„Niemiecka firma nie tylko nie widzi w tym sloganie nic obraźliwego, przeciwnie, twierdzi, że jej hasło reklamowe oddaje w pełni niemiecką rzeczywistość” - zrelacjonował rzecznik polskiej ambasady w Berlinie Dariusz Pawłoś reakcję niemieckiego pośredniaka w poszukiwaniu opiekunek dla starszych.
Na wezwanie do usunięcia dyskredytujących reklam o „Babci nowej Polce” („Oma’s neue Polin”), agencja Procura 24 Pflegevermittlung odpowiedziała, że „niczego nie zamierza zmieniać” i basta!
Niestety, muszę przyznać rację niemieckiej firmie, wymyślone i powielane hasło faktycznie w pełni oddaje niemiecką rzeczywistość. Jaką? - nie zamierzam bawić się w savoir vivre, bon ton i brać bułkę przez bibułkę, powiem wprost: stereotypowe wręcz cechy Niemców, jak wyniosłość, brak poszanowania dla innych, butę, bezczelność, arogancję i chamstwo. Nie jest to tylko moje zdanie, dość zapoznać się z opiniami, jakie mają po sąsiedzku u Belgów, Holendrów, Francuzów czy na Wyspach Brytyjskich.
Niemiecka agencja nie usunie tej paskudnej reklamy, choć w końcu będzie musiała, bo nawet nieudolny prawnik przyzna, że jest to przedmiotowe traktowanie opiekunek z Polski. Tymczasem jednak Procura 24 zyskuje dodatkowy rozgłos. Na tym właśnie polega podwójna perfidia tej firmy: z jednej strony Polki przedstawiane są, przepraszam za analogię, niczym babci nowa miotła, albo nowy nocnik, do użytku w każdej potrzebie, z drugiej zaś strony gra na zwłokę… - niech echo niesie, że tylko ona dostarczy niemieckim babciom nowe Polki… A gdy będzie trzeba, to się przeprosi pro forma i ewentualnie usunie hasła ze środków komunikacji publicznej, tych na kołach, papierowych czy online…
Nichts Neues - nic nowego, przerabialiśmy to już z Niemcami wiele razy. W różnym wydaniu, począwszy od fali plugawych dowcipów o Polakach, a na spotach reklamowych skończywszy, że pominę politykę, choć w istocie rzeczy kształtowanie wizerunków to też polityka. Skoro od reklam zacząłem – identyczny mechanizm zastosował wcześniej obecny także na naszym rynku koncern MediaMarkt; najpierw puścił w szeroki obieg, w telewizji, radiu, internecie i gdzie się dało swoje bulwersujące spoty z polskimi złodziejami, a gdy wybuchł skandal, rzecznik Bernhard Taubenberger przyznał, że w jego firmie „dostrzeżono nietakt”, przeprosił i poinformował łaskawie, cytuję: „Zdecydowaliśmy, że natychmiast wycofujemy emisję tej reklamy zarówno z radia jak i telewizji”. Na koniec wyraził z głupawym uśmiechem nadzieję, że „klienci nam to wybaczą”…
Cynizm ohne Grenzen/bez granic - zanim ów spot został wycofany, koncern podbijał piłeczkę, grał na czas, a ten sam rzecznik tłumaczył:
Naszym zdaniem chodzi o nieporozumienie. Naszym zamysłem nie było pod żadnym pozorem przedstawienie Polaków jako złodziei, lecz tak mocne przerysowanie tego stereotypu o Polakach jako złodziejach, by uświadomić widzom, że to wyłącznie głupie stereotypy…*
Czyż nie genialne? Dla niewiedzących, w spocie grupa wąsatych, słabo uzębionych Polaków wchodzi do sklepu MediaMarkt, wita się wylewnie łamaną niemczyzną z ekspedientami, a gdy wychodzi z zakupami jeden z obsługi mówi do pozostałych: „ci Polacy to przyzwoici ludzie…” - i pokazuje, że nadal ma zegarek na nadgarstku. Po czym kamera odjeżdża i okazuje się, że ekspedienci stoją w gaciach, bo Polacy ukradli im spodnie… W wersji radiowej prezenter zwrócił się do osobnika kaleczącego niemiecki z wyraźnie polskim akcentem: „Jak się pan nazywa?” Domniemany Polak odpowiada: „Iś Klaus”. Prezenter ostro: „Co kradniesz…?!” (chodzi o grę słów, klauen oznacza: kraść, zwędzić coś). „Iś Klaus Michałek…”, przedstawia się Polak. Prezenter kończy: „Przy tak niskich cenach w MediaMarkt nie opłaca się kraść!”.
