„To pierwszy taki przypadek, kiedy unijna instytucja, Komisja, popędza Trybunał. TSUE jest instytucją unijną niezależną, sędziowie są niezawiśli i wszelkie naciski na Trybunał są właśnie zaprzeczeniem idei praworządności. Poucza pani Jourova, że w kraju sędziowie sędziowie nie mogą być naciskani, sądy przymuszane, czy przyspieszane postępowania przez instytucje państwa, a w UE w tym kierunku zmierza ich działanie, właśnie tych niecierpliwych komisarzy” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Genowefa Grabowska, konstytucjonalista i wykładowca akademicki, komentując wypowiedzi części unijnych komisarzy w kwestii mechanizmu warunkowości.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders zapowiedział: „Jeśli stwierdzimy, że dochodzi do naruszenia rządów prawa, to nie będziemy przez to pozbawiać dotacji rolników w tym kraju, ale zobowiążemy władze krajowe, by kontynuowały wypłaty, z własnych źródeł”. Jak to się ma do traktatów i prawa europejskiego?
Prof. Genowefa Grabowska: W ogóle ta wypowiedź jest zdecydowanie przedwczesna, bo przede wszystkim komisarz uprzedza działanie TSUE, który się jeszcze nie wypowiedział, czy to rozporządzenie o warunkowości jest zgodne z traktatami, czy nie. Tego jeszcze nie wiemy, więc komisarz już dzieli skórę na niedźwiedziu, występuje przed szereg i zachowuje się z pominięciem ustaleń, które w ramach Rady Europejskiej poczyniono w grudniu. Albowiem w grudniu powiedziano, że najpierw TSUE oceni, czy rozporządzenie jest zgodne z prawem. To jest wniosek Polski i Węgier, które kwestionują legalność tego rozporządzenia z uwagi na wadliwą podstawę prawną przyjętą przy jego wydawaniu.
Po drugie, nawet gdyby TSUE uznał, że rozporządzenie jest zgodne z traktatami, to musi pan komisarz czekać, aż Komisja Europejska przygotuje wytyczne do jego stosowania. Te wytyczne muszą być z kolei zaakceptowane przez wszystkie państwa członkowskie. Dopiero wtedy KE może zacząć stosować rozporządzenie, ale to znaczy stosować tak, jak w treści rozporządzenia napisano, czyli badać, czy środki unijne w ramach wieloletnich ram finansowych czyli budżetu UE oraz Funduszu Odbudowy są wydawane zgodnie z prawem. Co to oznacza? To oznacza, że przy ich wydawaniu nie ma korupcji, przetargi są organizowane uczciwie, nie ma defraudacji, nie ma wreszcie innych negatywnych zjawisk związanych z ochroną interesów finansowych UE. Albowiem to rozporządzenie chroni interesy finansowe UE.
Nie można rozciągać tego rozporządzenia na inne sytuacje, tak jak przebąkuje coś pani Jourova o traktowaniu LGBT, o aborcji. Te kwestie nie wchodzą w skład ochrony interesów finansowych UE. Rada Europejska w swoich konkluzjach z grudnia 2020 roku wyraźnie wykluczyła takie sytuacje mówiąc, że rozporządzenie stosuje się tylko i wyłącznie, by chronić unijny budżet i interesy finansowe UE. To wreszcie komisarze powinni zrozumieć. Skandaliczne jest uważam, że komisarze usiłują wywierać nacisk na TSUE, żeby się pospieszył z wydaniem wyroku. To pierwszy taki przypadek, kiedy unijna instytucja, Komisja, popędza Trybunał. TSUE jest instytucją unijną niezależną, sędziowie są niezawiśli i wszelkie naciski na Trybunał są właśnie zaprzeczeniem idei praworządności. Poucza pani Jourova, że w kraju sędziowie sędziowie nie mogą być naciskani, sądy przymuszane, czy przyspieszane postępowania przez instytucje państwa, a w UE w tym kierunku zmierza ich działanie, właśnie tych niecierpliwych komisarzy.
