Młodzi aktywiści myślą, że ich partyjne i medialne elity, chcą tego samego co oni - realizacji tęczowych postulatów, programów ekologicznych i demontażu społecznej hierarchii. Tymczasem po szaleństwie Strajku Kobiet establishment III RP uznał, że swojej młodzieży za bardzo popuścił smyczy i co jak co, ale na ich fundamencie to żadnej poważnej struktury nie zbuduje.
Dziś w centrum zainteresowania młodych lewicowców nie jest człowiek porzucony przez system, ale oni sami. Lewicowy projekt radykalnej empatii zamienia się w akty cenzury cudzej postawy
-mówi feministka Inga Iwasiów w wywiadzie dla Gazety Wyborczej. Prawica się temu nie dziwi, bo przecież genderowo-socjalistyczny projekt inżynierii społecznej jest z natury rzeczy egocentryczny i totalitarny, ale na lewicy nie prowadzi to do jego odrzucenia, a jedynie do korekty strategii.
Cichy rozdźwięk
Bo okazało się że tęczowa młodzież jest bardzo dynamiczna i energiczna ale mało przydatna do prowadzenia polityki. Nie chce kompromisów, nie chce zatrzymać się w pół drogi, nie chce stopniowo osiągać założonych celów. Gdy w debacie publicznej wybrzmiewa jakiś homoseksualny temat, transaktywiści oburzają się, że są lekceważeni a reszta aktywistów ich w tym wspiera, gdy politycy upominają się o transaktywistów, do boju ruszają szeregi niebinarnych, a za nimi czekają jeszcze inne odmiany szaleństwa. Rasowi gracze partyjni szybko połapali się, że to droga donikąd - Włodzimierz Czarzasty raz jeden upominał się w zeszłuym roku w radio, by Michała Szutowicza „Margot” nazywać jak kobietę (ona, jej), ale później przestał kruszyć o to kopię.
W kwietniu Adam Michnik dał znak, że trzeba zawrócić z marszu Marty Lempart, że jej antykościelne hasła były wulgarną przesadą. O „Gazecie Wyborczej” powiedział, że:
Nie była wroga chrześcijaństwu i chrześcijańskim wartościom.
Na takie umiarkowane poglądy nie mogła sobie pozwolić Urszula Kuczyńska, społeczna asystentka posła partii Razem Macieja Koniecznego, która w grudniu stwierdziła na łamach tej gazety, że lepiej jest używać słowa „kobieta” niż „osoba z macicą”. Najpierw spotkała się z falą nienawiści i złorzeczeń, a potem… została zwolniona. Poseł Konieczny raczej się do tego nie przyzna, ale jak mówią ludzie z jego otoczenia, zrobił to pod presją bardzo młodych ludzi, którzy odwiedzili go w biurze i zażądali usunięcia Kuczyńskiej. To ciekawe, bo polityk nie miał odwagi powiedzieć dzieciakom, że jego asystentce - wykształconej, doświadczonej działaczce - wolno krytykować nazwę „osoba z macicą”, wolał przytaknąć niebinarnym gościom. Ukrywanie niechęci do radykalnego lewactwa jest jednak coraz trudniejsze.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Tęczowy szantaż w Partii Razem. Posłowie ulegają młodym aktywistom
Starzy zawiedzeni
Po pierwszych zachwytach nad Martą Lempart, w salonach zapanowało otrzeźwienie. Radość z młodzieży skręcającej w lewo zamieniła się w ostrożność. Potwierdza to rozmowa Andrzeja Chyry dla gazety z Czerskiej, w której nie dało się ukryć nuty politowania.
Nie oskarżam młodego pokolenia o radykalizm – mówię tylko, że go dostrzegam. Lewactwo brzmi sexy. Che Guevara, Ulrike Meinhof. Kiedy słyszę „lewactwo”, to jest moje pierwsze skojarzenie, którym się zresztą posługuje PiS. Lewacy to ci, którzy burzą bez względu na koszty i ofiary. Szaleństwo, więc lepiej wróćmy do tematu.
Co więcej, aktor wyraża żal, że uczestnikom Strajku Kobiet bardziej podoba się słowo „j.bać” niż troska o konstytucję i demokrację. Dowodów nie trzeba daleko szukać - obwoźna ekipa sędziów i prokuratorów, która odwiedza polskie miasta i miasteczka z opowieścią o praworządności i własnym męczeństwie, jest imprezą kompletnych dziadersów - nie ma tam ani krzty dynamiki z tęczowych demonstracji, zapału wychowanków tiktoka. „Tour de Konstytucja” jest jak agitka z poprzedniej epoki, na którą młodych to co najwyżej można spędzać przymusowo ze szkół.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Tour de Konstytucja okazała się imprezą dziadersów
Okazało się, że czerwone dziadersy mogą z tęczową młodzieżą coś zburzyć, ale nie mogą z nimi czegokolwiek zbudować.
Wiedzą o tym w ławach sejmowych. Młodzieżówki i asystenci parlamentarzystów lewicy to często aktywiści LGBT, którzy martwią się o swoich niebinarnych partnerów, brak właściwych zaimków w szkołach czy kursów o transseksualizmie. Stara lewica spod znaku SLD unika tego tematu w publicznych dyskusjach, młodsza Lewica spod znaku Razem obawia się zaetykietowania tęczą, no a sam Robert Biedroń może wyciągnąć maksymalnie 2% poparcia.
Młodzi naiwni
I tylko sami zainteresowani nie zdają sobie z tego sprawy. Z tego że nie chcą ich ani politycy, ani poważnii dziennikarze, że potrzebni są jedynie do demonstracji i prowadzenia kont w mediach społecznościowych, ale najlepiej tak, by ich samych nie było za bardzo widać. Okazało się, że wielopłciowi aktywiści, dziewczyny przyklejające się tu i ówdzie do drzwi i dzieciaki strajkujące na rzecz tekturowych słomek, są tak zaślepione ideologią, że już nie tylko nie widzą absurdalności swoich pomysłów, ale też nie zorientowali się, gdy starzy wyjadacze przestawili ich na boczny tor.
Wszak rewolucja zawsze pozbywała się tych, którzy nie rozumieją „mądrości etapu”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/554534-malo-znany-fakt-starzy-postepowcy-gardza-mlodymi-lewakami