Ktoś pamięta? Albo reklamę emitowaną podczas Mundialu w Niemczech, w której grupa niemieckich kibiców jedzie furgonetką na mecz swej reprezentacji - szaliki na szyjach, twarze w czarno-czerwono-złotych barwach, na ustach śpiew: „Jetzt geht’s los!” (w wolnym tłumaczeniu „Teraz damy czadu!”). Po chwili zatrzymują się przy drodze „za potrzebą”. Gdy się odwracają nie ma ich auta…, zaś na ekranie pojawia się napis: „Polska” i zapowiedź meczu z Niemcami. Zleceniodawcą tego spotu, nadanego na wszystkich kanałach tv z publiczną włącznie, była firma bukmacherska.
Jak twierdzą Francuzi, nie ma niemieckich kawałów, bo w Niemczech nie ma nic do śmiechu. Mylą się. Tak w każdym razie uważają Niemcy, którzy śmieją się aż do rozpuku. Tyle, że cudzym kosztem. Najchętniej z nas, Polaków, że wspomnę przebrzmiałą już nieco falę Polenwitze (niewybrednych kawałów na nasz temat), które przez lata były za Odrą w „dobrym tonie” i królowały w kabaretach telewizyjnych, w gazetach, w internecie czy we wspomnianych reklamach, ba, nawet w filmach fabularnych. Dziś, wobec sukcesów gospodarczych naszego kraju zbrakło powodów do szydzenia z „polnische Wirtschaft”, ale kilka z tysięcy, które bawiły Niemców do rozpuku i wypełniają internetowe portale należałoby przypomnieć, tak dla odświeżenia pamięci - z wczoraj i dziś…
Katolicy piją więcej wódki niż muzułmanie. Nic dziwnego, skoro Polak jest papieżem…
Każdy Polak może kraść, bo konstytucja tego nie zabrania…
Holendrzy i Niemcy najczęściej biorą zwolnienia chorobowe. Szacunek dla Polaków. Tam tylko 0,8 proc. zatrudnionych nie przychodzi z tego powodu do pracy. Reszta nie przychodzi po prostu…
Do Polski dotarła Viva! Czy dla jej oglądania nie trzeba mieć telewizorów… ?
Brytyjska królowa odwiedziła Polskę. Miała broszkę przykutą na łańcuchu! Pięć tysięcy policjantów postawiono na nogi. Dwóch pilnowało, aby nikt nie ukradł królowej z broszką, reszta samolotu. Królowa musiała się też przestawić, bo w Polsce auta nie tylko jeżdżą po odwrotnej stronie, jeżdżą w ogóle bez ulic…
Na marginesie mistrzostw piłkarskich tabloid „Bild” uznał za stosowne przypomnieć na swych łamach „najlepsze Polenwitze”. I przypomniał. Ależ ubaw mieli niemieccy czytelnicy…
Dlaczego polskie noworodki muszą dostać aż dwa klapsy? Żeby dały głos i puściły zegarek położnej…
Itd. Kulawica umysłowa? Ależ skąd, to poczucie humoru, którego nam, według Niemców, brak. My, Polacy, to wyjątkowo ponury naród, który nie potrafi się śmiać z tak zabawnych kawałów, jak na przykład te:
Tato, jeśli ty jesteś Polakiem, a mama Cyganką, to kim ja jestem? Bo gdy chodzę głodny po mieście to nie wiem, czy mam kraść, czy żebrać…
Jaka jest różnica między polskim weselem, a pogrzebem? Na tym ostatnim jest o jednego zapitego mniej…
Polak i Niemiec pracowali razem w domu, który wyleciał w powietrze. Kto przeżył? Niemiec, bo był w pracy…
Po czym poznać, że Polacy są w okolicy? Cyganie ubezpieczają swoje mienie…
Pięć kłamstw w 8 słowach: uczciwy Polak jedzie trzeźwy własnym autem do pracy…
