Podczas półtoragodzinnej rozmowy dziennikarza Marata Markowa, Roman Protasiewicz z trudem powstrzymywał się od płaczu. To spostrzeżenie potwierdził także w rozmowie z Telekanałem Dożd (deszcz) ojciec opozycjonisty - Dmitrij, wyjaśniając widzom, że poglądy wyrażane przez jego syna w ostatnim wywiadzie, nie odzwierciedlają jego prawdziwych przekonań.
Niby oczywiste - wszak już ślady na twarzy i na nadgarstkach, które przez chwilę Roman Protasiewicz pokazał do kamery, świadczą o tym, że był torturowany. Ojciec podejrzewa, że złamali go albo groźbą zabicia albo skrzywdzeniem jego dziewczyny, która także jest w rękach białoruskiego reżimu. A jednak wypowiedzi 26-latka nieprzypadkowo są skrojone tak, by aż trudno było w nie uwierzyć. Proces pokazowy bowiem ma inne funkcje niż tylko spreparowanie przyznania się do winy. Trzeba się tu przyjrzeć treści, formie i kontekstowi.
Pokazowa treść
A treść jest skrojona pod propagandę ruskiego świata - oto Swiatłana Cichanouska za pieniądze z Polski i Litwy (Protasiewicz wspomniał o „50 milionach złotych”) podsyca ludzi do protestów, choć sama nie chce władzy, nie nadaje się na liderkę, a marzy jedynie o wygodnym życiu. W doborze kreacji mają pomagać zachodni styliści, na Litwie ma wielki dom w ekskluzywnej dzielnicy Wilna, a protesty mają doprowadzić do sankcji z Zachodu, które zniszczą kraj.
W tym miejscu warto podkreślić jak idealnie do tej narracji pasują wygłupy dziewczyn, które obnażają się i krzyczą, namawiając do sankcji - nie na reżim, a na cały kraj. Nie życzmy żadnych przyjaciołom takich „patriotów”.
W dalszej rozmowie opozycjonista roztaczał wizję międzynarodowego spisku, do którego nawet on sam nie miał wglądu, bo odbywały się tajne spotkania o których go nie informowano. Kanałem Nexta miała kierować grupa innych młodych dziennikarzy z Białorusi - tu Protasiewicz wymieniał ich nazwiska - część z nich przebywa w Polsce. Unia Europejska ma takie problemy, że atak na Białoruś ma jej pomóc w konsolidacji swoich społeczeństw. Łukaszenka to twardy facet ze „stalowymi jajami”.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Protasiewicz udzielił wywiadu: skrytykował Polskę i Litwę
Mamy więc Zachód, zwłaszcza Polskę i Litwę, zarysowane niczym z propagandy Iwana Groźnego ostrzegającego bojarów przed jezuitami - intrygantami, którzy wykorzystują naiwnych „ruskich ludzi”. Wszystkie składniki rosyjskiej duszy w oblężonej twierdzy, której broni twardy gospodarz, broniący słowiańskiej sielanki prostych ludzi. Obraz jak z filmów Siergieja Eisensteina. Ale nie tylko opowieść jest iście stalinowska.
Demonstracyjna forma
Marat Markow zapraszał już komentatorów na rozmowy o protestach, jednak w przypadku Protasiewicza atmosfera była - ze zrozumiałych względów inna. Markow sprawiał wrażenie nieufnego przesłuchującego, któremu młody dziennikarz nerwowo się tłumaczy, wymuszając czasem nienaturalny uśmiech. Studio jest czarne, Markow - łysy, potężnie zbudowany - wygląda bardziej na czekistę niż dziennikarza, nie zadaje najprostszych pytań, jak choćby o niedopuszczenie adwokata do zatrzymanego dziennikarza. Rozmowa zaczyna się od zapewnienia, że Protasiewicz czuje się świetnie i dobrowolnie udziela wywiadu - wszystko jest więc odwrotnie do rzeczywistości i widzowie to wiedzą. Wymienianie nazwisk przyjaciół opozycjonistów ma mieć posmak donosu, a Protasiewicz pokazany jako słaby, złamany - sygnał dla innych wrogów dyktatora. Jest w społecznościach rosyjskich część ludzi, którzy wierzą w ostentacyjnie zakłamaną wersję wydarzeń, ale większość - co można ocenić chociażby po komentarzach pod filmem - doskonale zdaje sobie sprawę, że 26-latek mówi to, co mu kazano.
Jest to więc nie tyle próba skompromitowania Protasiewicza jako agenta Zachodu, ale jako głupca, który dał się złapać, tchórza, który dał się złamać, wroga, który kaja się przed łaskawym władcą. To demonstracja siły i bezczelności, wobec której entuzjazm do sprzeciwu wobec Łukaszenki ma drastycznie ochłonąć. Sprzeciwu nie tylko ze strony Białorusinów - ale i światowej polityki.
Białoruski balonik próbny
Zatrzymanie Nawalnego na oczach świata było dziełem samej Putinowskiej Rosji - i świat okazał się albo bezradny (USA) albo niechętny do interwencji (Niemcy). Bo cóż można zrobić wobec największego państwa świata z imperialnymi aspiracjami i bronią atomową? Ale proces pokazowy Romana Protasiewicza idzie o wiele dalej w brutalności tej demonstacji - bo przecież Nawalny sam wrócił do kraju, a Protasiewicz został porwany z udziałem broni (białoruskiego myśliwca). W Rosji nie zorganizowano teatrzyku z udziałem Nawalnego, a na Białorusi posunięto się do tak jaskrawego kłamstwa. Łukaszenka pokazał światu, że kazał zbić i zastraszyć młodego mężczyznę - nawet Putin nie jest tak ostentacyjny.
Dlatego ta sprawa jest tak niebezpieczna. Putin, który daje Łukaszence ochronę, sprawdza jak daleko może się posunąć jego wasal, osłabiony protestami przywódca ledwie 10-milionowego państwa. Jeśli Mińsk może porwać samolot pasażerski, porwać dziennikarza, przeczołgać go przez tortury, a potem pokazać to światu - to o ile więcej będzie mógł zrobić Władimir Władimirowicz ze stukrotnie większym potencjałem politycznym?
Skoro teraz już nie tylko Rosja, ale i Białoruś, może jawnie łamać prawo międzynarodowe i drwić z Zachodu, to znaczy, że Władimir Putin na rozmowę ze staruszkiem Bidenem jest już wyjątkowo dobrze przygotowany.
OBEJRZYJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/553556-wywiad-z-protasiewiczem-to-pokazowka-z-dedykacja-dla-bidena