Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu przygotowało projekt ustawy, dzięki której status artysty zawodowego zostałby prawnie uregulowany oraz otrzymałby pewne (nie tak wielkie, jak się głosi w mediach) podatkowe ułatwienia. Ministerstwo Glińskiego postąpiło właściwie dla interesów ludzi, którymi się zajmuje, resort ma być w końcu rzecznikiem ich spraw. Paradoksem jest to, że konserwatywny rząd zadba o środowiska artystyczne, które tak często wyrażają się o nim pogardliwie, a dodatkowo - same nie potrafią bronić swoich interesów. Ostatnio przecież lewicowy intelektualista Jan Kapela dał popis swojej ignorancji, którą jeszcze bardziej zohydził pomysł państwowego wsparcia dla artystów.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Środowiska twórców nieraz już atakowały rząd, nawet za to, że… chce ich wspierać (także finansowo). Latem 2020 roku znani pisarze zaatakowali, z udziałem „Gazety Wyborczej” i tygodnika „Polityka”, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich za współpracę z Instytutem Literatury - bo instytut ma być „PiSowski”, a publikowanie w jego czasopiśmie, to „sprzedawanie się reżimowi”.
Czy teraz gwiazdy polskiej kultury będą twierdzić, że dopłata do składki dla artystów prowadzących własną działalność to będzie plama na honorze? Znany pisarz Zygmunt Miłoszewski wyraził poparcie dla rozwiązań zaproponowanych przez Ministerstwo Kultury - jednak w toku dyskusji nad ustawą inni znani twórcy milczą. Cóż, propozycja nie jest skierowana do najbogatszych, nie pomoże w wyjazdach na Zanzibar, jest tylko podstawowym uregulowaniem prawa i naprawdę minimalnym ułatwieniem podatkowym czy składkowym dla tych mniej zarabiających.
Czego chce ministerstwo?
Wbrew pozorom beneficjentami nowej ustawy nie byliby oszuści, którzy mogliby udawać twórców.
Kartę Artysty Zawodowego otrzymywaliby ludzie z dyplomami konkretnych uczelni albo też mający poważny dorobek artystyczny, potwierdzony przez jedną z uznanych organizacji (np. Stowarzyszenie Polskich Artystów Muzyków). Co zyskaliby twórcy? Właściwie głównie dopłaty do ubezpieczenia i pewne ulgi podatkowe. Ludziom sztuki przysługiwałoby ubezpieczenie zdrowotne i społeczne czy też dopłaty do ubezpieczeń dla tych najmniej zarabiających. Możliwość odliczenia od podatku 50% kosztów uzyskania przychodu też nie jest jakimś szczególnym przywilejem, natomiast zapomogi czy stypendia byłyby nie aż tak liczne i przeznaczone tylko dla najlepszych twórców.
Te ok. 300 milionów złotych, które państwo miałoby przeznaczyć na dopłaty do ubezpieczeń, ma być pozyskane z opłaty wynoszącej 4% ceny urządzeń elektronicznych takich jak komputery czy tablety (ale nie smartfony), czyli takie, który mogą służyć m.in. do kopiowania i pozyskiwania obrazów, odtwarzania muzyki czy pobierania utworów literackich. Takie rozwiązanie funkcjonuje we wszystkich krajach Europy - i właściwie w Polsce także, choć z absurdalnym efektem. Jako że opłata reprograficzna pobierana jest od 1996 roku nie uwzględnia ona skoku technologicznego ostatniego ćwierćwiecza - z tego tytułu mamy w kraju podatek np. od kaset VHS, które już dawno wyszły z użycia.
Gdzie lobbyści artystów?
Lobbyści wiedzą jak zareagować. Producenci i dystrybutorzy elektroniki potrafili błyskawicznie odpowiedzieć - Michał Kanownik, prezes Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego – ZIPSEE Cyfrowa Polska, pojawiał się w mediach, zyskał przychylność części polityków i dziennikarzy, jest też inicjatorem akcji „Nie płacę za pałace”. Do mediów przebił się przekaz, że oto rząd chce z kieszeni konsumentów wyciągnąć pieniądze i dać bogatym artystom - tak często postrzeganym jako nieroby, lewacy, hochsztaplerzy artystyczni.
A gdzie lobby artystów? Krystyny Jandy, Szczepany Twardochy czy Janowie Klaty potrafią skandalizować, ciskać gromami na polityków, których nie lubią, drwić z ludzi, którymi gardzą. Gdy pojawia się projekt w interesie ich grupy zawodowej, w interesie kultury polskiej, sprzyjający rozwojowi młodych artystów - mistrzowie pióra, pędzla i sceny wyniośle milczą.
O POMOCY DLA ARTYSTÓW CZYTAJ TAKŻE:
Wildstein pyta: Czy interes państwa i polskiej kultury przegra z potentatami?
Trzeba też wspomnieć o jednym - prosty argument wolnorynkowy tu nie działa. Nie jest tak, że dobra kultura dobrze się sprzedaje, a w obecnych czasach bywa wręcz odwrotnie. Pomocy potrzebują twórcy ambitni, wymagający, zajmujący się kulturą wysoką, a chłam, kicz i pornosztuka poradzą sobie finansowo. Tylko dlaczego tak mało osób podnosi ten argument?
Przy każdej innej grupie zawodowej byłoby to nie do pomyślenia - nauczyciele, lekarze, rolnicy, o górnikach nie wspominając, potrafią strajkować, wyjść na ulice, demonstrować w obronie swojego statusu. Tutaj Ministerstwo Kultury będzie zabiegało o dobro twórców, przy ich milczeniu, a nawet w ogniu krytyki z ich strony. Ot, taki polski paradoks.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/553172-paradoks-glinskiego-pomoc-artystom-ktorzy-tego-nie-docenia