Co powstanie ze skrzyżowania Polaka z pająkiem? Ośmioręki parobek dla niemieckich chłopów…
Jaka jest dobra strona zimnych dni? Polacy trzymają łapy w kieszeniach…
Wystarczy? To może jeszcze o telekabaretach słów kilka? Np. o „relacjonowaniu” wizyty w Polsce szefa niemieckiej dyplomacji, który „zapinał marynarkę, żeby nie ukradziono mu portfela z wewnętrznej kieszeni”? Albo drwiny Urbana Priola w telewizji publicznej ZDF ze smoleńskiej tragedii i śmierci prezydenta RP? Albo może coś z filmoteki, komedii, ma się rozumieć, jak np. Douglasa Wolfspergera pod niegramatycznym tytułem „Ożeń mi” - o niemieckim palaczu zwłok i jego kandydatce na żonę Goschi Kawalerowicz, pochodzącej z kraju nierobów, pijaków i ciemniaków, ale urodziwych Polek, marzących o zamążpójściu za bogatych Niemców…? Albo coś ze sportu, jak np. drwiny ze skoczni wybudowanej „ku czci bożka Małysza, która wygląda jak katedra dla świętego”…? Albo z życia na pograniczu? „Świat zwariował, Polacy kupują u nas luksusy, a Niemcy w Polsce tandetę!”, dziwił się w tytule bulwarowy „Bild”…
„Świat zwariował”, bo każdy Niemiec wie, że w Polsce psy tyłkami szczekają, a Polacy - to bękarty cywilizacji. „Można już jechać do Polski, jest tam już przynajmniej bieżąca woda”, pokpiwał w czasie powodzi stulecia kawalarz z kanału Pro7. Z kolei opiniotwórczy „Die Welt” podsunął rodakom rady, co powinni robić, aby Polacy polubili Niemców: zostawiać otwarte auta dla złodziei, ufundować Polakom wódczany rurociąg z Rosji, poprzeć roszczenia Warszawy do obu biegunów, zastąpić papieża spreparowanym trupem Jana Pawła II itd.
Daruję sobie kolejne przykłady tych dobrosąsiedzkich relacji, bo zbiera mi się na wymioty. Dobra pamięć to niekiedy dokuczliwa przypadłość. Obiecałem nie zagłębiać się w politykę, ale o jednym fakcie powinienem wspomnieć - nie, nie o kartoflu, doprawionym zamiast głowy polskiemu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu przez lewacką gazetkę „die tagsezeitung” - o słowach polskiego polityka chodzi, które padły w wywiadzie dla dziennika „Die Welt”:
Gdy jakiś oficer (niemiecki – dopisek mój) zobaczył mnie na ulicy, a nie miał rozkazu aresztowania, niczego nie musiałem się obawiać. Ale polski sąsiad, który zauważył, że kupiłem więcej chleba niż zwykle – to jego musiałem się bać…
– tak swego czasu przedstawiał nas, Polaków, szef polskiej dyplomacji (sic!) Władysław Bartoszewski, zwolniony podczas wojny z obozu Auschwitz „ze względu na stan zdrowia”. Dlaczego mnie nie dziwi, że niemiecki MSZ uhonorował po śmierci ministra nazwaniem głównej sali w swej warszawskiej ambasadzie jego imieniem?
Dziś ostrze niemieckiej satyry i krytyki wymierzone jest w znienawidzony za Odrą, obecny, polski rząd.
Co zrobiliście w relacjach z Niemcami? Zrujnowaliście te stosunki. Taka jest prawda
– rzucił pod adresem PiS były szef PO Grzegorz Schetyna.
Jasne, głupi Polacy dokonali głupiego wyboru, i to już drugi raz, a może i wybiorą po raz trzeci.
Taka jest prawda…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/553676-co-powstanie-ze-skrzyzowania-polaka-z-pajakiem