Po co nam Trybunał Konstytucyjny, skoro komisarz d.s. sprawiedliwości Unii Europejskiej Didier Reynders znakomicie go zastępuje?
CZYTAJ WIĘCEJ: KE domaga się wycofania wniosku premiera do TK! „Kwestionuje fundamentalne zasady prawa UE”. Polska dostała miesiąc na odpowiedź
Uznał, że prawo Unii jest nadrzędne w stosunku do prawa krajowego, a zatem prosi (dobrze chociaż, że nie jesteśmy jeszcze na etapie, by ośmielił się żądać), zwracając się do ministrów Zbigniewa Ziobry i Konrada Szymańskiego, by wycofać z Trybunału Konstytucyjnego wniosek w sprawie „wyższości prawa polskiego nad europejskim”. Chodzi o skierowany pod koniec marca przez premiera Mateusza Morawieckiego wniosek, w którym zwrócił się do TK o zbadanie zgodności z Konstytucją trzech przepisów Traktatu o Unii Europejskiej. Zdaniem premiera owe przepisy uprawniają lub zobowiązują krajowy organ do odstąpienia od stosowania polskiej konstytucji lub nakazują stosować przepisy prawa w sposób z nią niezgodny. Takie rozumienie tych przepisów zdaniem wnioskodawcy „budzi daleko idące i uzasadnione wątpliwości konstytucyjne nie znajdujące żadnego potwierdzenia w tekście traktatów, będących przedmiotem kontroli TK.”
Pewnie pan komisarz nie wie, że już w 2005 roku Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem obecnego sędziego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, prof. Marka Safjana stwierdził, że polska konstytucja jest najwyższym prawem. Zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2005 roku przystąpienie Polski do Unii Europejskiej nie podważyło statusu konstytucji jako najwyższego prawa. Na terytorium Polski konstytucji przysługuje pierwszeństwo obowiązywania i stosowania, także w stosunku do wszystkich wiążących kraj umów międzynarodowych.
W 2011 roku Trybunał Konstytucyjny na czele z jego prezesem, prof. Andrzejem Rzeplińskim, stwierdził, że „konstytucja zachowuje (…)nadrzędność i pierwszeństwo wobec wszystkich aktów prawnych obowiązujących w polskim porządku konstytucyjnym, w tym także prawa unijnego”.
Postępujący ostatnimi czasy niezgodny z traktatami proces rozszerzania zakresu prerogatyw organów Unii Europejskiej, szczególnie jeżeli chodzi o orzeczenia TSUE, ingerujące w te sfery działania państwa, które zostały wyłączone spod jurysdykcji UE, bowiem nie dokonano żadnego transferu kompetencji z nimi związanych na rzecz Unii, był prawdopodobnie przyczyną złożenia wniosku przez premiera.
Linia orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie jest jasna i jednolita, ale nowe okoliczności, związane z próbami „rozpychania” się unijnych instytucji poza ramy traktatowe być może wymaga jej potwierdzenia i uzupełnienia. Organizacja międzynarodowa, jaka jest Unią Europejska, a przede wszystkim jej funkcjonariusze nie mogą sami ustalać swoich kompetencji, pomijając normy prawne obowiązujące w państwach członkowskich i ignorując zakres kompetencji, jakie zgodziły się one przekazać UE.
Wobec wyraźnych prób podporządkowania sobie polskiego państwa i narzucenia mu rozwiązań, na które ani większość społeczeństwa, ani rządząca koalicja nie wyrażają zgody i ich nie akceptują, kolejny przykład nacisku na nasz kraj i bezprecedensowa próba narzucania, czym może a czym nie może zajmować się polski Trybunał Konstytucyjny musi się spotkać ze zdecydowaną odpowiedzą rządu. Działania zmierzające do ograniczenia naszej suwerenności i stanowienia o przyszłości Polski w Brukseli, a nie Warszawie, muszą wywołać zdecydowany sprzeciw, a społeczeństwo powinno usłyszeć jasne stanowisko polskiego rządu w tej sprawie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/554352-czy-ministrowie-odpowiedza-na-skandaliczny-list-komisarza