Historia z rzekomym wyciekiem tajnych danych z poczty ministra Dworczyka wpisuje się w najbardziej banalny szablon rosyjskiej prowokacji. Tylko zupełnie nierozgarnięci dziennikarze mogliby uwierzyć, że żona ministra podaje na swoim koncie w mediach społecznościowych informację, że przez zhakowanie prywatnej skrzynki pocztowej jej męża tajne państwowe dokumenty wyciekły do rosyjskiej sieci - i jeszcze podaje gdzie tych „dokumentów” szukać. Od tego są służby, rzecznik prasowy, urzędnicy i politycy - a jednak Onet podał zgodnie tę informację, aby wybrzmiała jak autentyczne wydarzenie. Wyobrażacie sobie Państwo, że małżonka wysokiego urzędnika państwowego wyprzedza w informowaniu świata nawet swojego męża, po czym pisze, że wyciek tajnych dokumentów zagraża bezpieczeństwu kraju, a dalej informuje gdzie można znaleźć owe dokumenty? W dodatku robi poważny błąd językowy, jakby tłumaczyła zdanie z języka rosyjskiego?
Sprawcami zostały skradzione dokumenty służbowe (…).
Serio dziennikarze Onetu? Sprawcami kradzieży mogą zostać skradzione dokumenty?
CZYTAJ WIĘCEJ:
Włamanie na skrzynkę mailową Dworczyka. Jest oświadczenie
Specyfika kanałów komunikatora Telegram
Aplikacja Telegram jest inna niż wszystkie - łączy w sobie cechy komunikatora (takiego jak Messenger czy Whatsapp) jak i kanału informacyjnego - można zapisać się do grupy, gdzie wysyłane są materiały z danego tematu - tak powstał kanał Romana Protasiewicza NEXTA. Otóż „małżonka” ministra, czyli jej zhakowane konto, zachęciło polskich dziennikarzy do zajrzenia na konkretny kanał i ściągnięcia stamtąd plików. Już na uniwersytetach trzeciego wieku uczy się seniorów, by nie otwierano treści z niewiadomych źródeł, bo może być tam wirus.
Osobiście korzystam z aplikacji Telegram od prawie dwóch lat - jest ona popularna wśród użytkowników z Europy Wschodniej a czasem jest ona jedynym środkiem komunikacji internetowej, stąd konieczność jej pobrania dla kontaktu ze współpracownikami i przyjaciółmi np. z Ukrainy i Mołdawii. I tu jest mała niespodzianka - Telegram informuje starych użytkowników (np. mnie) o zarejestrowaniu się nowych użytkowników z Twojej listy kontaktów. Uwierzcie mi, Państwo, sporo dziennikarzy rzuciło się czerpać z rosyjskiego fake’a.
Czy to brak profesjonalizmu sprawił, że dziennikarze mainstreamu rzucili się do podsycania dezinformacji? Czy w antyPiSowskim wzmożeniu wyłączyli podstawowy warsztat dziennikarski? Czy specjalnie i z premedytacją zagrali w rosyjskiej symfonii?
I najważniejsze pytanie: jak państwo polskie ma reagować na zwyczajną informacyjną dywersję?
Zadbać o obronność kraju
Wolność słowa jest fundamentem demokracji i swobód obywatelskich. Musi ona być tak szeroka, że obejmuje prawo do kłamstwa, ograniczanego czasem pociąganiem do odpowiedzialności w przypadku obrażania kogoś lub działania na szkodę firmy lub instytucji. A co zrobić w przypadku działania na szkodę Polski?
I oczywiście nie chodzi o krytykę rządu, choćby najbardziej obsesyjną. Są jednak kłamstwa zaplanowane przez obce służby, które media podają dalej, stając się tzw. „pudłami rezonansowymi” dezinformacji. Czytelnicy czy widzowie powtarzają to potem w milionach prywatnych rozmów, aż wreszcie umacnia się przekonanie o istnieniu kompletnie fikcyjnej sytuacji oraz zwiększa się koszt psychiczny uwierzenia w wersję odmienną. Tak się osłabia obronność państwa. Opracowanie rozwiązania, które nie narusza demokratycznych standardów ale ratuje kraj przed atakiem, powinno być przedmiotem naszej troski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/554167-onet-nadaje-zgodnie-z-prawem-i-rosyjska-prowokacja