Wydaje mi się, że tutaj szefowa Komisji powinna wylać nieco zimnej wody na te rozgrzane głowy, bo przecież widzi, co się dzieje. Chyba że Komisji to nie przeszkadza, ale to byłoby dziwne, bo KE na grudniowym szczycie przyjęła zobowiązanie, że wszystkie ustalenia szczytu będzie respektowała. Będzie zatem czekała na wyrok TSUE, przygotuje wytyczne zgodnie z tymi zaleceniami, które dała Rada Europejska. Dopiero wtedy będzie je stosowała. Tam są jeszcze zasady stosowania: ma być równo, sprawiedliwie, uczciwie. Takie piękne zasady, które w UE powinny obowiązywać, a jednak nie zawsze obowiązują, zwłaszcza równe traktowanie państw członkowskich.
Komisarz Reynders zapowiada, że „prawdopodobnie po wakacjach zaczniemy pytać konkretne kraje członkowskie o stan rządów prawa i jego skutków budżetowych. Następnie na podstawie ich odpowiedzi będziemy decydować, o uruchomieniu nowej procedury”. Czy to normalna praktyka uruchamianie mechanizmu w sytuacji, kiedy nie wypowiedział się jeszcze TSUE? Czy nie wygląda na to, że pan komisarz ds. sprawiedliwości z góry zakłada, jaki będzie wyrok w tej sprawie?
Z góry zakłada, z góry przypuszcza, albo z góry pokazuje, jaki chciałby mieć wyrok, bo to też może być takie wymuszenie na TSUE określonego zachowania i wydania określonego wyroku. To jest właśnie niedobre, te wszystkie apele do TSUE ze strony komisarzy, takie wcześniejsze wychodzenie przed szereg… To właśnie jest naruszenie praworządności wewnątrz UE, Skoro jedna instytucja TSUE ma się wypowiedzieć, dajmy mu się wypowiedzieć. Natomiast te wszystkie wcześniejsze, to tak działali zagończycy w armiach stojących naprzeciw siebie, że wychodzili i drażnili przeciwnika. Nie wiem, czy pan komisarz przyjął taką rolę, żeby wychodzić, drażnić, zwracać uwagę na problem i po prostu państwom członkowskim nie dawać spokojnie funkcjonować? To jest wbrew zasadom UE.
Podobny problem mamy z Parlamentem Europejskim. W przyjętej przez PE rezolucji o warunkowości – na co zwrócili uwagę eurodeputowani EKR - znalazł się zapis mówiący, że państwo nie może zmienić swojego ustawodawstwa (np. w zakresie prawa rodzinnego, czy odnosić się do kwestii związanych z wolnością religijną).
To jest po prostu pusty zapis. Z tego zapisu nic nie wynika poza stwierdzeniem, że PE tak by chciał. Natomiast PE nie ma żadnej sprawczej roli, żeby zmieniać czy to prawo aborcyjne, czy inne przepisy obowiązujące w danym państwie, które należą do tzw. tożsamości konstytucyjnej, które są gwarantowane konstytucyjnie. PE tego nie jest w stanie zmienić, dlatego wypowiada się w formie rezolucji. Rezolucja nie ma żadnej mocy wiążącej. Nie obowiązuje państw. Jest tylko kierunkiem myśli lub wskazuje, jak myśli Parlament Europejski, czego by chciał. Natomiast parlamenty są różne – raz jest większość, która optuje w lewą stronę, w innej sytuacji jest większość, która optuje w prawą stronę i wtedy te rezolucje mają określony kontekst polityczny. I to jest rezolucja, która ma w swej treści elementy polityczne. Dlatego państwa dowiadując się o takiej rezolucji przyjmują to do wiadomości i nic się dalej nie dzieje.
