpiecza PiS przed skutkami ewentualnego przejścia na przykład Jarosława Gowina na stronę opozycji. Ale to też tylko w wypadku, jeżeli na taki ruch zdecydowałby się sam Jarosław Gowin, ewentualnie z niewielką grupą posłów Porozumienia.
Ta czwórka posłów Kukiz’15 miałaby wówczas znaczenie, pod warunkiem, że PiS mógłby być pewny postępowania tej grupy posłów. Pamiętajmy, że każda formacja, co naturalne, ostatecznie będzie się orientowała na swoje interesy. Zmiany w sondażach itd. mogą stworzyć wiele nowych okoliczności. Zatem to porozumienie raczej widziałbym w kategoriach przede wszystkim krótkoterminowych, jako kolejny przyczynek do tego, iż liderzy dwóch koalicyjnych formacji PiS-u będą coraz bardziej izolowani w stosunku do głównych osi sporu w polskiej polityce. Siedzenie okrakiem na barykadzie jest krótkoterminowe. Gdy przychodzi kampania wyborcza i wielka bipolaryzacja, to tak naprawdę trzeba być po którejś ze stron.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/554800-po-co-pis-porozumienie-z-kukizem-prof-chwedoruk-odpowiada