Część eurodeputowanych odpowiedzialna za przygotowanie projektu rezolucji ws. uruchomienia mechanizmu warunkowości domaga się, aby aborcja została wpisana do ustawodawstwa, również polskiego, jako prawo człowieka. Jeżeli aborcja nie zostanie wpisana do naszego porządku prawnego w Polsce jako prawo człowieka, to według tej rezolucji ma to skutkować zablokowaniem środków unijnych. Przecież prawem człowieka nie może być uznane coś, co ogranicza czy wręcz odbiera prawa innego człowieka, w tym przypadku nienarodzonego dziecka. Czy to oznacza z zupełnym zerwaniem z tradycją i zasadami prawodawstwa?
Absolutnie nie. Prawa człowieka są wymienione w najważniejszych aktach prawa. W UE jest Karta Praw Podstawowych i tam takie kwestie, jak definicja małżeństwa jest pozostawiona ustawodawstwom państw członkowskich. Wystarczy wziąć do ręki Kartę Praw Podstawowych, która mówi, że małżeństwo, sposób zawierania każde państwo członkowskie samo sobie ustala. Nic do tego Unii Europejskiej.
To nie jest pierwszy raz, kiedy instytucja ponadnarodowa domaga się uznania aborcji za prawo człowieka. Do tej pory definicja prawa człowieka rzeczywiście nie została zmieniona…
Ale jest pozytywne prawo człowieka. Jest ochrona człowieka, ochrona jego życia, ochrona jego tożsamości, ochrona związana z warunkami, w jakich mieszka, żyje, pracuje, czyli ochrona socjalna – to wchodzi w skład praw człowieka. Wchodzą prawa polityczne, które każda jednostka ma od urodzenia lub uzyskuje w momencie osiągnięcia pewnego wieku. Natomiast trudno nazwać prawem coś, co wiąże się z unicestwieniem innej osoby, czy jednostki, czy człowieka. Tego prawem nazwać nie można. Dlatego aborcja nie może być i nie jest w Polsce w kanonie praw człowieka. Ona nie jest w kanonie praw człowieka w innych państwach. Co prawda wywodzi się ją z prawa do ochrony zdrowia kobiety. Wtedy, kiedy byłoby zagrożenie dla życia czy zdrowia kobiet, wybiera się wtedy mniejsze zło. Tym mniejszym złem jest jednak poświęcenie dziecka dla życia matki, której ta ciąża by zagrażała. Ale to są sytuacje, z którymi Europa i Polska już się uporały, więc tutaj tego nie ma. To jest po prostu taki ukłon w stronę ruchów proaborcyjnych, które się pojawiły. Ale pamiętajmy, że to należy do ustawodawstwa każdego państwa.
Na Malcie aborcja w ogóle jest nielegalna w każdym przypadku. Malta jest członkiem Unii Europejskiej. Pani komisarz z Malty odpowiada nawet za zdrowie, więc mamy tu do czynienia z takim pojmowaniem praw człowieka, które każde państwo definiuje samo. Nie można więc w stosunku do Polski wysuwać tego typu roszczeń czy wskazań, czy nauk, by robiła coś, co w tej chwili mainstreamowe gremia uważają za ważne. Pozostawić to trzeba tak, jak jest – każde państwo decyduje samo i tu Karta Praw Podstawowych bardzo mądrze rozstrzyga. Unia nic nie ma do tej kategorii spraw, które dotyczą newralgicznych kwestii związanych z prawami człowieka, takich jak to, kto z kim zawiera małżeństwo, czy jak się traktuje prawo do życia. W tej Karcie Praw Podstawowych znajdziemy tak piękne postulaty, jak ochrona godności ludzkiej, jak prawo do zapewnienia integralności człowieka, więc w sprawie aborcji prawo międzynarodowe nie zabiera głosu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/554359-grabowska-naciski-ke-na-tsue-to-zaprzeczenie-praworzadnosci